Prezydent Turcji twierdzi, że osoby te stanowią zagrożenie dla wszystkich państw. Zachodnie służby są innego zdania.



We wtorek w Ankarze rozpoczął się proces 500 osób podejrzanych o próbę zorganizowania zamachu stanu w lipcu 2016 r. Głównym oskarżonym jest sądzony zaocznie kaznodzieja Fethullah Gülen. W Polsce mieszka kilkuset jego zwolenników.
Ali (imię zmienione) ma 25 lat, sympatyczny uśmiech i okulary. W Polsce skończył studia, mieszka tu od ponad pięciu lat. Z przerwami na pobyt za oceanem. – Poszedłem do tureckiego konsulatu generalnego w Warszawie. Jeśli pracuję poza Turcją, muszę dawać na to zaświadczenie, żeby nie odbywać obowiązkowej służby wojskowej – tłumaczy. Ali z ambasady wyszedł już bez paszportu. Zaproponowano mu tymczasowy, który uprawniałby go do podróży w jedną stronę. Do Turcji.
– Wysłałem e-maila do Interpolu, żeby zapytać, czy jestem poszukiwany. Dostałem negatywną odpowiedź – mówi. Ali pisał też do innych instytucji. Od MSWiA dostał odpowiedź: „W celu uzyskania bardziej szczegółowych informacji związanych z zatrzymaniem/anulowaniem Pana paszportu, winien Pan zwrócić się bezpośrednio do wskazanej powyżej tureckiej placówki dyplomatyczno-konsularnej”. Czyli tam, gdzie bez wyjaśnienia zabrano mu paszport. Ali siedzi więc w swoim warszawskim mieszkaniu i czeka na rozwój wydarzeń.
Nasz rozmówca jest zwolennikiem Gülena. Wierzy w nauki głoszone przez duchownego, który w 1999 r. przeprowadził się do USA. Gülen urodził się w 1941 r. w tradycyjnej rodzinie w Erzurum na wschodzie Turcji. Jego ojciec był imamem. On też poszedł tą drogą i w 1958 r. uzyskał licencję religijnego kaznodziei. W nauczaniach Gülen wzoruje się na Saidzie Nursîm, myślicielu z początku XX w., który postulował pogodzenie wiary z nauką i pokojową koegzystencję różnych religii.
Gülen przejął te nauki i zaczął rozpowszechniać tolerancyjny islam. Zdobywał coraz więcej stronników. Jako że Nursî podkreślał rolę nauki, Gülen zaczął organizować wakacyjne kolonie dla gimnazjalistów i licealistów. Później przyszła kolej na szkoły. – 10 lat temu mówiono, że jego elektorat w Turcji to ok. 10 proc. – mówi Karol Wasilewski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Do takiej pozycji Hizmet – Służba, jak nazywa się zwolenników Gülena, dążył przez kilkadziesiąt lat. Przez sieć szkół ruch wychował sobie rzeszę zwolenników. Objęli stanowiska w systemie sprawiedliwości, wojsku, policji czy w edukacji.
Działalność prowadził nie tylko w Turcji. – Szkoły kaznodziei działają w ok. 160 państwach. Rząd wykorzystywał je jako soft power, np. pomagając w organizacji olimpiad języka tureckiego – tłumaczy Wasilewski. Nie wiadomo, ilu zwolenników kaznodziei żyje na świecie. Ale – oprócz tureckich władz przyznaje to też świecka opozycja – ruch zdobył bardzo duże wpływy. Gülen przez lata był sojusznikiem Erdogana. Obecny prezydent korzystał z ludzi Hizmetu, by stworzyli kadry urzędnicze. Islamistom tych kadr brakowało, bo inteligencja od lat wspiera raczej partie świeckie. Dopóki güleniści pomagali w czystkach w wojsku (gwarancie świeckości republiki), sojusz trwał. Ale kiedy domniemani zwolennicy kaznodziei upublicznili w 2013 r. skandal korupcyjny, w który była zaangażowana rodzina prezydenta, ten rozpoczął z Hizmetem wojnę. Niedawny sojusznik stał się największym wrogiem.
Wtedy Hizmet przestał być w państwowej optyce ruchem społecznym i stał się FETÖ, Organizacją Terrorystyczną Fethullaha Gülena. Zaczęło się przejmowanie biznesów zwolenników Gülena, m.in. największej w Turcji gazety „Zaman”. – Erdoganowska partia AKP niewiele zrobiła, żeby zapobiec coraz większym wpływom Gülena. Coraz więcej jest na to dowodów. Przed ludźmi kaznodziei ostrzegali wojskowi dowódcy – tłumaczy Wasilewski. Pucz z 15 lipca 2016 r. mieli organizować właśnie zwolennicy Gülena, których nie usunięto z armii we wcześniejszych czystkach. Tak twierdzą władze w Ankarze, tak też twierdzi większość Turków.
Innego zdania są europejskie służby. Według Centrum Analiz Wywiadowczych UE za przewrotem stała grupa oficerów, wśród których byli poplecznicy różnych frakcji, i jest mało realne, by był to sam Gülen. Podobnego zdania jest szef niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej Bruno Kahl. – Nie widzę dowodów na to, że za przewrotem stoi ruch Gülena – powie w wywiadzie dla „Spiegla” niespełna rok po próbie przewrotu. Sam Gülen będzie głosił teorię, że to Erdogan sfingował samopucz, by mieć pretekst do masowych czystek.
Jak było naprawdę, nie wiadomo. Nie opublikowano dotychczas wiarygodnych materiałów, które w pełni przekonywałyby do którejś teorii. Faktem jest, że w Turcji od czasu nieudanego przewrotu dochodzi do masowych czystek. Od lipca 2016 r. aresztowano ponad 50 tys. osób, 150 tys. zawieszono lub zwolniono z pracy. Zwolennicy Gülena są też prześladowani za granicą. W Europie czy USA mogą się czuć bezpiecznie, ale np. w Arabii Saudyjskiej, Malezji czy Pakistanie już nie. Tamtejsze władze na prośbę Ankary wydalają gülenistów. Polska w tym przypadku należy do świata Zachodu. – Jeśli przestrzegają polskich i europejskich przepisów, to nic im w naszym kraju nie grozi – zapowiedział pod koniec zeszłego roku wicepremier Jarosław Gowin.
W Polsce działa kilka instytucji związanych z Gülenem. Niektóre bardziej, inne mniej formalnie. Osoby związane z ruchem mówią mi o międzynarodowej szkole Meridian (podstawówka, gimnazjum, liceum) i uczelni Vistula. Pierwsza w ogóle nie odpowiada na pytanie, czy i w jaki sposób jest powiązana z Gülenem. „Akademia Finansów i Biznesu Vistula nie ma i nigdy nie miała żadnych powiązań – formalnych i nieformalnych – z turecką opozycją. Ani uczelnia, ani jej pracownicy nie są w żaden sposób powiązani z opozycją czy partią rządzącą Turcji ani jakiegokolwiek innego państwa. Pan Arif Erkol od dawna nie jest pracownikiem uczelni” – odpowiedziała z kolei uczelnia.
Erkol to domniemany przywódca tzw. FETÖ w Polsce. Nigdy nie udało mi się z nim skontaktować, mimo że zawsze odczytywał moje wiadomości na jednym z portali. Za lidera rzekomej organizacji terrorystycznej w naszym kraju uważa go turecka państwowa agencja informacyjna Anadolu. Erkol – jak wiem od osób, które go znają – ma polskie obywatelstwo, nie grozi mu więc ekstradycja do Turcji. Oprócz dwóch szkół, o których wiem od przedstawicieli Hizmetu, w bezpośredni sposób z Gülenem związana jest fundacja Dunaj Instytut Dialogu. Na swojej stronie przyznaje się do czerpania z jego nauk. Fundacja działa w Polsce od 2009 r. i – według deklaracji – zajmuje się dialogiem międzyreligijnym.
– Niektórzy muzułmanie uważają, że nie mogą rozmawiać z przedstawicielami innych religii. My sądzimy, że musimy rozmawiać z chrześcijanami czy Żydami – tłumaczy osoba związana z fundacją. Inny człowiek z jej otoczenia mówi, że w Polsce żyje 150–200 osób zapatrzonych w idee Gülena. Tureckie władze utrudniają im życie w Polsce, tak jak Alemu. Osoba związana z fundacją też nie może się doprosić o paszport, tyle że dla swojego dziecka. Ankara nie informuje Warszawy o ściganiu kogokolwiek, bo oficjalnie zwolennicy Gülena w Polsce nie popełnili żadnego przestępstwa. Ale – jak przekonują przedstawiciele ruchu – w tureckiej ambasadzie istnieje lista osób, którym należy skonfiskować paszporty.
Polskie władze chowają głowę w piasek, jak w przypadku Alego, któremu MSWiA kazało rozwiązywać problem z paszportem w ambasadzie tureckiej. Bo – jak przekonuje MSZ – relacje z Ankarą są „bardzo dobre”. „Temat obecności i działalności osób i organizacji związanych z Fethullahem Gülenem jest okazjonalnie podnoszony przez stronę turecką. MSZ nie ma wiedzy o szczególnych naciskach w tej sprawie. Przyjmujemy, że władze Turcji nie prowadzą jakiejkolwiek niejawnej działalności wobec takich osób na terytorium sojuszniczego państwa, jakim jest Polska. Nie mamy też informacji o wnioskach w sprawie wydalenia konkretnych osób. Organizacje pozarządowe czy instytucje edukacyjne funkcjonują w naszym kraju, jeżeli zostały zarejestrowane zgodnie z polskimi przepisami. Nie posiadamy informacji ani dowodów wskazujących na ich niezgodną z prawem działalność” – czytamy.
Służby są mniej wylewne. „ABW nie podaje do publicznej wiadomości danych, które mogłyby wskazać na ewentualny przedmiot jej zainteresowań bez względu na to, czy w konkretnym przypadku są lub nie są podejmowane pewne działania” – czytamy w przesłanym nam mailu. Tymczasem Ali z przerażeniem dowiaduje się o kolejnych represjach w Turcji. – Mój wujek jest w więzieniu. On nawet nie jest powiązany z Gülenem jak ja. Był policjantem. Ludzie z AKP chcieli, żeby kogoś zwolnił, ale się nie zgodził. Najpierw wyrzucili go z pracy, siedział przez dwa lata w domu. Został zatrzymany dwa miesiące temu – mówi. Wciąż nie usłyszał zarzutów.
Gülen przez lata był sojusznikiem Erdogana. Teraz jest jego wrogiem nr 1