Przez cały miesiąc nad rynkiem ropy unosiła się niepewność związana z oczekiwaną odpowiedzią Izraela na irański atak rakietowy z 1 października. Gdy na pytania dziennikarzy o wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych dla izraelskiego ataku na irańskie instalacje wydobywcze prezydent USA Joe Biden przyznał, że trwają na ten temat dyskusje, cena baryłki Brent gwałtownie podskoczyła, przekraczając przejściowo 80 dol. W weekend Izrael zdecydował się na zbombardowanie celów militarnych w trzech irańskich prowincjach. Według informacji napływających z Iranu żadne instalacje służące do wydobycia i przetwarzania ropy naftowej nie zostały uszkodzone, a sektor naftowy pracuje bez zakłóceń w całym kraju.

„Rynek może odetchnąć z ulgą. Równanie, w którym niewiadomą była odpowiedź Izraela na działania Iranu, zostało rozwiązane” – stwierdził Harry Tchilinguirian, szef analiz w firmie Onyx, we wpisie na portalu LinkedIn. Ekspert zwrócił uwagę, że z punktu widzenia amerykańskiej administracji sytuacja została rozwiązana w korzystny sposób, biorąc pod uwagę zaplanowane na 5 listopada wybory prezydenckie w USA. Iran odpowiada za 4 proc. globalnej podaży ropy. Zniszczenie instalacji wydobywczych w tym kraju doprowadziłoby zapewne do dalszego istotnego wzrostu cen surowca, a także wytwarzanych z niego paliw. Chaos i niepewność w ważnym dla Amerykanów obszarze byłyby czynnikami zwiększającymi szansę na zwycięstwo w wyborach Donalda Trumpa, kandydata republikanów.

Tymczasem poniedziałek przyniósł przecenę ropy o ponad 6 proc., a cena baryłki Brent spadła do 71 dol. 30 września, dzień przed ostatnim irańskim rakietowym ostrzałem Izraela, surowiec kosztował tyle samo. Tocząca się od roku wojna na Bliskim Wschodzie, zapoczątkowana atakiem Hamasu na Izrael, wielokrotnie już podbijała notowania ropy naftowej. Jednak dotychczas wpływ obaw o zakłócenia w dostawach surowca na jego ceny był krótkotrwały, a po wygaśnięciu przyczyn obaw wracały one do wcześniejszego trendu. W ostatnich miesiącach miał on z reguły kierunek spadkowy. W porównaniu z października 2023 r. notowania obniżyły się o ponad 15 proc., a obecna cena baryłki Brent tylko o kilka dolarów przewyższa poziom kilkuletniego minimum. W tym samym tempie spadają notowania Saudi Aramco, największego producenta ropy na świecie i biznesowego partnera Orlenu, lidera krajowego rynku paliw.

Z prognoz na przyszły rok wynika, że cena ropy pozostanie na relatywnie niskim poziomie. W październikowej prognozie amerykański Departament Energii (EIA) obniżył oczekiwaną średnią cenę gatunku Brent z 85 do 78 dol. za baryłkę. Powodem korekty jest „niższa prognoza wzrostu popytu”. Według EIA i w tym, i w przyszłym roku zapotrzebowanie na ropę wzrośnie po ok. 1 proc. (1 mln baryłek dziennie), dochodząc do 104 mln baryłek dziennie w 2025 r. Jak niemal zawsze, gdy pojawia się kwestia niższego od oczekiwań popytu, w grze pojawiają się Chiny, największy na świecie importer surowca. Z analizy Międzynarodowej Agencji Energii wynika, że ze względu na gwałtowny rozwój rynku samochodów elektrycznych druga co do wielkości gospodarka świata może już nigdy nie spełnić oczekiwań branży wydobywczej, jeśli chodzi o wzrost popytu na ropę. Większy potencjał w tym obszarze wydają się mieć Indie. Po stronie podaży wszystkie analizy podkreślają rosnące wydobycie ropy u czołowych jej producentów, jak USA i Kanada.

Wzrostowi dostaw na rynek starają się przeciwdziałać państwa zrzeszone w Organizacji Krajów Eksportujących Ropę Naftową (OPEC), działających wspólnie z Rosją i kilkoma innymi producentami pod szyldem OPEC+. Na mocy zawartych porozumień ograniczyły one produkcję o niemal 6 mln baryłek dziennie. Z części ograniczeń takie państwa jak Arabia Saudyjska czy Rosja powinny się już stopniowo wycofywać, ale obawiają się o załamanie cen. Biorąc pod uwagę kierunek prognoz ekspertów, obawy te mogą być słuszne. Z opublikowanego w zeszłym tygodniu dokumentu Międzynarodowego Funduszu Walutowego wynika, że w przyszłym roku średnia cena ropy spadnie o 10 proc., do 73 dol. MFW uwzględnia kilka gatunków surowca. Analiza sugeruje także, że w związku z trwającą transformacją energetyczną globalna gospodarka będzie w coraz mniejszym stopniu uzależniona od ropy, a silniejszy wpływ na koniunkturę będą miały metale przemysłowe, zwłaszcza miedź. ©℗

ikona lupy />
Zużycie miedzi i ropy naftowej na świecie do 2040 r. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe