Binjamin Netanjahu był jednym z pierwszych światowych liderów, który w środę rano – przed oficjalnym potwierdzeniem wyniku przez amerykańskie media – publicznie pogratulował prezydentowi elektowi „historycznego powrotu” do Białego Domu. Odzyskanie prezydentury przez Trumpa – jak podkreślił – to dla Ameryki „szansa na nowy początek” oraz potwierdzenie jej „wielkiego sojuszu” z Izraelem. Satysfakcję ze zwycięstwa Donalda Trumpa wyrazili też koalicjanci Netanjahu z izraelskiej narodowej prawicy, na czele z Itamarem Ben-Gewirem, ministrem bezpieczeństwa i szefem partii Żydowska Siła, oraz Becalelem Smotriczem, ministrem finansów i liderem religijnych syjonistów, a także przedstawiciele żydowskich osadników z terenów okupowanej Palestyny.
Depeszę gratulacyjną przekazali też Trumpowi Saudowie: król Salman bin Abdulaziz i jego następca książę Mohammed bin Salman, którzy są typowani jako filary dla planów prezydenta elekta dla regionu.
Prezydent Turcji Tayyip Erdoğan wyraził nadzieję, że druga kadencja Trumpa pozwoli skutecznie zmierzyć się z globalnymi wyzwaniami, w tym kwestią palestyńską.
Przetasowania polityczne w Izraelu
Szef izraelskiego rządu wykorzystał okres amerykańskich wyborów do zintensyfikowania działań wojennych w Gazie i przetasowań politycznych w swoim zapleczu. Tylko we wtorek w atakach izraelskiego wojska na strefę zginęło – według informacji władz palestyńskich – ponad 60 osób. A przedstawicielstwo wysokiego komisarza ds. praw człowieka ONZ mówi o koszmarnej eskalacji działań armii Izraela w całej okupowanej Palestynie, w tym na Zachodnim Brzegu Jordanu. Kontynuowano też ostrzał miast w Libanie.
Tego samego dnia Netanjahu odebrał stanowisko dotychczasowemu ministrowi obrony, b. szefowi sztabu izraelskich sił zbrojnych Joawowi Galantowi, uznawanemu za głównego oponenta premiera w gabinecie. Galant opowiadał się m.in. za porozumieniem w sprawie zakładników uprowadzonych przez Hamas w październiku ubiegłego roku. Sprzeciwiał się ponadto porozumieniu rządu z ugrupowaniami religijnymi dopuszczającymi zwolnienie ultraortodoksyjnych Żydów z obowiązkowej służby wojskowej. Wcześniej Netanjahu i Galant spierali się też o reformy izraelskiego wymiaru sprawiedliwości. Niewykluczone są dalsze dymisje, w tym w kierownictwie armii. Tymczasem Galanta zastąpił w roli szefa MON dotychczasowy minister spraw zagranicznych Israel Kac. Funkcję szefa dyplomacji przejął z kolei Gideon Saar, dotąd minister bez teki.
O ile brak skłonności Waszyngtonu do publicznego dyscyplinowania izraelskich partnerów czy podnoszenia wobec Netanjahu kwestii humanitarnych wydaje się w nowej konfiguracji pewny, równie oczywista nie jest gotowość do angażowania na rzecz Izraela twardych środków.
Oczekiwania Trumpa
Kilka dni temu serwis Times of Israel podał, powołując się na źródła dyplomatyczne w Jerozolimie i w otoczeniu Trumpa, że izraelski premier dostał kilka miesięcy temu zielone światło od prezydenta elekta, by dowolnymi metodami zrealizował cele operacji w Gazie. Netanjahu miał jednocześnie usłyszeć, że Trump oczekuje od niego zakończenia gorącej fazy konfliktu jeszcze przed jego inauguracją.
Ostrożnie do wyniku wyborów w USA podchodzi na razie Hamas, który ustami swojego rzecznika oświadczył, że zwycięstwo Trumpa pozwoli zweryfikować jego wcześniejsze deklaracje o zakończeniu wojny w Gazie w ciągu godzin od objęcia prezydentury. W opublikowanym kilka godzin później oświadczeniu organizacja dodała, że jej stanowisko wobec nowej administracji USA zależeć będzie od tego, jaką politykę prowadzić będzie w praktyce. Wielkiego znaczenia do zmian w Białym Domu nie przywiązuje też oficjalnie Teheran.
Charles W. Dunne z Free dom House prognozuje w analizie dla waszyngtońskiego Arab Center, że nowa administracja Trumpa będzie zainteresowana rozwiązaniem konfliktu bliskowschodniego przez siły regionalne – na czele z Izraelem i krajami arabskimi – ponieważ pozwoli to ograniczyć do minimum choćby nakłady finansowe Ameryki na pomoc dla Palestyny. Sami Palestyńczycy – według niego – „będą znów pozostawieni sami sobie”.
Czynnikiem pozwalającym zbliżyć do siebie Izrael i państwa Zatoki może być ponownie niechęć do Iranu, choć co do gotowości ekipy Trumpa do wsparcia kursu Izraela na otwarty konflikt z Teheranem są wątpliwości. Zdaniem Dunne’a należy się ze strony przyszłej administracji spodziewać „publicznie okazywanej wrogości”, ale zakulisowo – „gotowości do porozumienia”. Priorytetem nowej administracji USA dla Bliskiego Wschodu ma bowiem być możliwie najszybsza stabilizacja. Z jednej strony pozwoli ona bowiem Donaldowi Trumpowi na przypisanie sobie zasług za zakończenie gorącej fazy konfliktu, z drugiej umożliwi koncentrację uwagi Waszyngtonu na rywalizacji z Chinami. ©℗