– Kto zasługuje na uznanie za doprowadzenie do zawieszenia broni w Strefie Gazy: pan czy Donald Trump? – zapytał odchodzącego prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena jeden z dziennikarzy podczas ostatniej konferencji prasowej. – To żart? – usłyszał w odpowiedzi. Ale trumpiści nie żartują, przypisując zasługi sobie.
Zawieszenie broni w trzech etapach
Biden przedstawia porozumienie między Izraelem a Hamasem jako swoje największe osiągnięcie w polityce zagranicznej. Pod koniec ubiegłego tygodnia ustalono, że zawieszenie broni zostanie podzielone na trzy etapy i potrwa w sumie 18 tygodni. Hamas ma w tym czasie uwolnić wszystkich zakładników, zaś Izrael – umożliwić dostawy pomocy humanitarnej do Gazy. Obie strony mają wykorzystać ten czas na wynegocjowanie ostatecznego zakończenia wojny, w której zginęło dotychczas 46 tys. Palestyńczyków i 1,7 tys. Izraelczyków.
Trump, który zostanie dziś zaprzysiężony na urząd prezydenta, uważa jednak, że to on miał największy wpływ na decyzję. „To spektakularne porozumienie o zawieszeniu broni było możliwe tylko ze względu na nasze historyczne zwycięstwo w listopadzie” – napisał w serwisach społecznościowych. Eksperci przyznają, że republikanin odegrał sporą rolę w końcowej fazie rozmów. – Rząd Izraela i Hamas były w ostatnich miesiącach pod rosnącą presją, by zakończyć walki. Decydująca wydaje się jednak presja ze strony nadchodzącej administracji Trumpa na Binjamina Netanjahu, by zaakceptował porozumienie – przekonywał Hugh Lovatt z European Council on Foreign Relations.
Z przecieków medialnych wynika zresztą, że po wyborach administracja Bidena zaprosiła ekipę Trumpa do współpracy, aby doprowadzić do przełomu dyplomatycznego w okresie przejściowym. I tak wysłannik Trumpa na Bliski Wschód Steve Witkoff towarzyszył zespołowi demokraty w podróży do Dauhy, gdzie toczyły się negocjacje. Witkoff został wysłany również do Izraela, gdzie spotkał się z premierem Netanjahu. „The Times of Israel” napisał później, że „wysłannik Trumpa bardziej przekonał Netanjahu podczas jednego spotkania niż Biden przez cały rok”.
Wdrażanie porozumienia
Teraz republikanin będzie musiał podjąć wysiłki na rzecz całkowitego zakończenia wojny. – Z uwagi na brak zaufania między stronami w Strefie Gazy prawdopodobnie będą musiały się pojawić międzynarodowe siły pokojowe, które będą monitorować wdrażanie porozumienia o zawieszeniu broni i ewentualną demobilizację Hamasu oraz wspierać wysiłki na rzecz rozładowywania sytuacji konfliktowych – komentuje Lovatt. Państwa arabskie zasygnalizowały, że poprą takie rozwiązanie, pod warunkiem że ostatecznym celem będzie samostanowienie Palestyńczyków w Strefie Gazy.
Na to nie godzi się izraelska skrajna prawica, od której poparcia zależą losy Netanjahu. Radykałowie, którzy wchodzą w skład rządu, marzą o odbudowie żydowskich osiedli w Strefie Gazy i aneksji okupowanego Zachodniego Brzegu. Te ambicje teoretycznie wspiera przyszły ambasador USA w Izraelu Mike Huckabee. Również politycy, którzy zasilą ekipę Trumpa, są postrzegani jako zagorzali zwolennicy Netanjahu. Pete Hegseth, kandydat na sekretarza obrony, a także Marco Rubio, wskazany na sekretarza stanu, wielokrotnie podkreślali niezachwiane poparcie dla izraelskiej kampanii wojskowej w Strefie Gazy i Libanie.
Trump stoi teraz przed dylematem: wspierać izraelską prawicę czy przystać na żądania państw arabskich. Ten drugi scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny, bo pomoże w doprowadzeniu do normalizacji stosunków izraelsko-saudyjskich, o co zabiegały zarówno poprzednia administracja Trumpa, jak i odchodząca administracja Bidena. „Trump chce, aby Arabia Saudyjska znormalizowała stosunki z Izraelem. Ale Saudyjczycy nie zrobią tego, dopóki trwa wojna, a Izrael pozostaje w Strefie Gazy. Śmierć i zniszczenia w Gazie negatywnie wpłynęły na stosunek do Izraela w regionie. Dopóki wojna się nie zakończy i nie rozpocznie się proces odbudowy, Saudyjczycy będą się powstrzymywać przed zawarciem jakiejkolwiek umowy z Izraelem” – ocenia ośrodek Washington Institute for Near East Policy.
Amerykanie zyskają
Na porozumieniu izraelsko-saudyjskim bezpośrednio skorzystaliby Amerykanie. Umożliwiłoby ono stworzenie silnego bloku państw sprzeciwiających się Iranowi. Potencjalnie wzmocniłoby więc wysiłki Waszyngtonu na rzecz dalszego osłabiania Teheranu i zmuszenia go do negocjacji w sprawie programu nuklearnego. Mike Waltz, przyszły doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, wielokrotnie powtarzał, że to jeden z priorytetów nowej administracji. Sam Trump postrzega zaś potencjalne nawiązanie stosunków dyplomatycznych przez Izrael i Arabię Saudyjską jako przepustkę do Pokojowej Nagrody Nobla. ©℗
Rozejm to dopiero pierwszy krok do zakończenia wojny