Nawet Wielkiej Brytanii i Francji nie udało się wymusić na Niemczech wypłaty odszkodowań wojennych. Rzeczypospolitej przysługują wobec RFN roszczenia odszkodowawcze, a twierdzenie, że roszczenia te wygasły lub uległy przedawnieniu, jest nieuzasadnione” – brzmi końcowy wniosek dokumentu przygotowanego przez Biuro Analiz Sejmowych na zlecenie posła PiS Arkadiusza Mularczyka.
Magazyn DGP / Dziennik Gazeta Prawna
„Roszczenia reparacyjne byłyby próbą pogorszenia bliskich i dobrych relacji, jakie przez lata rozwinęły się między Niemcami a Polską” – odparł na łamach „Der Spiegel” minister spraw zagranicznych Niemiec Sigmar Gabriel.
– To są słowa, które są próbą wykręcania się Niemców od tego, co jest aktem sprawiedliwości – skomentował to prezes PiS Jarosław Kaczyński. – Przed nami pewnie długa walka, mam nadzieję, że zwycięska – obiecał od razu Polakom, podkreślając, że po naszej stronie są racje moralne. Co miałoby przesądzać o tym, iż bilion dolarów jest niemal na wyciągnięcie ręki. „Obok sprawy reparacji wojennych należy w rozmowach z Niemcami ustalić zasady zwrotu ponad 516 tys. zrabowanych podczas II WŚ dóbr kultury” – rozmarzył się już na Twitterze poseł Mularczyk.
Politykom rządzącej partii błyskawicznie rośnie apetyt, więc w ramach nauki na początek warto by ich wysłać do Grecji. Przez ostatnie lata jej gospodarka była pod nadzorem tzw. trojki: ekspertów Europejskiego Banku Centralnego, Komisji Europejskiej oraz Międzynarodowego Funduszu Walutowego – choć de facto grecką tragedią finansową zarządzał twardą ręką niemiecki minister finansów Wolfgang Schaeuble. Trójka zmusiła Greków do drastycznego zaciśnięcia pasa, aby wpływy budżetowe zrównoważyć z wydatkami oraz koniecznością obsługi długu. Po takiej kuracji uzdrawiającej Grecy w 2015 r. wybrali w wyborach lewicowo-populistyczną Syrizę. Jej lider Aleksis Tsipras obiecał m.in., iż będzie się domagać od Berlina spłaty reparacji wojennych – oszacowanych na 270 mld euro. Po roku rzecznik rządu Niemiec Steffen Seibert odpowiedział, że Ateny reparacji nie dostaną, więc w 2016 r. premier Tsipras zapowiedział wdrożenie „narodowej strategii” uzyskania odszkodowania. Wdrażana jest do dziś. W tym czasie Niemcy na ratowaniu Grecji przed bankructwem „zarobiły” 1,34 mld euro. Co dwa miesiące temu przyznał sam Schaeuble.
A po pouczającej wycieczce do Aten politykom PiS należałoby zaproponować wycieczkę do Berlina. By na miejscu mogli zasięgnąć nauk, jak reparacje należy windykować oraz jak unikać ich wypłacenia.
Okupant bierze wszystko
Imperialne marzenia Francji skończyły się 1 września 1870 r. 130-tysięczna armia cesarza Napoleona III znalazła się w potrzasku pod Sedanem. Stojący na jednym ze wzgórz król Wilhelm I, już wkrótce cesarz zjednoczonych Niemiec, z zachwytem obserwował przez lunetę rozpaczliwą szarżę francuskiej kawalerii. – Ach, jacy dzielni ludzie! – wykrzyknął, widząc masakrę, którą jeźdźcom urządziła pruska artyleria. Gdy ostatnia nadzieja na wyrwanie się z okrążenia prysła, władca Francji nakazał wywiesić białą flagę. Po czym posłaniec od Napoleona III pojechał z liścikiem do króla Prus. „Panie Bracie (Monsieur mon frěre), skoro nie było mi dane umrzeć wśród moich żołnierzy, nie pozostaje mi nic innego niż oddać moją szpadę w ręce Jego Królewskiej Mości” – pisał.
Po obopólnej wymianie uprzejmości nastąpiła dżentelmeńska kapitulacja, a następnie bezbronnym Francuzom do skóry dobrał się Otto von Bismarck. Nie oglądają się nawet na to, że w tym czasie obalono w Paryżu cesarstwo i ustanowiono III Republikę. Po trwającym do końca stycznia 1871 r. oblężeniu Paryża Żelazny Kanclerz narzucił pokonanej Francji ułożony przez siebie traktat pokojowy. Poza anektowaniem Alzacji i Lotaryngii, Bismarck skupił się przede wszystkim na kwestiach finansowych. Doradzali mu w tej dziedzinie osobisty bankier Gerson Bleichröder i górnośląski magnat przemysłowy Guido Henckel Donnersmarck.
Wezwanego na rozmowy 21 lutego 1871 r. do Wersalu szefa francuskiego rządu Adolphe’a Thiersa czekała wstrząsająca niespodzianka. Już na wstępie Bismarck zakomunikował, że Francja będzie musiała zapłacić reparacje wojenne w wysokości 6 mld franków w złocie. A po uprzejmym wysłuchaniu protestów przypomniał Francuzowi, że na terytorium jego kraju stacjonuje 600 tys. niemieckich żołnierzy. Co więcej – zagroził zerwaniem rozejmu i zajęciem Paryża, Lyonu i Bordeaux. Miasta te, za sprawą zawieszenia broni, uniknęły dotąd bezpośredniej okupacji.
Thiers przez całe życie udowadniał, że jest nieustraszonym dziennikarzem, a następnie tak samo odważnym politykiem. Nie poddał się więc od razu, lecz przez całe pięć dni targował o każdego złotego franka. Wreszcie 26 lutego złożył podpis na preliminarium traktatu. Stanowiło ono, że III Republika wypłaci zadośćuczynienie za sprowokowanie wojny w wysokości 5 mld franków w złocie. Pierwszy miliard Berlin chciał zobaczyć do końca roku, a całą kwotę do marca 1874 r. Podpisanie traktatu nie oznaczało końca okupacji. Żelazny Kanclerz „był zbyt wytrawnym politykiem, aby wierzyć w moc sprawczą świstka papieru”. Dlatego pokonani musieli zaakceptować, iż wojska II Rzeszy pozostaną we Francji aż do momentu rozliczenia ustalonej sumy.
Gdy Thiers odczytywał traktat przed członkami Zgromadzenia Narodowego, ci dosłownie okryli się żałobą. „Wszyscy deputowani są ubrani na czarno, kobiety w żałobie na balkonach i na galerii, w pierwszych lożach korpus dyplomatyczny. Tak tragicznych obrad nie przeżył nigdy żaden parlament francuski. Francja była bardziej poniżona aniżeli po przegranej pod Waterloo” – opisywał w „Trzeciej postaci Marianny” Jan Meysztowicz.
Ratyfikacja traktatu wprawiła kraj w rosnący stan wrzenia. Wreszcie w połowie marca wybuchła w Paryżu rewolucja.
Ekspresowa spłata
Bismarck ze spokojem śledził, jak Thiers przez ponad dwa miesiące usiłował spacyfikować Komunę Paryską. I wspierał legalny rząd, bo ten przecież zgodził się zapłacić odszkodowanie, a w przypadku zwycięstwa rebeliantów musiałby znów Francuzów do tego zmusić. Dlatego Bismarck zgodził się na zwolnienie z niewoli francuskich żołnierzy zawodowych, by wzmocnić siły zbrojne Thiersa. Gdy te pod koniec maja 1871 r. odbiły Paryż, znów zaprosił francuski rząd do rozmów o pieniądzach.
Tym razem toczyły się w przytulnym hotelu Pod Łabędziem we Frankfurcie nad Menem. Szczegóły techniczne Żelazny Kanclerz omawiał z ministrem spraw zagranicznych Francji Julesem Favre’em. Ustalono, że niemieckie wojska będą okupowały i administrowały 1/3 terytorium III Republiki. Całość ogromnych kosztów ich utrzymania spadła na Francuzów. Kolejne departamenty miały być uwalniane od sił okupacyjnych wraz z wpłatami rat reparacji. Przy czym co roku do sumy 5 mld franków Niemcy zamierzali doliczać jeszcze 5 proc. odsetek.
Po zapoznaniu się z uzgodnieniami Thiersowi pozostało zaprosić do Wersalu, gdzie rezydował z rządem, barona Alfonsa de Rothschilda. Najpotężniejszy bankier Francji wyraził zgodę na udostępnienie gęstej sieci swoich placówek bankowych dla organizacji wielkiej pożyczki wewnętrznej. Zdaniem Rothschilda istniała szansa, że na wezwanie rządu – znani z patriotyzmu – Francuzi zgodzą się wykupić papiery dłużne na kwotę 2 mld franków.
Wielką subskrypcję rozpoczęto rankiem 28 czerwca 1871 r. Już sześć godzin po otwarciu placówek bankowych sprzedano obligacje rządowe na kwotę 4,9 mld franków (trzeba je było jeszcze zamienić na złoto). W zdumionych Niemczech podniosły się głosy, że gigantyczna kwota wojennych odszkodowań była jednak zbyt niska. Mimo to Bismarck postanowił dotrzymać ustaleń. Dzięki kontrybucji Reichstag mógł w 1874 r. przyjąć ustawę, iż wprowadzona do obiegu dwa lata wcześniej niemiecka marka zostanie oparta na parytecie złota. I tak za francuskie reparacje II Rzesza zapewniła sobie jedną z najstabilniejszych walut świata.
Dług naliczają zwycięzcy
Zapisy kończącego I wojnę światową traktatu wersalskiego, które przeforsował premier Francji Georges Clemenceau, udowodniały, że jego kraj nie zapomniał o upokorzeniu z 1871 r. Pokonana Rzesza straciła 1/7 terytorium w Europie i kolonie. Przemysłowe Zagłębie Saary zostało oddane na 15 lat pod kontrolę Ligi Narodów, a na granicach zdemilitaryzowanej Nadrenii miały stacjonować wojska alianckie aż do czasu spłaty reparacji. Ich wyliczenie powierzono międzynarodowej Komisja Odszkodowań.
Kiedy 10 stycznia 1920 r. weszły w życie postanowienia z Wersalu, na ulice Berlina wyszło ponad 40 tys. robotników. Podczas tłumienia zamieszek wojsko zastrzeliło 42 protestujących, a trzy razy więcej odniosło rany. Zamachy stanu planowali generalicja oraz radykałowie z prawej i lewej strony sceny politycznej. Równocześnie kolejni kanclerze Republiki Weimarskiej (w latach 1919–1921 było ich czterech) robili wszystko, co w ich mocy, by zablokować wyznaczenie wysokości reparacji.
Ale na to nie zamierzała pozwolić Francja, która miała otrzymać aż 52 proc. odszkodowań. Dlatego zwołana w Londynie na przełomie lutego i marca 1921 r. konferencja przebiegała bardzo burzliwie. Kanclerz Konstantin Fehrenbach długo stawiał opór, aż premier Francji Aristide Briand stracił cierpliwość i 8 marca jednostki francusko-brytyjskie zajęły Duisburg, Ruhrort i Düsseldorf. Po czym Komisja Odszkodowań, bez pytania Berlina o zdanie, określiła wysokość reparacji na sumę 132 mld marek w złocie, ówczesne 31,5 mld dol. (dziś byłoby to ok. 1,2 bln dol.). W razie odmowy akceptacji tej sumy zagrożono okupacją całego Zagłębia Ruhry.
Rząd Fehrenbacha, nie chcąc brać na siebie odium zdrajcy narodu, podał się do dymisji. Gorączkowe poszukiwania jego następcy trwały kilka dni. Wreszcie rolę kozła ofiarnego wziął na siebie Joseph Wirth. Nowy szef rządu decyzję Komisji Odszkodowań zaakceptował dwie godziny przed upływem terminu ultimatum, gdy postawione w stan gotowości francuskie dywizje już szykowały się do zajęcia Zagłębia Ruhry.
Co się odwlecze...
Rząd Wirtha liczył na to, że alianci wydadzą korzystny dla Niemiec werdykt w sprawie Górnego Śląska, jeśli Berlin okaże uległość. W sierpniu 1921 r. Republika Weimarska przekazała Komisji Odszkodowań pierwszy miliard marek w złocie. Mimo to najcenniejsza część Górnego Śląska i tak przypadła Polsce. Berlin więc natychmiast zaprzestał dalszego spłacania odszkodowań, zasłaniając się kryzysem gospodarczym, który faktycznie przybierał na sile.
Z początkiem 1922 r. kanclerz Wirth zaproponował, by alianci ogłosili dwuletnie moratorium na spłatę reparacji. Na wieść o tym w Paryżu zawrzało tak mocno, że upadł rząd Brianda, a nowym premierem został o wiele bardziej wojowniczy Raymond Poincaré. Tymczasem niemieckie władze zręcznie wynajdowały wciąż nowe powody, by niczego zwycięzcom nie wypłacić. Co więcej, w kwietniu 1922 r. w Rapallo pod Genuą, ku zaskoczeniu Europy, podpisały układ o współpracy z bolszewicką Rosją. W ten sposób Berlin zamierzał szachować Francję i Wielką Brytanię, grożąc, iż w razie zwiększania presji wybierze dalsze zbliżenie z komunistami.
W odpowiedzi Poincaré zażądał od Berlina natychmiastowej spłaty reparacji. I tym razem bez rezultatów. Kanclerz Wirth wskazywał, że z powodu hiperinflacji w niemieckim budżecie brak na to środków. „Rząd Wirtha nie czynił niczego, by inflację powstrzymać, chociażby przez wyższe opodatkowanie. Im większy bowiem występował spadek pieniądza, tym łatwiej pozbywał się rząd swoich olbrzymich długów wewnętrznych i dowodził, że Niemcy nie są w stanie spłacić odszkodowań” – pisze Tadeusz Kotłowski w monografii „Kryzys 1923 roku w Niemczech”.
Jednocześnie słano z Berlina prośby do Waszyngtonu o wsparcie dla pomysłu moratorium. Ale nawet to nie złamało determinacji Poincaré’a. Skoro markę zjadała hiperinflacja, to zaczął domagać się spłaty należności w węglu i drewnie, ponadto chciał przejąć niemieckie dochody z ceł. Ale trafił tu na opór Londynu, który opowiadał się za czteroletnim moratorium.
W końcu Poincaré odwołał się do zapisu w traktacie wersalskim, iż w razie uchylania się Niemiec od płacenia odszkodowań zwycięskie rządy mogą podjąć kroki, które „uznają za pożądane ze względu na okoliczności”. Tak niejasna formuła dawała duże pole do interpretacji. Francuski premier rozszerzył je maksymalnie, wydając 10 stycznia 1923 r. rozkaz zajęcia Zagłębia Ruhry. Następnego dnia pięć francuskich dywizji, wspieranych przez dwie belgijskie, przekroczyło granicę. Ponad 200 tys. żołnierzy bez problemu opanowało kluczowe dla Republiki Weimarskiej centra przemysłowe. Francja odcinała Berlin od regionu, gdzie wydobywano 2/3 węgla i wytwarzano połowę stali.
Nie dostaną naszych marek
„Akcja rządu francuskiego i belgijskiego w Zagłębiu Ruhry stanowi ciężkie naruszenie prawa międzynarodowego i układu w Wersalu. W związku z tym rozkazy i polecenia wydawane niemieckim urzędnikom w następstwie tej akcji są nieprawomocne” – ogłosił 13 stycznia 1923 r. nowy kanclerz Wilhelm Cuno. Republika Weimarska nie posiadała sił zdolnych do stawiania zbrojnego oporu, mimo to nadal zachowała sporo możliwości blokowania windykacji długu. Oświadczenie kanclerza zainicjowało Ruhrkrieg (Wojnę o Ruhrę). Cały region sparaliżowały masowe strajki, zaś kolejarze blokowali składy wiozące węgiel oraz inne surowce w kierunku Francji i Belgii. Strajkującym robotnikom oraz ich pracodawcom niemiecki rząd wypłacał subsydia, by podtrzymywać opór.
W odpowiedzi 29 stycznia Francja ogłosiła w Zagłębiu Ruhry stan oblężenia. Francuska żandarmeria przystąpiła do aresztowania przywódców ruchu oporu. A strajkujących robotników wysiedlano poza granice strefy okupacyjnej. Łącznie deportowano ponad 172 tys. ludzi. Koleje obsadzono francuskim personelem, podobnie jak administrację, choć z powodu liczby stanowisk musiano sprowadzać urzędników także z Belgii oraz Włoch. W końcu rozpoczęto demontowanie najcenniejszych fabryk, żeby wywieźć je do Francji.
Niemcy odpowiedzieli jeszcze bardziej zdeterminowanym oporem. Zakłady Kruppa w Essen i hutę w Bochum z rąk broniących ich robotników odbiły oddziały francuskiego wojska. Podczas walk zginęło ponad 20 osób. Po tych pacyfikacjach zaczęły się tworzyć w Zagłębiu Ruhry grupy partyzanckie. Pierwszym celem akcji sabotażowych stały się wiadukty kolejowe oraz kanały rzeczne. Ich wysadzanie blokowało wywóz węgla do Francji. Jeden z bohaterów akcji sabotażowych Albert Leo Schlageter został w maju 1923 r. rozstrzelany przez francuski pluton egzekucyjny. Człowiek, który wysadził w powietrze wiadukt kolejowy pod Kalkum, stał się wielbionym wzorem dla wszystkich Niemców. Choć działał w organizacjach skrajnie prawicowych, jego osobę czcić zaczęli nawet komuniści.
Upór popłaca
Francuska próba windykacji odszkodowań zakołysała Republiką Weimarską. W końcu upadł rząd Wilhelma Cuno, na krótko posadę kanclerza objął Gustaw Stresemann, który ostatecznie został ministrem spraw zagranicznych. To dzięki jego zręczności słabość Niemiec zaczęła stawać się ich siłą.
W listopadzie 1923 r. Adolf Hitler i gen. Erich Ludendorff próbowali przeprowadzić w Monachium zamach stanu. Pucz się nie powiódł, ale dla Londynu i Waszyngtonu wizja, iż w Berlinie rządzą radykałowie, stawała się coraz bardziej niepokojąca. Stresemann zręcznie podsycał te obawy, a jednocześnie wznowił spłacanie reparacji. Znalazł też bezcennego sojusznika we Francji w osobie Aristide’a Brianda. Konkurent Raymonda Poincaré’a uznał, iż może odzyskać władzę dzięki promowaniu pokoju oraz pojednania z Niemcami. Idealnie odczytując nastroje zmęczonych konfliktem rodaków. Zwłaszcza że okupacja Zagłębia Ruhry przynosiła małe dochody, natomiast stanowiła dla budżetu III Republiki ogromne obciążenie.
Straty finansowe i wizerunkowe powodowały, że rząd Poincaré’ego zmierzał w stronę upadku. Gwoździem do jego trumny stała się konferencja w Londynie w kwietniu 1924 r. Rej wodził na niej amerykański bankier Charles Dawes, który został szefem ekspertów przy Komisji Odszkodowań. Opracował on plan zakładający ograniczenie kwoty spłacanych przez Republikę Weimarską reparacji przez okres pięciu lat. Ich roczna wysokość stopniowo rosła od miliarda do 2,5 mld marek, tak by dać czas niemieckiej gospodarce na odzyskanie siły. Dawesowi jego plan przyniósł Pokojową Nagrodę Nobla i urząd wiceprezydenta USA, Francji pozwolił wycofać wojska z Zagłębia Ruhry bez utraty twarzy. Z czego skwapliwie skorzystał nowy premier Édouard Marie Herriot.
Pięć lat później Międzynarodowa Komisja Rzeczoznawców, kierowana przez innego amerykańskiego biznesmena Owena Younga, opracowała plan dalszej spłaty wojennych odszkodowań przez Berlin. Nakreślono w nim, iż Niemcy wpłacą 115 mld marek do specjalnego Banku Reparacyjnego z siedzibą w Bazylei w ratach do 1988 r. Cały szkopuł polegał jednak na tym, że na terenie Republiki Weimarskiej już nie stacjonowały obce wojska. Zasłaniając się skutkami Wielkiego Kryzysu, jaki ogarnął cały świat, Berlin już w 1931 r. zaprzestał płacenia odszkodowań.
Ostatecznie rok później, po konferencji w Lozannie, kraje aliancie zgodziły się na umorzenie większej części reparacji i nowe moratorium – w zamian za jednorazową wpłatę 3 mld marek. Tak też się stało, po czym III Rzesza sprokurowała wkrótce nową wojnę światową, za którą zwycięskie mocarstwa chciały naliczyć Niemcom nowe reparacje.
Wartość amerykańskiej przyjaźni
Podczas konferencji w Poczdamie ogólnikowo mówiono o kwocie ok. 20 mld dol. Jednak to nie odszkodowania wojenne okazały się najważniejsze. Skoro do Łaby niemieckie ziemie znalazły się pod sowiecką okupacją, to dla Waszyngtonu głównym celem stało się stworzenie po jej zachodniej stronie na tyle mocnego państwa, by mogło stawić czoło komunistycznej ekspansji. Temu służył m.in. plan Marshalla, dzięki któremu gospodarka Republiki Federalnej Niemiec błyskawicznie podniosła się z ruin. Skoro USA zainwestowały w nią ok. 1,5 mld ówczesnych dolarów, niespecjalnie palono się do tego, by windykować reparacje.
Ten fakt zręcznie wykorzystał kanclerz Konrad Adenauer. Zadeklarował w maju 1951 r., że RFN przejmuje odpowiedzialność za cały przedwojenny dług Niemiec – 23 mld marek. Jednocześnie rozpoczął akcję dyplomatyczną w Waszyngtonie – przestrzegał przed narzucaniem RFN nowych reparacji wojennych, co miało prowadzić do bankructwa jego państwa. Ale prawdziwie mistrzowskim posunięciem kanclerza było porozumienie, jakie we wrześniu 1952 r. zawarł z ministrem spraw zagranicznych Izraela Moshe Sharettem. Przez następne 12 lat Bonn zobowiązywało się wypłacić państwu żydowskiemu 3 mld marek tytułem zadośćuczynienia za zbrodnie. Niezależnym organizacjom żydowskim dorzucono jeszcze 450 mln marek, tak kupując sobie jedno z najbardziej wpływowych lobby w Waszyngtonie.
Inwestycje poczynione przez Adenauera zwróciły się z nawiązką w lutym 1953 r. Stany Zjednoczone ostatecznie postanowiły uczynić z RFN swego strategicznego sojusznika i wymusiły na innych krajach zachodnich, by podczas konferencji w Londynie zrzekły się odszkodowań wojennych. Na dodatek przedwojenne długi i zobowiązania RFN zredukowano do 13,73 mld marek. W reakcji na to Kreml, wspierający NRD, także zrezygnował z dalszej windykacji reparacji, przy okazji żądając tego samego od Polski Ludowej i innych krajów satelickich.
Po tak skutecznym strząśnięciu z siebie większości należności Republika Federalna Niemiec resztę spłacała uczciwie, choć z poślizgiem, przelewając Wielkiej Brytanii i Francji ostatnią ratę odszkodowań za I wojnę światową, w wysokości 70 mln euro, na początku października 2010 r. Z powodu inflacji i zmian kursu walut trudno oszacować, jaka część reparacji wyznaczonych w 1921 r. przez Komisję Odszkodowawczą została spłacona. Choć nie było to nawet 10 proc. całej sumy.
I tu pytanie – jak polski rząd chce zmusić Niemcy do czegoś, czego nie potrafiły uzyskać największe mocarstwa Zachodu? Zwłaszcza że reparacje udaje się windykować jedyne tym, którzy wygrywają wojnę i są w stanie okupować terytorium przeciwnika. Chyba że 250 kupionych do Bundeswehry leopardów czeka już w okolicy Słubic i pewnego jesiennego poranka ruszą na Berlin...
Ostatnią ratę odszkodowań za I wojnę światową, w wysokości 70 mln euro, Niemcy przelały Wielkiej Brytanii i Francji na początku października 2010 r. Z powodu inflacji i zmian kursu walut trudno oszacować, jaka część reparacji została spłacona.