Bywają dni, że Polacy oglądają pornografię przez 35 minut. Włączamy ją rano i wieczorem. Raczej w drugiej połowie tygodnia.
dr n. med. Robert Kowalczyk seksuolog kliniczny. Kierownik Zakładu Seksuologii Wydziału Psychologii i Nauk Humanistycznych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Wykładowca Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, Akademi Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie oraz Uniwersytetu SWPS. Członek Europejskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej i Rady Naukowej (MSM) Krajowego Centrum ds. AIDS. Psychoterapeuta w Centrum Terapii Lew-Starowicz / Dziennik Gazeta Prawna
Profil społeczno-demograficzny użytkowników strony pornhub / Dziennik Gazeta Prawna
Kim są użytkownicy strony pornhub / Dziennik Gazeta Prawna
Polacy lubią oglądać porno?
Jak najbardziej. Robią to coraz częściej na urządzeniach mobilnych, bo te gwarantują nam największe poczucie prywatności.
Gdzie? I kiedy?
W domu, pracy, szkole, kafejce internetowej, u rodziny na przyjęciu. Wszędzie. Rano i wieczorem. Raczej w drugiej połowie tygodnia, szczególnie w weekendy, kiedy mamy więcej czasu.
Wszyscy?
Oczywiście, z PornHuba – bo w naszej rozmowie korzystamy ze statystyk tego jednego z największych serwisów pornograficznych w internecie – korzystają zarówno siedmiolatki, jak i mężczyźni po siedemdziesiątce. To samo dotyczy zresztą kobiet. Wykształcenie, status zawodowy czy poziom zarobków, podobnie jak wiek czy płeć, nie mają znaczenia. Dostęp do treści erotycznych jest bardzo demokratyczny – korzystają więc zarówno zarabiający ponad 5 tys. zł miesięcznie, jak i bezrobotni.
Są dni, że na przeglądaniu treści XXX spędzamy nawet 35 min. A nie jest to przecież jedyny tego typu serwis w sieci. Dołączyliśmy więc do społeczeństw, które bardzo dużo czasu poświęcają na konsumpcję porno, a przecież we wszelkich badaniach deklarujemy, że ta jest nam obca. Jesteśmy aż takimi hipokrytami?
Zawsze byliśmy. W badaniach z 2011 r., w których prof. Zbigniew Izdebski zapytał dorosłych Polaków o korzystanie z treści erotycznych w internecie, 49 proc. mężczyzn i 27 proc. kobiet zadeklarowało, że przynajmniej raz poszukiwało ich w internecie. A to przecież mało realne! Wchodząc na jakąkolwiek stronę w sieci, prędzej czy później każdy z nas trafi w końcu na treści erotyczne. Większość je ogląda, choć w różnym stopniu, tyle że mało kto publicznie to deklaruje. Proste pytanie: czy koleżanki i koledzy oglądają porno? A jeśli tak, to jakie?
...
Nie wie pani tego, prawda? A jeśli pojawiają się na ten temat dyskusje, to najczęściej w gabinecie seksuologa – słyszę to często z racji zawodu lub podczas wizyt studyjnych czy wykładów, które prowadzę.
Ale Polska nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o poziom hipokryzji. Podobne rozbieżności między deklaracjami a rzeczywistymi działaniami są choćby w USA.
W 2014 r. PornHub zbadał zależność pomiędzy legalnością małżeństw homoseksualnych w danym stanie a poziomem odsłon gejowskich treści porno w poszczególnych regionach. I co się okazało? Że im bardziej konserwatywny stan, tym większy poziom oglądalności. Widać to było najwyraźniej w tzw. pasie biblijnym, środkowej części kraju, tej deklarującej najmocniejsze przywiązanie do wartości chrześcijańskich. Z kolei im bardziej stan był liberalny, tym oglądalność była mniejsza.
I tym właśnie – tradycyjną atmosferą katolickiego konserwatyzmu – można u nas wytłumaczyć ogromne zainteresowanie tym portalem na Śląsku? Z danych serwisu wynika, że najrzadziej zaglądają na niego mieszkańcy wielkopolskiego.
Nie do końca. Najprawdopodobniej jest to układ kilku czynników. Na przykład jeśli chodzi o dochód na mieszkańca, Śląsk plasuje się na drugim miejscu, tuż za Mazowszem. Co przekłada się m.in. na częstsze posiadanie komputera, tabletu, smartfona i szybkiego łącza internetowego, a więc na dostępność. W dużych, zurbanizowanych regionach widoczny jest też wyższy poziom otwartości, a niższy przywiązania do wartości konserwatywnych.
A zasada, że im więcej restrykcji w życiu, tym więcej kontaktu z treściami pornograficznymi, ma w ogóle w Polsce zastosowanie? Wpływy Kościoła katolickiego pozostają mocne.
O wiele bardziej znaczącym czynnikiem jest u nas brak edukacji seksualnej, a już szczególnie wśród młodszych grup, jeszcze przed inicjacją seksualną. Bo czym gorsza instytucjonalna edukacja seksualna, tym więcej informacji poszukiwanych w innych źródłach. Z danych Instytutu Badań Edukacyjnych z 2015 r. wynika, że internet, w tym strony z erotyką, jest dla młodzieży jednym z najistotniejszych źródeł informacji o seksie. Nic dziwnego, że dla osób młodych – w tym nawet 7–11-latków, (stanowią około 10 proc. użytkowników) – stają się instruktarzem do seksu. Efekt jest taki, że choć zobaczyli już wiele zachowań seksualnych – i wiedzą, co to bukkake – to kiedy przychodzi do kwestii podstawowych, mają braki. Widzę to w ankietach, które przeprowadzam przed cyklem wykładów z seksuologii zarówno na kierunkach medycznych, jak i humanistycznych. Można powiedzieć, choć będzie to oczywiście nadużycie, że im mniej seksu, tym więcej dotyczących go wyobrażeń.
I tym mniej kontaktów seksualnych – o 10 proc. wśród 20–30-latków, a więcej zachowań autoerotycznych – i to o 26 proc. Tak wynika z „Raportu o stanie seksualności Polaków”.
Strony pornograficzne mogą mieć w tym swój udział przede wszystkim dlatego, że ułatwiają szybką realizację popędu, m.in. bez konieczności budowania relacji i więzi czy dbania o potrzeby partnera/partnerki. Głównym odbiorcą pornografii są mężczyźni, więc produkcje są tak skonstruowane, że rozkosz kobiety zawsze będzie pokazywana niejako na drugim planie, jako nagradzanie rozkoszy męskiej, której finałem jest zawsze wytrysk mężczyzny. Taki przekaz powoduje zagrożenie, ponieważ można uznać, że właśnie w ten sposób ma wyglądać kontakt seksualny – mężczyzna zawsze musi mieć pełną erekcję, która trwa 30 minut i dłużej, a kobieta z kolei kilkanaście orgazmów. Idealizuje się nie tylko siebie samych, lecz także partnera. Tymczasem, co należy podkreślać, jeśli film trwa kilkanaście minut, to najprawdopodobniej montowany był z materiału, który powstawał przez cały dzień. Nagrywano go w różnych ujęciach – np. sceny wytrysku rejestruje się na początku, aktorzy się zmieniali, brali preparaty poprawiające wydolność, byli stymulowani przez innych aktorów, odpoczywali... To jest konwencja filmu, a nie odwzorowanie rzeczywistości.
Ale przecież nie tylko o edukację seksualną chodzi. Co z realizacją innych potrzeb?
W grę wchodzi też redukowanie obaw przed zbliżeniem czy też ewentualnym odrzuceniem, choć zawsze najważniejsze będzie osiągnięcie zamierzonego celu, czyli satysfakcji seksualnej. Korzystanie z treści erotycznych to nic innego jak fast sex. Ogólnodostępny, szybki i łatwy, a przy tym różnorodny. Na tym nie koniec. Bo gdy dla jednych będzie się też liczył element ludyczny – Polacy z reguły lubią podglądać, podpatrywać, kto ma, co, jak, dlaczego – o tyle dla innych kluczowa stanie się chęć urozmaicenia gry miłosnej, w tym np. poszukiwanie konkretnych technik działania. I tu mała uwaga – korzystanie z treści porno z jednej strony „uczy” seksualności (np. tego, ile ma trwać zbliżenie), z drugiej w znaczący sposób modyfikuje nasze życie seksualne i je redukuje. Na tyle że późniejsze realne kontakty seksualne mogą już nie być tak atrakcyjne, bo nie wzbudzają aż takich emocji. Mam pacjentów, którzy całe lata korzystali z filmów porno – oni są nauczeni samozadowalania w bardzo określony sposób, więc jeśli pojawia się realna partnerka, to pojawia się i realny problem. Kobieta ma swoje potrzeby, wymagania... Sama jej obecność rozprasza, powoduje zakłócenie wyćwiczonego bodźca. Mogą się pojawić również różnego typu uzależnienia, na przykład wtedy, kiedy pornografia staje się przymusem i wartością samą w sobie. Wypiera realne kontakty, pojawia się błędne koło, cierpienie.
Ale są też inne potrzeby....
Dla osób młodych to prosty i szybki sposób na rozładowanie popędu, najczęściej przez autostymulację, bo w tym wieku różnie jednak bywa z „dostępnością” partnerek/partnerów. Starsi, z reguły w stałych związkach, realizują go już w sposób bardziej regularny. To jedno z wyjaśnień spadku zainteresowania treściami propornograficznymi w tej grupie.
Tyle że Polacy powyżej 55. roku życia też wchodzą na tę stronę. Stanowią prawie 12 proc. wszystkich użytkowników.
Nimi kieruje przede wszystkim nostalgia za młodością, pojawia się narracja deficytu. Liczy się chęć sprawdzenia. „Czy jeszcze mogę tak jak wtedy, kiedy miałem te 25 lat?”, „Jak byłem młodszy, to dopiero byłem Don Juanem. Tak wiele potrafiłem” – myślą. To często opisywane w literaturze zjawisko, o którym wiadomo i to, że podczas fantazji seksualnych tacy mężczyźni widzą siebie sprzed 20–30 lat – nie liczy się wtedy realny aspekt ich życia, w tym kim są, gdzie są i z kim aktualnie.
A czego szukają mężczyźni?
Na stronach porno są setki kategorii, które pozwalają spełnić najdziwniejsze nawet pragnienie seksualne. W Polsce, jak i w innych krajach najpopularniejsze są jednak trzy kategorie filmów: nastolatki – powszechnie młodość traktowana jest jako fetysz, MILF (ang. skrót od Mom I’d Like to Fuck), czyli mamuśki, kobiety dojrzałe, oraz seks lesbijski. Rzecz jasna do tego dochodzą mody, w tym np. na aktorki porno. Lisa Ann, Mia Khalifa czy Sasha Grey traktowane są jak celebrytki, jak gwiazdy seriali, dla których Polacy oglądają kolejne odcinki.
OK, oglądanie nastolatek rozumiem, ale dlaczego aż tak popularne są mamuśki i lesbijki?
Seks z dwiema kobietami to jedna z najczęstszych fantazji seksualnych mężczyzn, choć – co trzeba zauważyć – nie przekłada się to na akceptację dla relacji lesbijskiej w ogóle. Najczęściej w tych fantazjach chodzi o to, że mężczyzna dołącza do dwóch kobiet, a te go zaspokajają. Wielu moich pacjentów przekonuje, że w życiu realnym taki układ jest dla nich niemożliwy, bo np. partnerka się na to nie godzi – a dzięki stronom porno, a PornHub nie jest jedyną, mogą dostać ekwiwalent takiego stosunku. A przecież tym dokładnie jest pornografia, światem fantazji. MILF to także typowa dla mężczyzn fantazja, choć zjawisko już bardziej złożone. Można je tłumaczyć tęsknotą za dojrzałą, dominującą kobietą, która nie tylko się zaopiekuje, lecz również przejmie ciężar odpowiedzialności. Tak podpowiadają badania, a potwierdza praktyka – w magazynach dla mężczyzn pełno jest kobiet udających nauczycielki czy pielęgniarki.
Ale w Polsce, jak wynika ze statystyk PornHuba, jest jeszcze jedna kategoria bardzo chętnie wyszukiwana przez internautów: polskie dziewczyny.
Nie tylko, bo też: Polki, polski seks, polski...
Skąd ta popularność?
Bo mimo zachwytu egzotyką swojskość jest podniecająca. Idąc ulicą, ktoś zachwycił się np. mijaną blondynką, więc w sieci będzie szukał kobiety podobnej do niej. Inna rzecz, że Polacy lubią oglądać Słowianki – zyskują na tym Czechy, które mają znaczący przemysł porno – bo to także „dziewczyny z sąsiedztwa”, a tym samym bliższe możliwemu spełnieniu seksualnemu. Tak na marginesie: tym też można tłumaczyć ogromną swego czasu popularność show-upów, czyli przaśnych, rodzimych produkcji porno kręconych w domu, na kanapie, na tle ściany z obrazem „Jeleń na rykowisku”. To był równie czytelny sygnał: zdarzyło się za rogiem, to nasz chłopak, to nasza dziewczyna.
Właśnie, co z kobietami – czego one tam szukają? Przecież ponad 5 proc. Polek też korzysta z PornHuba.
Wchodzą tam często z tych samych powodów co mężczyźni, choć w naszej kulturze seksualność kobiet w dużej mierze postrzegana jest przez pryzmat mitów i stereotypów. Tymczasem podobnie jak mężczyźni poszukują m.in. odzwierciedlenia fantazji seksualnych w filmach pornograficznych. Chcą np. wiedzieć, jak inne kobiety potrafią zaspokoić mężczyzn (wymiar edukacyjny), są ciekawe, jak to robią inni, i dążą do zaspokojenia własnej potrzeby seksualnej poprzez masturbację (przyjemnościowy). Ale równie dobrze, tak w przypadku kobiet, jak i mężczyzn, poszukiwanie treści erotycznych może być np. podyktowane nudą, chęcią zabicia czasu czy podwyższenia sobie nastroju, czy też nastrajaniem się przed kontaktem seksualnym.
Z tego by wynikało, że kobiety i mężczyźni poszukują tego samego, a tak jednak nie jest. Oni z reguły chcą tego, co ma związek z akcją, one – z atmosferą.
Zgoda, ale filmy porno to niejednorodna kategoria. Są nieatrakcyjne, obskurne i odpychające produkcje, ale dużo jest też produkcji wysmakowanych, estetycznych, z uznanymi aktorami, akcją, charakteryzacją i ogromnymi budżetami. Takich jak przed rokiem 80., kiedy pokazywano je m.in. w kinach. Teraz też można je znaleźć – zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn – ale są to już z reguły usługi dodatkowo płatne.
A wiadomo, jakie hasła najczęściej wpisują kobiety?
Lesbijka, seks oralny, gwałt...
Gwałt?!
Tak, choć to nie oznacza, że rzeczywiście tego pragną. Deklarują go jedynie jako kategorię fantazji seksualnych, czyli nierzeczywistego doświadczenia. W tym ujęciu chodzi raczej o „gwałt pod kontrolą”, zabawę konwencją. Metaanaliza Critelli i Bivona opublikowana w „Journal of Sex Research”, która dotyczyła fantazji seksualnych kobiet, pokazała, że 31–57 proc. z nich fantazjuje o zniewoleniu, byciu zdominowaną, w tym właśnie o gwałcie. Co ciekawe, to też typowa fantazja społeczeństw konserwatywnych. Bo o ile np. w liberalnej Francji o gwałcie fantazjuje 1/5 kobiet, o tyle w Polsce już 1/3. Co do zasady działa tu podobny mechanizm co przy korzystaniu z treści erotycznych w ogóle: im bardziej restryktywne, ograniczające społeczeństwo, tym większa aktywność np. na stronach porno.
A o czym jeszcze?
Teraz wszystko jest już skojarzone z seksem. Każde doświadczenie. Seks w kuchni, poza nią, w łazience... Wszystko ma swoją odpowiedź w filmie porno do tego stopnia, że jeśli pojawia się np. film „Ogniem i mieczem”, to kwestią czasu stało się wypuszczenie na rynek „Ogniem i Mieciem”. Było „Ewa nie chce spać”, teraz jest też „Ewa chce spać”. Ten rynek jest na tyle kreatywny, że nawet „Gra o tron” ma już swoją wersję porno – „Gra o srom”. Inne przykłady? „Wojna jądrowa”, „Stawiam Tolkowi banana” czy „Pan SamoLodzik”.
Porno w sieci będzie się jeszcze rozwijać? Skoro, jak pan przekonuje, wszystko już było.
Na pewno, choćby dlatego, że do Polski wkracza właśnie pornografia 3D, która daje większą możliwość uczestniczenia w tym, co się dzieje na ekranie. Po drugie, nowoczesne technologie jeszcze śmielej wkroczą w nasze życie – zapach czy dotyk też będzie można stymulować. To już się dzieje, o czym przekonałem się podczas ostatniej wizyty studyjnej na Uniwersytecie Tokijskim. Powstające tam prace badawcze z obszaru seksualności człowieka pokazują, że cokolwiek sobie wyobrazimy, co dotyczy nowych technologii, już tam jest albo właśnie powstaje. Postępu i rozwoju nie da się zatrzymać. A to rodzi zasadnicze pytanie: czy za kilka lat będziemy jeszcze szukać typowego seksu, skoro wszystko będzie dostępne na życzenie?
Mimo zachwytu egzotyką swojskość jest podniecająca. Polacy lubią oglądać filmy ze Słowiankami – zyskują na tym Czechy, które mają znaczący przemysł porno – bo to „dziewczyny z sąsiedztwa”, a tym samym bliższe możliwemu spełnieniu seksualnemu