Oficjalnie podczas kolejnych edycji Zapadu w jego białoruskiej części brało udział zwykle 12–13 tys. żołnierzy. Faktycznie ich liczba była większa. Według analiz Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, o ile w 2009 r. wynosiła co najmniej 30 tys. żołnierzy, to w 2021 r. zwiększono ją do niemal 200 tys. Jak informuje DGP litewski resort obrony, który uważnie przygląda się sytuacji za wschodnią granicą, tym razem będzie ich w sumie nie więcej niż 30 tys., z czego jedynie 6–8 tys. na terenie Białorusi i kolejne kilka tysięcy w obwodzie królewieckim. „To wyraźnie mniej niż podczas poprzednich ćwiczeń. Mimo pojawiających się plotek o większych siłach, litewski wywiad ich nie raportuje” – czytamy w wiadomości ministerstwa do DGP. Mindaugas Mažonas, nowy szef II Departamentu Działań Operacyjnych (AOTD), czyli wywiadu wojskowego, doprecyzował w weekend na antenie LRT, że w graniczących z Litwą (i Polską) regionach Białorusi i w obwodzie królewieckim w sumie będzie ćwiczyć 10 tys. żołnierzy.

Ryzyko ataku na razie niskie

– W obecnej sytuacji ryzyko ataków hybrydowych jest bardzo niskie. Jeśli chodzi o prowokacje, incydenty są możliwe podczas każdych manewrów. Możliwe są takie incydenty, jak naruszenie przestrzeni powietrznej. Istnieje też pewne prawdopodobieństwo cyberincydentów – tłumaczył płk Mažonas. – Liczby świadczą o tym, że nie jest to obecnie priorytet dla Rosji i Białorusi – dodawała w czwartek na antenie Žinių radijas szefowa resortu obrony Dovilė Šakalienė. W myśl tej logiki żołnierze są Kremlowi bardziej potrzebni do przełamywania obrony Ukrainy w Zagłębiu Donieckim, a Alaksandrowi Łukaszence zależy na uspokojeniu Zachodu w imię odbudowy relacji z administracją Donalda Trumpa, czego przejawem jest powolne uwalnianie więźniów politycznych. Białoruski reżim jeszcze w maju przekonywał, że parametry Zapadu zostały ograniczone. Szef resortu obrony generał Wiktar Chrenin dodawał, że odsunięcie lokalizacji ćwiczeń od granic z NATO stanowi gest dowodzący gotowości do dialogu.

Według litewskiego resortu obrony to ostatnie to nieprawda. Manewry odbędą się także na poligonie w Hoży, 30 km od polskiej i 3 km od litewskiej granicy. O ponownym przybliżeniu ćwiczeń do obu granic mówił w lipcu wiceminister obrony Białorusi generał Pawieł Murawiejka. Tym razem żołnierze mają się za to nie zbliżać do terytorium Ukrainy. „Ostrzegamy Mińsk przed nieprzemyślanymi prowokacjami, radzimy zachowywać rozsądek, nie zbliżać się do granic i nie prowokować Sił Zbrojnych Ukrainy” – oświadczył w sobotę resort dyplomacji w Kijowie. „Ukraina nigdy nie stanowiła i nie będzie stanowić zagrożenia dla narodu białoruskiego, z którym pragniemy żyć w pokoju, mamy wspólną przeszłość, sięgającą doby kniaziowskiej i Wielkiego Księstwa Litewskiego, oraz przyszłość – w europejskiej rodzinie narodów” – czytamy.

Testowanie wojny z NATO

Według PISM „tegoroczne ćwiczenia będą testem dla utworzonych w marcu 2024 r. na bazie Zachodniego Okręgu Wojskowego okręgów Leningradzkiego i Moskiewskiego, które odpowiadają za zabezpieczenie rosyjskiego zachodniego kierunku strategicznego”. „Białoruś i Rosja deklarują także, że w trakcie manewrów szczególny nacisk będzie położony m.in. na wykorzystanie dronów i systemów walki radioelektronicznej, a więc zdolności szczególnie istotnych dla współczesnego pola walki” – podaje tygodnik PISM „Bezpieczeństwo Międzynarodowe”. To wskazuje na scenariusz obronny, ale – jak mówił BBC Pawło Łakijczuk z kijowskiego think tanku Strategia XXI – „Zapad-2025 może być przygotowaniem dla prowokacji przeciw państwom wschodniej flanki NATO”. Nie oznacza to, że prowokacje muszą mieć miejsce w trakcie ćwiczeń.

Wskazuje na to historia poprzednich rosyjskich manewrów. Kawkaz-2008 posłużył skupieniu sił na gruzińskiej granicy, co skończyło się sierpniową inwazją na ten kraj. W trakcie Zapadu-2013 ćwiczono wojnę konwencjonalną z Polską zakończoną atakiem nuklearnym, a cztery lata później – zajęcie państw bałtyckich i przebicie korytarza suwalskiego. Z kolei Zapad-2021, na który ściągnięto 200 tys. żołnierzy, posłużył przetestowaniu planów inwazji na Ukrainę. Ćwiczono m.in. desant z powietrza i głębokie rajdy na terenie przeciwnika – w podobny sposób później zaatakowano Ukrainę. Część żołnierzy zaangażowanych w manewry nie wróciła do miejsc poprzedniej dyslokacji, lecz została na Białorusi, by w lutym ruszyć na Kijów.