Tajemniczej inicjatywy „Zablokujmy wszystko” nie da się łatwo zaszufladkować na lewicy ani prawicy. Nie wiadomo nawet, kto jest jej pomysłodawcą i jaka jest jej struktura. Wśród członków ruchu, którzy wypowiadają się wyłącznie anonimowo, zidentyfikowano zarówno skrajnych prawicowców, antyszczepionkowców i frexitowców, jak i samotne matki, studentów, dawne „żółte kamizelki” oraz przedstawicieli skrajnej lewicy.

Jeden z inicjatorów ruchu – 30-letni pracownik państwowej spółki energetycznej – powiedział „Le Parisien”, że „Zablokujmy wszystko” powstało za sprawą kolektywu składającego się z ok. 20 osób, które poznały się w sieci. – Jesteśmy apolityczni i nie współpracujemy ze związkami zawodowymi – dodał. Choć pierwsze materiały krążyły w internecie już w maju, prawdziwy rozkwit popularności hasła „Zablokujmy wszystko” nastąpił w połowie lipca, gdy premier François Bayrou wyszedł z propozycjami ogromnych cięć wydatków publicznych.

W pakiecie zaproponowanych przez rząd recept mających uleczyć finanse publiczne są m.in. zamrożenie świadczeń społecznych i podwyżek płac dla budżetówki oraz usunięcie z listy dni wolnych od pracy wielkanocnego poniedziałku oraz Dnia Zwycięstwa 8 maja. Według Bayrou, który jesienią zaprezentuje przed parlamentem końcowy projekt budżetu na 2026 r., oszczędności sięgną 44 mld euro.

Ogłoszenie planów sprawiło, że zasięgi zdjęć i filmów publikowanych w serwisach społecznościowych pod hashtagiem #toutblocker wystrzeliły, a w serwisie Telegram zaczęły powstawać regionalne grupy dyskusyjne sympatyków ruchu liczące obecnie po kilka tysięcy osób. „Ten niesprawiedliwy plan uderza w najsłabszych i niszczy podstawowe usługi państwowe. Bez nas oni są niczym. Naszą jedyną siłą jest totalny bojkot” – piszą w manifeście reprezentanci wirtualnego ruchu, nawołując do realnej i całkowitej blokady kraju, której termin wyznaczono na 10 września. Zachęcają także, by podejmować wtedy pokojowe działania, które pozwolą „oddolnie odzyskać władzę i sprzeciwić się jawnej niesprawiedliwości”.

Francja. Internetowy ruch „Zablokujmy wszystko” zapowiada blokadę państwa na 10 września

Mowa o ograniczeniu konsumpcji, bojkocie wielkich marek spożywczych, paliwowych i cyfrowych, wypłacaniu pieniędzy z banków, niestawieniu się w pracy lub strajku włoskim i niekasowaniu biletów komunikacji miejskiej. Autorzy buntowniczej odezwy apelują przy tym, by „robić zakupy u lokalnych sprzedawców i wspierać się nawzajem”.

Gwałtownie rosnące zasięgi spowodowały, że internetowych rewolucjonistów dostrzegli polityczni oponenci prezydenta Emmanuela Macrona i premiera Bayrou. W ubiegłą sobotę oficjalnego poparcia ruchowi „Zablokujmy wszystko” udzielił lider lewicowej partii Niepokorna Francja i były kandydat na prezydenta Jean-Luc Mélenchon.

„Apelujemy do wszystkich, którzy podzielają nasze zasady i naszą chęć działania, aby natychmiast zgłosili się do pomocy lokalnym kolektywom i zrobili wszystko, by ta mobilizacja się powiodła” – napisał Mélenchon. W tekście wydrukowanym w „La Tribune Dimanche” wezwał też do „zdecydowanej ofensywy mającej na celu obalenie rządu” i zadeklarował złożenie wniosku o wotum nieufności wobec istniejącego raptem od grudnia 2024 r. gabinetu. Bardziej sceptyczną postawę przyjęły największe związki zawodowe, które organizują własne demonstracje przeciwko „brutalnej polityce zaciskania pasa”, którą ich zdaniem chce realizować Bayrou. Pierwsze akcje strajkowe mogą się odbyć na początku września.

Opisując genezę i postulaty inicjatywy „Zablokujmy wszystko”, francuskie media regularnie czynią analogie do żółtych kamizelek, które pod koniec ubiegłej dekady regularnie organizowały demonstracje i blokady dróg, sygnalizując sprzeciw wobec rosnących cen paliw i utraty siły nabywczej przez klasę średnią. „Prawie siedem lat od powstania ruchu «żółtych kamizelek» przyczyny tamtego gniewu nie zniknęły. I to właśnie na te wciąż tlące się iskry rząd wylał puszkę benzyny swoim planem oszczędnościowym” – zauważa w tygodniku „Le Point” Jérôme Fourquet z agencji sondażowej Ifop.

„Od czasu powstania ruchu «żółtych kamizelek» możliwe stało się budowanie mobilizacji poza tradycyjnym polem politycznym lub związkowym, z wykorzystaniem mediów społecznościowych” – zauważył historyk Stéphane Sirot na łamach „Le Point”. Sirot zastrzegł jednocześnie, że 10 września przypada w środę, co może ograniczyć frekwencję, podczas gdy protesty «żółtych kamizelek» odbywały się w soboty. Choć tytuły artykułów we francuskich mediach sugerują coś odwrotnego, w tym momencie służby oceniają ryzyko „fizycznej mobilizacji” 10 września jako niskie, przyznając jednak, że uważnie przyglądają się ruchowi „Zablokujmy wszystko”. ©℗