Wczorajszy nieformalny szczyt w Paryżu zwołany przez Emmanuela Macrona miał stanowić odpowiedź na presję ze strony administracji Donalda Trumpa wobec Europy. Zdaniem amerykańskiej administracji przedstawiciele UE i sojusznicy europejscy powinni wziąć pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo regionu. Na ten apel – jak przekonywał po zakończonych rozmowach w stolicy Francji Donald Tusk – wszyscy zgromadzeni na nieformalnym szczycie odpowiedzieli jednomyślnie. – Co do jednego jest pewność – UE i sojusznicy europejscy jak Wielka Brytania czy Norwegia będą mogli skutecznie stabilizować sytuację w regionie i skutecznie wspierać Ukrainę w utrzymaniu suwerenności państwa, jeśli będą zdolni do skutecznej obronyEuropy. W tej chwili tak nie jest – mówił Tusk. Europa według deklaracji zgromadzonych liderów będzie wydawać znacznie więcej na obronność, choć nie padły jeszcze żadne konkretne kwoty.

Trzy źródła, ale wciąż brak kwot

UE ma zwiększyć wydatki na obronność z trzech źródeł – własnych krajowych budżetów państw, wspólnego budżetu UE oraz przez pożyczki bankowe. Pierwsza kwestia pozostanie domeną państw członkowskich, ale Bruksela ma im w tym pomóc m.in. przez usunięcie wydatków na obronność z procedury nadmiernego deficytu – pieniądze na bezpieczeństwo mają zostać wyjęte spod kalkulacji, które nakazują KE wszczęcie postępowania wobec państwa nadmiernie zadłużającego się. W praktyce Komisja stosuje ten mechanizm już od jakiegoś czasu i pozytywnie odpowiada na apele stolic, aby wydatków na bezpieczeństwo nie wliczały do potencjalnych „nadmiarowych”. Drugim źródłem ma być wspólny europejski budżet, choć ten obecny raczej świeci pustkami, a UE jest w przededniu jednych z kluczowych rozmów na temat kolejnej siedmiolatki obowiązującej w latach 2028–2034. Szczegóły propozycji wykorzystania unijnego budżetu do finansowania obronności ma wkrótce przedstawić Komisja Europejska.

Ostatnim źródłem mają być, jak enigmatycznie zasygnalizował Tusk, banki. Według naszych informacji chodzi o możliwość finansowania inwestycji w obronność m.in. przez Europejski Bank Inwestycyjny, który zgodnie z dzisiejszym mandatem (danym przez 27 akcjonariuszy, którymi są państwa UE) może jedynie wspierać produkcję sprzętu podwójnego zastosowania. Zgodnie z nowym podejściem Brukseli EBI miałoby natomiast stać się jednym z filarów inwestycji w przemysł zbrojeniowy w najbliższych latach. Wszystkie trzy źródła finansowania i gotowe propozycje wykorzystania środków europejskich oraz EBI mają zostać przedstawione przez Brukselę do najbliższego szczytu Rady Europejskiej, który zaplanowany jest na drugą połowę marca.

Podczas wczorajszych rozmów w Paryżu nie padły jednak jakiekolwiek deklaracje dotyczące finansowania inwestycji zbrojeniowych ze wspólnego długu na wzór tego, którym Unia finansuje Fundusz Odbudowy. Choć ostatnie tygodnie przyniosły znaczny postęp, a wolę zaciągnięcia nowego długu wyrażał także lider CDU i prawdopodobnie nowy kanclerz Niemiec Friedrich Merz, to UE wróci do tej rozmowy najprawdopodobniej po niemieckich wyborach parlamentarnych. Wczoraj natomiast pozytywnie na toczące się w Paryżu dyskusje zareagowały rynki. Akcje europejskich spółek z sektora zbrojeniowego zanotowały wyraźne wzrosty, w tym zarówno niemiecki producent broni Rheimetall, jak i szwedzki Saab AB czy włoski Leonardo. UE już w ubiegłym roku znacznie zwiększyła nakłady na obronność – według wstępnych szacunków do 326 mld euro, czyli o ponad 30 proc. w stosunku do 2023 r.

Europejskie gwarancje

Zgromadzeni w Paryżu przywódcy Francji, Polski, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Holandii, Danii oraz szefowie unijnych instytucji rozmawiali także o potencjalnych gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy, o których wskazanie poprosiła w specjalnych kwestionariuszach amerykańska administracja. Polska jako jedyna zdecydowanie i wprost odrzuciła możliwość wysłania swoich żołnierzy do Ukrainy po podpisaniu rozejmu. Tusk argumentował taką decyzję koniecznością zabezpieczenia wschodniej flanki NATO. Obecność wojskową chętnie na swoje barki wezmą jednak Brytyjczycy, Szwedzi i potencjalnie Holendrzy. Wprost taką gotowość wyraził premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Europa sceptycznie spogląda także na rozpoczęcie rozmów pokojowych między USA a Rosją w Rijadzie. Zarówno kanclerz Olaf Scholz, jak i Tusk i pozostali liderzy podkreślali po rozmowach w Paryżu, że to Ukraina powinna być stroną rozmów.

Mimo zapewnień o wzięciu odpowiedzialności za swoje bezpieczeństwo europejscy liderzy wyraźnie wyciągali także rękę do Stanów Zjednoczonych. Sekretarz generalny NATO Mark Rutte, ale i państwa wschodniej flanki szczególnie naciskają na to, żeby wszelkie uzgodnienia dotyczące Ukrainy opierały się o współpracę transatlantycką. – Preferowany scenariusz – i jest to oczywiste – to współpraca USA i Europy. Bez wsparcia USA trudno sobie wyobrazić skuteczne gwarantowanie bezpieczeństwa, ta współpraca to konieczność – kwitował szef polskiego rządu. ©℗