Sojusznicze myśliwce wzięły udział w neutralizacji rosyjskich dronów Shahed, które w godzinach nocnych naruszyły polską przestrzeń powietrzną, a liderzy państw wyrażali solidarność z Polską w związku z incydentem uznanym za bezprecedensowy eksces w dziejach relacji NATO-Rosja.
Słowa nie wystarczą. "Niebezpieczny precedens"
Jako jedni z pierwszych głos zabrali przedstawiciele Ukrainy i państw bałtyckich. Szef litewskiej dyplomacji Kęstutis Budrys zaznaczył, że wyrazy zaniepokojenia w tej sytuacji nie wystarczą. Sojusz Północnoatlantycki – według niego – musi odpowiedzieć także na poziomie rzeczywistego potencjału (odstraszania – DGP), a sankcje uderzyć powinny „w samo serce gospodarki wojennej Kremla”. Wołodymyr Zełenski ocenił nocne wydarzenia jako „ekstremalnie niebezpieczny precedens” dla Europy, apelując o silną i sprawną reakcję. – Rosja musi odczuć, że odpowiedzią na ten eskalacyjny krok, a tym bardziej na próbę upokorzenia jednego z kluczowych państw europejskich, będzie jasna i zdecydowana reakcja wszystkich partnerów – przekonywał, wyrażając gotowość do przekazania Polsce wszelkich niezbędnych danych dotyczących ataku oraz dalszej współpracy w dziedzinie ostrzegania i obrony przed podobnymi zagrożeniami.
W „najmocniejszych możliwych słowach” potępił incydent Emmanuel Macron, który wezwał Moskwę do powstrzymania się przed dalszą nieodpowiedzialną eskalacją. – Nie będzie kompromisu w sprawie bezpieczeństwa naszych sojuszników – zadeklarował. O nieodpowiedzialności i braku precedensu dla naruszenia przestrzeni natowskiej mówił też brytyjski premier Keir Starmer, który podziękował jednostkom polskim i sojuszniczym, które zaangażowały się w odparcie dronów.
Po południu głos zabrał sekretarz generalny NATO Mark Rutte, który oświadczył, że trwa dochodzenie w sprawie wydarzeń minionej nocy, natomiast niezależnie od tego, czy jego wyniki potwierdzą intencjonalny charakter naruszenia przestrzeni powietrznej Polski, mamy do czynienia z owocem zachowań wysoce nieodpowiedzialnych i niebezpiecznych. Wysoko ocenił reakcję na incydent i zapewnił, że również w przyszłości wojska Sojuszu będą gotowe, by bronić każdego cala terytorium, w tym przestrzeni powietrznej. Z Polską solidaryzował się także w mediach społecznościowych premier Węgier Viktor Orban, oceniając naruszenie jej przestrzeni powietrznej jako „nie do przyjęcia”. Nie wspomniał jednak w swoim wpisie o Rosji i przekonywał za to, że incydent nad Polską jest dowodem na słuszność „propokojowej” polityki jego rządu.
Nieplanowany akt agresji? Europa nie wierzy
Ministerstwo obrony Rosji zapewniło, że Moskwa nie miała w planach ataków na terytorium Polski i wyraziło gotowość podjęcia konsultacji z Warszawą. W stanowisku rosyjskich władz nie było jednoznacznego dementi w sprawie odpowiedzialności za incydent. Wcześniej szef rosyjskiej ambasady w Warszawie Andriej Ordasz sugerował, że zarzuty kierowane wobec Moskwy nie mają podstaw, dodając, że nie zaprezentowano żadnych dowodów na rosyjskie pochodzenie dronów. – Wiemy jedno: te drony leciały ze strony Ukrainy – stwierdził. Politycy europejscy, którzy komentowali tę sprawę, nie mieli jednak wątpliwości ani co do pochodzenia maszyn, ani intencjonalnego charakteru zdarzenia. – Nie ma absolutnie żadnych podstaw, aby wierzyć, że doszło do pomyłki podczas korygowania kursu czy czegokolwiek w tym rodzaju – mówił w Bundestagu niemiecki minister obrony Boris Pistorius.
Szefowa Komisji Europejskiej nawiązała do sprawy podczas corocznego orędzia o stanie Unii, podkreślając, że naruszona została zarówno polska, jak i europejska przestrzeń powietrzna. Odpowiedzią Unii ma być m.in. stworzenie specjalnej antydronowej zapory. Von der Leyen poinformowała, że Unia, w ramach prac nad dziewiętnastym pakietem sankcyjnym, przygląda się możliwości szybszego niż dotąd planowano odcięcia się Europy od rosyjskich surowców energetycznych, a także uderzenia w wykorzystywaną do omijania paliwowych sankcji tzw. flotę cieni oraz jej klientów w krajach trzecich.
Na komentarz do zaistniałej sytuacji dość długo czekać kazali przedstawiciele administracji USA. Oburzenie naruszeniem natowskiej przestrzeni powietrznej wyrazili jeszcze w nocy czasu kongresmeni, m.in. republikanin Joe Wilson, który zaapelował do Donalda Trumpa o sankcje dość bolesne, by doprowadzić do bankructwa machinę wojenną Kremla oraz o dostarczenie Ukrainie broni zdolnej do rażenia Rosji. O wsparciu dla natowskich sojuszników w obliczu naruszenia ich przestrzeni powietrznej zapewnił też amerykański ambasador przy Pakcie Północnoatlantyckim Matthew Whitaker. – Będziemy bronić każdego cala terytorium NATO – dodał. Późnym popołudniem czasu polskiego Donald Trump odnotował incydent na platformie Truth Social, a wieczorem odbyła się jego rozmowa telefoniczna z prezydentem RP. Karol Nawrocki przekazał po jej zakończeniu, że wraz z innymi przeprowadzonymi tego dnia konsultacjami potwierdziła ona „jedność sojuszniczą”. Donald Tusk wziął z kolei na siebie kontakty ze swoimi europejskimi odpowiednikami, m.in. Friedrichem Merzem, Giorgią Meloni i premierem Holandii Dickiem Schoofem. Jak podkreślił, podczas tych rozmów odebrał „propozycje konkretnego wsparcia” obrony powietrznej Polski.
USA otwiera się na sankcje
W niedzielę Donald Trump odpowiedział pozytywnie na pytanie dziennikarza, czy jest gotowy uderzyć w Rosję nowymi restrykcjami w związku z eskalacją jej ataków na Ukrainę. Między UE a Waszyngtonem trwają rozmowy w celu koordynacji tych działań. Do Ameryki poleciał na początku tygodnia przedstawiciel UE ds. sankcji David Sullivan, a sekretarz skarbu USA Scott Bessent podkreślił po rozmowie z nim, że taktyka „business as usual” wobec Rosji nie zadziałała, wyrażając wolę sięgnięcia po silniejsze środki nacisku. Zastrzegł jednak, że wymagać to będzie „pełnej współpracy” po stronie europejskich partnerów. Rozmowy euroatlantyckie mają potrwać prawie do końca tygodnia.
Jakich działań może oczekiwać ze strony Starego Kontynentu Biały Dom i co rzeczywiście może znaleźć się w nowym pakiecie unijnych sankcji? Według niezależnych ustaleń kilku agencji Amerykanie dali Brukseli sygnał, że są gotowi wdrożyć na szerszą niż do tej pory skalę tzw. sankcje drugiego stopnia – na odbiorców rosyjskiej ropy naftowej i jej produktów. Ich warunkiem jest jednak, by UE zrobiła to samo. Prezydent USA miał zaproponować w tym kontekście nałożenie nowych wspólnych ceł (na poziomie 50–100 proc.) na największych importerów rosyjskich paliw, na czele z Chinami i Indiami. Wcześniej Trump nałożył już podwyższone 50-proc. cło na Indie, motywując je m.in. właśnie udziałem tego kraju w imporcie rosyjskiej ropy. We wtorek, po dwóch tygodniach od ich ogłoszenia, zapowiedział jednak, że USA i Indie usiądą do rozmów o wzajemnych relacjach handlowych.
To właśnie Indie i Chiny odpowiadają od dłuższego czasu za ponad połowę rosyjskich przychodów z handlu surowcami energetycznymi. Tylko w sierpniu, według danych fińskiego Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA), zakupiły one rosyjskie paliwa o łącznej wartości ponad 9 mld euro. To równowartość niemal połowy średnich miesięcznych wydatków wojennych Rosji według szacunków ukraińskiego wywiadu.
Wcześniej Trump sugerował też europejskim liderom, że powinni ostatecznie porzucić rosyjskie surowce. Na dostawach ropy z tego kierunku (przez rurociąg Przyjaźń) w dalszym ciągu polegają m.in. Słowacja i Węgry. Mimo wyłączenia z eksploatacji większości tradycyjnych szlaków przesyłowych trwa także import do krajów UE rosyjskiego gazu. Jego dostawy realizowane są dwutorowo: rurociągiem Turk Stream i w postaci gazu skroplonego, drogą morską. Gazowce przybijają najczęściej do portów francuskich i belgijskich. Ostateczni odbiorcy są też jednak w głębi kontynentu, a jednym z nich jest niemiecka państwowa spółka SEFE, która zarządza dawnymi aktywami Gazprom Germania.
Porozumienie UE i Trumpa. Czy są możliwe?
– Dla rządu federalnego Rosja nie jest priorytetem. Biały Dom chce więc przy okazji uderzenia w nią zrealizować inne, ważniejsze dla siebie cele: skonsolidować euroamerykański blok i wyprowadzić silny cios w konflikcie handlowym z ChRL – wyjaśnia motywacje Waszyngtonu Krzysztof Mroczkowski, ekonomista ze stowarzyszenia Pacjent Europa. – UE i USA mają wspólne interesy wobec Chin, które wymagają ścisłej koordynacji, choć gospodarki europejskie mają też więcej do stracenia na tym konflikcie – dodaje.
Do przyjęcia sankcji konieczne jest jednomyślne poparcie wszystkich państw członkowskich. Zmiana taryf celnych mogłaby być opcją łatwiejszą, bo do tego wystarczy poparcie większości kwalifikowanej głosów w unijnej Radzie (co najmniej 15 państw reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE). Do tej pory na stole po stronie Komisji były jednak dalece skromniej zakrojone pomysły, a we Wspólnocie powszechne są lęki przed eskalacją konfliktu handlowego z Pekinem. Poza tym Unia, chlubiąca się przywiązaniem do zasad wolnego handlu i stosowaniem barier tylko w takim stopniu, w jakim pozwala na to Światowa Organizacja Handlu (WTO) lub w charakterze defensywnym, po udokumentowaniu nieuczciwych praktyk partnera handlowego. Ale urzędnicy w KE zdają się wierzyć, że negocjacje w Waszyngtonie pozwolą doprowadzić do wypracowania wspólnego podejścia, bo zapowiadają, że do ogłoszenia propozycji nowego pakietu może dojść już w piątek, wkrótce po powrocie unijnej delegacji ze Stanów.
Wiadomo, że nowe restrykcje, nad którymi pracuje Komisja, mogą uderzyć m.in. w Łukoil, dla którego, choć jest drugim co do wielkości koncernem naftowym w Rosji, nie znalazło się miejsce w żadnym z dotychczasowych osiemnastu unijnych pakietów (efekt oporu korzystających z jego dostaw Słowacji i Węgier). W grę wchodzi też jednak wpisanie na listę sankcyjną konkretnych firm, w przypadku których udokumentowano realizowanie dostaw dla rosyjskiej zbrojeniówki czy związki z „flotą cieni”, dzięki której ropa z Rosji jest w stanie częściowo omijać nakładane przez Zachód restrykcje oraz limity cenowe. Zakazane ma zostać świadczenie przez europejskie firmy usług reasekuracji ubezpieczycielom rosyjskich tankowców. Na celowniku znajdą się kolejne banki i instytucje, handel niektórymi chemikaliami oraz sektor AI. Wśród objętych nowymi ograniczeniami podmiotów mogą znaleźć się te z państwa środka, na czele z przerabiającymi rosyjską ropę rafineriami. W lipcu unijnymi restrykcjami objęto siedem podmiotów z Chin w związku z oskarżeniami o udział w omijaniu sankcji na Rosję, w tym dwa banki oraz drugą co do wielkości indyjską rafinerię Nayara Energy.