W stolicy Brazylii doszło w środę do starć policji z uczestnikami kilkudziesięciotysięcznej demonstracji, którzy domagali się dymisji oskarżanego o korupcję prezydenta Michela Temera oraz odstąpienia przez rząd od reform oszczędnościowych.

W odpowiedzi na próbę przerwania kordonu policyjnego przez tłum protestujących policja użyła gazu łzawiącego i granatów hukowych. W demonstracjach wzięło udział około 35 tys. osób - podaje agencja AP.

Protestujący skandowali: "Nie ma tu miejsca dla Temera!" i nieśli transparenty wzywające do rozpisania wcześniejszych wyborów prezydenckich.

W ciągu ostatnich dni prezydentowi przedstawiono poważne zarzuty korupcyjne. Dotyczą one łapownictwa i przywłaszczenia sobie części funduszy przeznaczonych na kampanię wyborczą jego centroprawicowej Partii Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego (PMDB).

Temer zapowiada, że mimo wysuniętych przeciwko niemu przez Sąd Najwyższy oskarżeń nie ustąpi ze stanowiska. "Byłoby to przyznaniem się do winy" - oznajmił w wywiadzie opublikowanym w poniedziałek na łamach dziennika "Folha de S. Paulo".

Do środowych protestów wezwały związki zawodowe i partie lewicowe, które podkreślają, że reformy uchwalane i wdrażane przez rząd Temera ograniczą prawa pracowników. Nowe ustawy pozwalają pracodawcom wydłużyć dzień pracy do 12 godzin dziennie, a 30-dniowy urlop podzielić bez zgody pracownika na trzy części. Przewidują też m.in. zamrożenie na 20 lat wydatków na ochronę zdrowia i oświatę, próbę wydłużenia wieku emerytalnego, zapoczątkowanie prywatyzacji infrastruktury gospodarczej czy dopuszczenie zagranicznych koncernów do eksploatacji brazylijskich złóż ropy naftowej. Prezydent twierdzi, że reformy te są konieczne, aby wyciągnąć kraj z zapaści ekonomicznej.

"Temer nie może zostać, a reformy, które tłamszą nasze prawa, nie mogą być wdrażane" - powiedział Dorivaldo Fernandes, członek związku zawodowego pracowników medycznych. "Chcemy nowych przyzwoitych ludzi, którzy mogą posprzątać ten bałagan" - dodał. (PAP)

ndz/ kar/