Stephen Miran jest ekonomistą współpracującym w przeszłości z Nourielem Roubinim. W układance kadrowej Donalda Trumpa kieruje CEA, czyli Radą Doradców Ekonomicznych przy prezydencie USA. Jego specjalnością jest handel międzynarodowy. W przeszłości CEA przewodzili m.in. Ben S. Bernanke czy Janet Yellen.
Miran jest autorem analizy „Przewodnik po zmianie światowego systemu handlu”, opublikowanej na stronach Hudson Buy Capital, w którym do niedawna robił karierę. Dla Europejczyków – szczególnie tych, których rządy wydają mało na wojsko – to gorzka lektura. Autor racjonalnie i na zimno wyjaśnia, co wynika z kurczącej się roli USA na świecie i malejącego udziału Ameryki w światowym PKB. Czytamy w nim, że „Ameryka jest dostarczycielem bezpieczeństwa dla liberalnych demokracji. W zamian otrzymuje korzyści i ponosi koszty. Ten związek pozwala zrozumieć, dlaczego prezydent Donald Trump postrzega inne państwa jako (jedynie – red.) czerpiące korzyści z Ameryki zarówno w wymiarze bezpieczeństwa, jak i handlu (…) Ten układ stał się wyzwaniem w świecie, w którym zmniejsza się udział USA w światowym PKB i kurczą się możliwości militarne Ameryki”.
Miran pisze, że w USA zmieniły się warunki socjoekonomiczne. To – jego zdaniem – powoduje, że bardziej zrozumiały staje się targ, który sojusznikom proponuje prezydent elekt. Donald Trump chce się podzielić kosztami utrzymywania bezpieczeństwa globalnego. Szczególnie w Europie. Jeśli ktoś nie podejmie tego wyzwania, nie będzie mógł liczyć na amerykański parasol bezpieczeństwa. Podczas kampanii republikanin mówił o tym w uproszczonej formie. Miran konkretyzuje ten plan. Nadaje mu naukowe ramy i obudowuje go argumentami ekonomicznymi.
NATO ma wydawać więcej na bezpieczeństwo
Narzędziem wymuszania udziału w kosztach zapewnienia bezpieczeństwa mają być taryfy celne sięgające od 20 do 50 proc. w ekstremalnych warunkach. Chyba że państwa NATO – ale też najpewniej tacy sojusznicy jak Japonia i Korea Płd. – zaczną wydawać duże sumy na wojsko. Trump w ubiegły wtorek w Mar-a-Lago mówił o 5 proc. „Państwa, które chcą być pod parasolem bezpieczeństwa USA, muszą też być pod parasolem uczciwego handlu” – konkluduje z kolei Miran. Jeśli ktoś w NATO zdecyduje się na odwet i wprowadzi cła na towary z USA, musi się liczyć z groźbą osłabienia zobowiązań w dziedzinie bezpieczeństwa. Takie tezy znajdują się w analizie szefa CEA. Miran wprost pisze o kiju, czyli taryfach, i o marchewce, czyli parasolu bezpieczeństwa. Zdaniem autora analizy to zmiana porównywalna z powołaniem systemu z Bretton Woods. Postawienie takiego dylematu przed sojusznikami pozwoli na nowo nakreślić linię demarkacyjną w kwestii tego, kogo USA bronią, a kogo nie.
Cła to kij. Bezpieczeństwo ma być marchewką
Handel i wojsko
Pytanie, czy państwa NATO są gotowe na taką zmianę, jest otwarte. Na czerwiec jest zaplanowany szczyt NATO w Hadze. Z przecieków do prasy wynika, że Europejczycy już dziś mówią o konieczności podwyższenia pułapu wydatków na wojsko z 2 do 3 proc. PKB. Czyli w pewnym sensie już same groźby Trumpa doprowadziły do zmiany myślenia. Problem jednak w tym, że w praktyce nie wszyscy dobijają do poziomu 2 proc. PKB na wojsko. 24 spośród 32 krajów NATO realizuje ten cel. Żaden nie wydaje na swoją obronność 5 proc. PKB. Najbliżej tego progu jest Polska, która 2025 r. ma przeznaczyć 4,7 proc. Według danych NATO Stany Zjednoczone wydają ok. 3,3 proc.
Według danych Eurostatu w 2023 r. nadwyżka handlowa Unii Europejskiej w handlu z USA wyniosła ok. 158 mld euro. Przyszły prezydent za punkt honoru postawił sobie ograniczenie amerykańskiego deficytu, nawet jeśli to będzie skutkować wojną celną. Wszystkie jego zapowiedzi są traktowane po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego poważnie, bo w przeszłości już szedł w tym kierunku. Za jego pierwszej kadencji Amerykanie wprowadzili cła na import stali (25 proc.) i aluminium (10 proc.) z UE, taryfami objęto też samoloty, wino, sery czy oliwę. Następca Trumpa, prezydent Joe Biden, w imię utrzymania dobrych stosunków transatlantyckich wprowadził zwolnienia z niektórych z tych ceł.
Cła obejmą całą UE. Polska może liczyć na wyłączenie z taryf Donalda Trumpa?
Taryfologia Trumpa jest w Europie odbierana zupełnie inaczej niż w USA – jako istotne wyzwanie dla sojuszu UE-USA. Polsce, która spełnia wymóg Sojuszu Północnoatlantyckiego dotyczący wydatków na obronność, propozycje otoczenia republikanina mogą się wydawać szczególnie niesprawiedliwe. Bo cła obejmą całą UE. Przy takich okolicznościach, jak spekuluje amerykańska prasa, poszczególne europejskie kraje mogą się jednak starać uzyskać od nowej administracji indywidualne wyłączenia z taryf celnych. Republikanie nawet nie kryją, że im większe wydatki na zbrojenia, tym większe szanse na uzyskanie zwolnienia.
Takie ruchy nie będą jednak mile widziane w Brukseli i przez niektórych europejskich sojuszników Polski. – Ważne, aby uniknąć dwóch dużych pułapek: paniki i zaprzeczania. Istnieje ryzyko, że państwa najbardziej zaniepokojone swoim bezpieczeństwem wpadną w panikę i pośpieszą do Waszyngtonu, próbując zawrzeć specjalne dwustronne porozumienia. Tymczasem kluczem będzie ochrona Europy przed presją gospodarczą lub tą związaną z bezpieczeństwem dzięki wspólnym myśleniu i działaniu – mówi DGP Mark Leonard, dyrektor think tanku ECFR (European Council on Foreign Relations). ©℗