Nieprzewidywalność amerykańskiego przywódcy skłania coraz więcej państw – w tym najbliższych sojuszników USA – do poszukiwania nowych partnerów handlowych

Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump zdecydował o tymczasowym wstrzymaniu ceł na Meksyk i Kanadę, które miały wejść w życie we wtorek. Republikanin zmienił zdanie po rozmowach z przywódcami obu państw – prezydentką Meksyku Claudią Sheinbaum i premierem Kanady Justinem Trudeau – którzy zobowiązali się do wzmocnienia bezpieczeństwa na swoich granicach z USA. Trump utrzymywał dotychczas, że nałożenie taryf jest konieczne, bo Kanada i Meksyk nie zrobiły wystarczająco dużo, by powstrzymać „masowy przepływ migrantów i fentanylu” do Stanów.

Nieprzewidywalność republikanina skłania jednak coraz więcej państw – w tym najbliższych sojuszników USA – do poszukiwania nowych partnerów handlowych. – Nie ulega wątpliwości, że świat, kiedyś mocno zglobalizowany, przechodzi na bilateralny model współpracy – i to już się dzieje, nie jest to jedynie hipotetyczna przyszłość. Coraz więcej umów zostaje zawartych dwustronnie lub w małych grupach, gdzie poszczególne kraje starają się zapewnić sobie dostęp do określonych towarów, np. z Afryki czy Ameryki Łacińskiej – przekonywał w niedawnej rozmowie z DGP Sven Smit, senior partner w McKinsey i prezes McKinsey Global Institute.

Na taki kurs zdecydowała się Unia Europejska. – Nadal będziemy dążyć do współpracy. Nie tylko z naszymi długoletnimi, podobnie myślącymi przyjaciółmi, lecz z każdym krajem, z którym mamy wspólne interesy – mówiła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos, dzień przed zaprzysiężeniem Trumpa na prezydenta.

Podczas pierwszej kadencji w KE von der Leyen starała się uzależniać zawieranie umów handlowych od kwestii związanych z przestrzeganiem praw człowieka czy działaniami na rzecz klimatu, co niekoniecznie podobało się jej partnerom. W grudniu 2023 r. odwołana została przez to podróż przedstawicieli Komisji do Brazylii, podczas której sfinalizowana miała zostać umowa o wolnym handlu z MERCOSUR. Bezpośrednią przyczyną był sprzeciw Argentyny wobec polityki ograniczania wylesiania.

Widmo prezydentury Trumpa zmieniło jednak podejście Brukseli, która złagodziła swoje wymogi. I tak w ciągu ostatnich dwóch miesięcy UE zawarła trzy umowy handlowe. W grudniu, po 25 latach od rozpoczęcia negocjacji, osiągnęła porozumienie z MERCOSUR. Dwa tygodnie później zawarła umowę ze Szwajcarią i wzmocniła porozumienia handlowe z Meksykiem. Po 13 latach Unia wznowiła też rozmowy w sprawie umowy o wolnym handlu z Malezją.

Pod koniec lutego von der Leyen wraz z całym zespołem KE uda się do Indii, by przyspieszyć rozmowy w sprawie partnerstwa strategicznego i o porozumieniu o wolnym handlu. – Chcemy wzmocnić nasz sojusz z największym krajem i demokracją na świecie – stwierdziła niemiecka polityczka.

Wysiłki na rzecz zabezpieczenia się przed potencjalnymi konsekwencjami rządów Trumpa podejmują też inni gracze. Na przykład Wielka Brytania w grudniu oficjalnie dołączyła do bloku handlowego Trans-Pacific, grupy obejmującej Australię, Brunei, Kanadę, Chile, Japonię, Malezję, Meksyk, Nową Zelandię, Peru, Singapur i Wietnam. Londyn chce również naprawić swoje nadszarpnięte stosunki gospodarcze z Unią Europejską.

Jednocześnie współpracę gospodarczą zacieśnia globalne Południe. Na początku stycznia Indonezja dołączyła do sojuszu BRICS, który pierwotnie obejmował Brazylię, Rosję, Indie, Chiny i RPA. Dziś klub zrzesza w sumie 10 państw, a kolejne osiem – m.in. Tajlandia, Boliwia i Uganda – ubiega się o członkostwo. Ministerstwo spraw zagranicznych Indonezji przekonuje, że akcesja do BRICS to „strategiczny krok w kierunku poprawy współpracy z innymi krajami rozwijającymi się, w oparciu o zasadę równości, wzajemnego szacunku i zrównoważonego rozwoju”.

Krytycy obawiają się jednak, że w rezultacie Indonezja – dotychczas balansująca między światem Zachodu a globalnym Południem – zwróci się w kierunku Chin i Rosji. Indonezyjski minister spraw zagranicznych Sugiono bronił akcesu do BRICS, twierdząc, że jest ono „ucieleśnieniem niezależnej i aktywnej polityki zagranicznej”.

Rozszerzenie BRICS jest postrzegane na Zachodzie jako ruch, który ma wzmocnić Pekin w rywalizacji z Waszyngtonem. Chiński przywódca Xi Jinping postrzega bowiem BRICS jako alternatywę dla globalnego porządku kierowanego przez USA i napiera na jego ekspansję. To scenariusz, któremu chce zapobiec Trump. Republikanin już w listopadzie zagroził członkom bloku, że zostaną objęci cłami w wysokości 100 proc., jeśli swoimi działaniami zagrożą dominacji dolara amerykańskiego. ©℗