Notre-Dame de Bétharram to szkoła z tradycjami. Katolicka – powstała w 1837 r. przy Kongregacji Świętego Serca Jezusowego w dzisiejszej gminie Lestelle-Bétharram – ale publiczna, czyli włączona w system i opłacana w lwiej części przez państwo. Do tego bardzo renomowana. Przez dekady powiadano, że potrafią tam wyprowadzić na ludzi nawet „trudnych” uczniów. Do szkoły trafiali więc nawet chłopcy z odległych Tuluzy i Bordeaux. A także ci, którym zależało na solidnym wykształceniu. Wśród nich byli synowie miejscowych elit i notabli z pobliskiego Pau, m.in. François Bayrou, dawnego mera miasta i dzisiejszego premiera Francji. Bayrou zapewnia dziś, że nie wiedział o niczym, co się w szkole działo. Czy inaczej wysłałby tam swoje dzieci? Czy zapisałby się do stowarzyszenia rodziców byłych uczniów? Czy jego żona byłaby tam katechetką? A była – i też niczego złego nie zauważyła.

Dawni uczniowie, ponad 130 mężczyzn w wieku od 30 do 75 lat, uważają, że wiedzieli wszyscy. Może nie o molestowaniu seksualnym i gwałtach, bo to latami ukrywali nawet oni sami, ale o przemocy na pewno. Jak mogli nie wiedzieć, skoro ślady często były widoczne, a przynajmniej niektórzy chłopcy skarżyli się na zastraszanie? Absolwenci szkoły sądzą, że taki był doprowadzony do perfekcji system nauczania oparty na surowości i dyscyplinie. Na tym, co nazywano wartościami, zanim karierę zrobiła „pedagogika bez przemocy”. Tyle że praktyki, które od biedy można by uznać za akceptowalne w latach 50., nie były już takie w 1996 r., a jednak trwały.

Wszystko wyglądało jak dekoracje do filmu o szkole dla chłopców. Placówka przyjmowała 600 uczniów na rok, 500 mieszkało w internacie. Podzieleni na dormitoria, większość z 40 żelaznymi łóżkami. Na każdą salę – także na te większe, 60-osobowe – przypadała ubikacja z czterema miejscami. Do tego jedna łazienka z prysznicami na cały internat (w reportażu z lat 90. prezentuje się jak dawno niesprzątana umywalnia na polu namiotowym). Prysznic można więc było wziąć raz w tygodniu. Kto się nie załapał rano, miał gorzej, bo wieczorem ciepłej wody nie było prawie nigdy. Najgorzej – ci mieszkający w drugim budynku, bo jeśli nie chcieli zamoczyć ubrań, to musieli przeparadować przez dziedziniec w bieliźnie. To kształtowało charakter.

Rząd François Bayrou nie upadnie dlatego, że premier mija się z prawdą, a kiedyś co najmniej odwracał oczy. Politycy za wiele energii włożyli w powołanie gabinetu, by go teraz rozbijać

Tak uważali i ludzie prowadzący instytucję, i rodzice, przed którymi stanu budynków nie ukrywano. Niespecjalnie kryto się też ze stosowaniem kar fizycznych, wśród których „bombę” grubą książką w łeb uznawano za niespecjalnie dotkliwą. Albo pozbawienie kolacji. Cięższe było bicie po łapach metalową linijką, którą wychowawcy chyba przekazywali następnym pokoleniom, bo używano jej również wtedy, kiedy takie przybory robiono z plastiku. Za co? Za cokolwiek. – A jakie mogły być przewiny 11- czy 13-latka? Mógł czytać niewłaściwą lekturę albo pisać liściki do sąsiada w czasie na naukę własną po południu, zbyt głośno upuścić długopis albo trzasnąć pulpitem, mógł stłuc szklankę na stołówce… – mówił Olivier Bunel (uczeń Bétharram w latach 1981–1983).

W latach 80. rekordy surowości bił Damien S., szef wychowawców zwany przez chłopców Koniem („Le Cheval”). Jego specjalnością była kara „peronu”. Przyłapany np. na rozmowach w dormitorium uczeń był wystawiany na zewnątrz w piżamie albo bieliźnie. Na trzy godziny. Miał stać nieruchomo na podjeździe, ale kiedy się poruszył – co Koń widział z okna – musiał uklęknąć. – Podkładał pod kolana tę słynną metalową linijkę. Jeśli się poruszyłeś, dostawałeś kolejne pół godziny. I znowu. A jak to nie wystarczyło, to wyciągał linijkę i klęczałeś na żwirze – wspominał Olivier. Do Bétharram trafił z Gwadelupy po rozwodzie rodziców. Był dobrym uczniem, ale mama obawiała się, że ojciec będzie go chciał przekabacić, więc wysłała go do babci w Pirenejach. A ta – do najlepszej szkoły w okolicy.

Po klęczeniu na żwirze kolana były zdarte, więc Damien S. zabierał delikwenta do gabinetu pielęgniarki. Tyle że w nocy pielęgniarki nie było. „Widzisz, do czego mnie zmusiłeś?” – mówił. – Często się nami „zajmował”. Jak mówiłem babci, że wtedy mnie całował, i to nie tylko w usta, i robił też inne rzeczy, to nazywała mnie kłamcą – opowiadał Olivier.

Damien S. został po cichu zwolniony w 1989 r. Jego nazwisko wraca w 1997 r. – został wtedy doradcą ds. edukacji w Orleanie, a w latach 2005–2018 był zastępcą dyrektora gimnazjum Léona XIII w Châteauroux.

Pierre Silviet-Carricart, lepiej znany jako ojciec Carricart, najpierw wychowawca, a potem dyrektor placówki, nie lubił karać. Wolał pocieszać. Pocieszanie często zaczynało się od sadzania sobie chłopca na kolanach, choć rzadko się na tym kończyło. Jeśli chłopiec się bronił, to dochodziło do już niezawoalowanej przemocy. Éric Veyron, który chodził do szkoły w latach 1979–1982, nie zapomniał niedzielnych wieczorów, kiedy ojciec Carricart odbierał go na dworcu po weekendzie. – Jeśli tym samym pociągiem przyjeżdżało nas więcej, to mogłeś się jeszcze wywinąć. Jeśli wracałeś sam, to byłeś bez szans – opowiadał.

Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa zgwałcenia przeciwko Carricartowi wpłynęło w 1998 r. Miał „pocieszać” ucznia rankiem w dniu pogrzebu jego ojca. Duchowny został zatrzymany, ale po rozpatrzeniu zażalenia sąd go wypuścił, stwierdzając, że nie ma obawy, iż podejrzany będzie chciał uniknąć odpowiedzialności. Mimo toczącego się śledztwa ojcu Carricartowi zezwolono na wyjazd do siedziby kongregacji w Rzymie. W roku 2000 – tuż po tym, jak wpłynęło kolejne zawiadomienie przeciwko niemu – ksiądz popełnił samobójstwo. W świetle prawa jest wciąż niewinny.

Adrien Honoré (w Bétharram w latach 2003–2005) ma teraz 33 lata. W zawiadomieniu o stosowaniu w szkole przemocy, w tym seksualnej, wskazuje dyrektora, innych członków personelu oraz starszych uczniów. To właśnie oni mieli dręczyć i gwałcić Adriena. Ostatniego dnia szkoły dyrektor powiedział mu „No widzisz, przetrwałeś do końca”. Czyli wiedział. – A ja przysięgłem sobie, że kiedyś wrócę z podniesionym czołem. Niestety, na sprawiedliwość dla niego za późno, umarł rok temu – mówi Adrien. Jest jednym z tych, którzy mogą jeszcze dochodzić sprawiedliwości – ich sprawom daleko do przedawnienia.

Większość nie może na to liczyć, ale chce przynajmniej prawdy. A prawdy bywają różne. Część dawnych uczniów przepytywanych teraz przez różne telewizje odpowiada w stylu: „Ojciec był w Bétharram, ja byłem, moi synowie też i wyszliśmy wszyscy na ludzi”. Jedno jest pewne: następne pokolenie już do Notre-Dame de Bétharram nie trafi, bo w 2010 r. szkoła zmieniła status na prywatne liceum i nazwę na Le Beau Rameau.

Nowa fala

Zawiadomienia – takie jak to Adriena – znów zaczęły wpływać do prokuratury w lutym 2024 r. za sprawą byłego ucznia Alaina Esquerre’a (François Bayrou spotkał się z nim 15 lutego 2025 r.). W 2023 r. Esquerre zgromadził na Facebooku całą społeczność mężczyzn, którzy w większości się dotychczas nie znali. Wszyscy twierdzą, że zostali w Bétharram skrzywdzeni. Jest ich już ponad 130. Skarg – przeszło 150. I wciąż przybywają kolejne. Napisał o nich w marcu 2024 r. „Le Monde”. A jednak trzeba było czekać rok, zanim „sprawa Notre-Dame de Bétharram” przebiła się do świadomości publicznej.

Czy to dlatego, że rok temu François Bayrou był tylko merem Pau, a w grudniu – po krótkich, burzliwych i całkowicie nieudanych rządach Michela Barniera – został powołany na premiera? To często powtarzana teoria. Ta nominacja wielu się nie spodobała. Zwłaszcza politykom z lewej strony sceny, którzy pytali Bayrou, czy wiedział.

W lutym 2025 r. portal Mediapart opublikował rezultaty trwającego rok dochodzenia dziennikarskiego – nie w sprawie przemocy w szkole, tylko jej tuszowania. Antton Rouget z Mediapart wyjaśniał, że rozpoczął śledztwo krótko po tym, jak prokuratura w Pau wszczęła wstępne postępowania w sprawie zgłoszonych rok temu przestępstw. – Dorastałem w Pirenejach Atlantyckich, jak wiele osób słyszałem o przypadkach przemocy w Bétharram, o klimacie, jaki tam panował. U nas tak się mówiło do chłopaków: jeśli nie przestaniesz robić tego czy tamtego, to cię wyślemy do Bétharram – opowiadał Rouget. Jego uwagę od razu zwróciło milczenie Bayrou. – Był przecież jednym z najważniejszych notabli wywodzących się z tych okolic, w różnych momentach ministrem edukacji, przewodniczącym Rady Regionu, deputowanym, merem Pau, przez chwilę nawet ministrem sprawiedliwości. Przez żonę i synów miał powiązania ze szkołą. To zdumiewające, że przez ostatni rok nie wypowiedział się na jej temat, a uznawał za stosowne zabieranie głosu np. w sprawie Pelicota (71-letniego Francuza skazanego na 20 lat więzienia za wielokrotne odurzanie i gwałcenie swojej żony Gisele oraz sprowadzanie do domu mężczyzn, aby ją gwałcili – red.) – tłumaczył. Mimo to w 2000 r. żona obecnego premiera Francji wzięła udział w pogrzebie oskarżonego o gwałty byłego dyrektora szkoły.

Skargi i alarmy

Pierwsza oficjalna skarga, po której prokuratura wszczęła śledztwo, wpłynęła w 1996 r. Jeden z uczniów został wówczas spoliczkowany przez dyrektora – uderzenie było tak mocne, że w jego wyniku stracił słuch w jednym uchu. Kilka dni później chłopca ukarano „peronem”. Jego organizm uległ takiemu wychłodzeniu, że trzeba było powiadomić rodziców. Ojciec postanowił nie odpuszczać. Sprawa zrobiła się głośna – to właśnie wtedy powstał reportaż, w którym pokazano stan umywalni. „Gdyby François Bayrou nie miał tu syna, nikogo by to nie zainteresowało” – powiedziała dziennikarzom matka jednego z uczniów (artykuł „Liceum dumne ze swoich kar” w „La Liberation”, kwiecień 1996 r.). Poszkodowany był zresztą w klasie Calixta Bayrou.

Przy Notre-Dame de Bétharram zawiązał się komitet obrony szkoły. Kierował nim mec. Serge Legrand, kolega partyjny notabla, a także prawnik szkoły. Do placówki władze wysłały w końcu miejscowego inspektora oświaty, który rozmawiał z licealistami (choć sygnały o problemach płynęły od gimnazjalistów), i to tymi, których do gabinetu przysłała dyrekcja. Urzędnik nie dopatrzył się w nieprawidłowości.

Po tamtej pierwszej, oficjalnie uznanej tragedii François Bayrou udał się do Notre-Dame de Bétharram na ceremonię „oddania do użytku wyremontowanego dachu”. Zapozował do zdjęć i przypomniał, jaką dumą regionu jest szkoła. „Wielu z nas to zabolało, mamy poczucie niesprawiedliwości w obliczu ataku na naszą szkołę. Wszystko zostało sprawdzone, wszystko przemawia na jej korzyść” – powiedział.

W kwietniu 1996 r. sygnał o niepokojących zjawiskach w placówce miała przekazać władzom również nauczycielka matematyki Françoise Gullung. Dwóch uczniów zasypiało na jej lekcji i dowiedziała się, że to dlatego, iż poprzedniej nocy musieli za karę stać w samej bieliźnie przed drzwiami budynku. Nauczycielka twierdziła, że powiadomiła o tym listownie kilka instytucji, w tym kuratorium oświaty, diecezję i regionalny sejmik, któremu przewodniczył wtedy Bayrou. Jak twierdzi, rozmawiała z nim także osobiście w czasie jednej z uroczystości. Miała też „zwrócić uwagę na problem” Élisabeth Bayrou, swojej koleżance z pracy i żonie dzisiejszego premiera. Podobno dzień później nauczyciele usłyszeli, że nie mogą z nikim rozmawiać – ani z prasą, ani z policją. I że powinni zadbać o to, aby szkoła nie upadła, bo wraz z nią stracą miejsce pracy. François Bayrou zaprzecza, by kiedykolwiek spotkał się z Françoise Gullung.

W 1998 r., gdy prowadzono śledztwo przeciwko ojcu Carricartowi, ówczesny deputowany miał się spotkać z sędzią Mirande’em (a zarazem swoim sąsiadem), by porozmawiać o sprawie. „Powiedziałem mu, że fakty były bezsprzeczne” – relacjonował sędzia dziennikarzom Mediapart. Bayrou zaprzeczał, by do spotkania doszło. W końcu przyznał, że mogli się spotkać przypadkiem na ulicy i niewykluczone, że zagadnął o śledztwo. Jednocześnie dalej zapewniał, że nic o sprawie nie wiedział.

Wypadki się kumulują

Pierwszy artykuł Mediapart ukazał się 5 lutego 2025 r. 11 lutego premier przekonywał w parlamencie, że nie miał żadnych informacji „o przemocy ani przemocy na tle seksualnym” w szkole. Tłumaczył, że w 1996 r., kiedy wpłynęła pierwsza skarga, „od miesięcy” nie był już ministrem oświaty. I podkreślił, że przecież nie posłałby własnych dzieci do placówki oskarżanej o „tego rodzaju rzeczy”.

Ukazują się kolejne artykuły, w tym wywiad z sędzią Mirande’em. 14 lutego pojawia się wniosek o pociągnięcie Bayrou do odpowiedzialności za niezgłoszenie przemocy i przemocy seksualnej wobec nieletnich.

16 lutego w magazynie „C’est à 8” ukazuje się wyznanie żandarma pracującego przy sprawie Carricarta z 1998 r. Według niego Bayrou – wtedy deputowany – zwrócił się o informacje o stanie śledztwa do prokuratora generalnego. Stróża prawa poinformował o tym sędzia Mirande. Socjaliści z partii Francja Nieujarzmiona domagają się komisji śledczej w sprawie ukrywania przestępstw i prób wpływania na śledztwo. Padają też żądania dymisji premiera, „jeśli potwierdzą się oskarżenia”. Bayrou odpowiada kontratakiem – na Ségolène Royal, minister edukacji w latach 1997–2000. – Ja nie wiedziałem, ale inni wiedzieli – rzuca z trybuny parlamentarnej.

Terroryzm jawności

21 lutego premier oświadcza dziennikarzom: „Widać tu, jaka jest mechanika skandalu. Nie ma nic bardziej haniebnego niż atakowanie rodziny, by dopaść kogoś politycznie”. Sekunduje mu duża część mediów głównego nurtu, np. redaktor naczelny „Le Figaro” Alexis Brézet, który w radiu Europe1 zarzuca posłom lewicy, że próbują obalić rząd, „sięgając po kalumnie”. Według niego cała sprawa to „wielka operacja destabilizacji politycznej” zaaranżowana przez lidera Francji Nieujarzmionej Jean-Luca Mélenchona, przeprowadzona przy współpracy z Mediapart. Inni mówią: to były inne czasy. „Nie próbujmy patrzeć na sprawy sprzed 30 lat przez dzisiejsze okulary” – stwierdziła prezenterka serwisu informacyjnego stacji LCI.

Najdalej idzie Juliette Méadel, minister ds. miast, która pyta w BFM TV: „Kto skorzysta na upublicznieniu tego skandalu właśnie teraz? Uważam, że są teraz w Europie siły, które są nam wrogie, nie będę wskazywać… Trump chce rozmontować demokrację w Europie. Musk, jak wszyscy wiemy, wylansował podobny skandal w Londynie. Czy rozpropagowanie skandalu sprzed 30 lat nie ma służyć właśnie rozmontowaniu demokracji we Francji? Uważam, że tak”. Dorzuca, że według sondaży politycy mają bardzo słabe notowania w społeczeństwie. „To dlatego, że ciągle pokazuje się tylko to, co nie działa. Pojawiła się jakaś forma terroryzmu jawności”.

Oczywiście rząd François Bayrou nie upadnie dlatego, że premier mija się dziś z prawdą, a kiedyś co najmniej odwracał oczy. Politycy za wiele energii włożyli w powołanie gabinetu, by go teraz rozbijać. Nowe wybory będą możliwe dopiero w lipcu i nikt nie wie, co przyniosą. Zresztą ani kłamstwo, ani bycie na nim przyłapanym nie dyskwalifikują nikogo w życiu publicznym. Przynajmniej od czasu afery Lewinsky.

W lutym 2025 r. policja zatrzymała i przesłuchała trzech mężczyzn (urodzonych w latach 1931, 1955 i 1965) w związku z przestępstwami, do jakich miało dojść w szkole w latach 1955–2004. Dwóch zwolniono, bo ściganie zarzucanych im czynów uległo przedawnieniu.

Za przykładem pokrzywdzonych w Notre-Dame de Bétharram idą byli uczniowie podobnych placówek – w ostatnim tygodniu np. szkoły Notre-Dame du Sacré Coeur w Dax (Gaskonia). Oni też wiedzą, że większość nie doczekała się sprawiedliwości z powodu przedawnienia. Ale chcą przerwać omertę. ©Ⓟ