Ursula von der Leyen dość długo czekała na państwa, które zwlekały z przedstawieniem swoich kandydatów do jej drugiej Komisji. Problematyczne stało się spełnienie obietnicy wyborczej, że nowy gabinet będzie ułożony zgodnie z parytetem płci, co zignorowała część rządów, nominując tylko jednego kandydata. Ostatecznie cała układanka wraz z przyporządkowaniem tek nie wywołała zbyt wielkich kontrowersji wśród stolic, jednak teraz wszystkich kandydatów musi zaakceptować Parlament Europejski. Początkowo von der Leyen liczyła na to, że cały proces uda się zamknąć jeszcze w październiku, tak aby od razu po upływie bieżącej kadencji 1 listopada rozpoczęła prace nowa Komisja. To się jednak nie uda, choć przedstawiciele Europejskiej Partii Ludowej do końca naciskali na przyspieszenie całej procedury. Start prac nowych komisarzy zostanie opóźniony najpewniej do początku grudnia lub w pesymistycznym wariancie do początku przyszłego roku.
Listopadowe wysłuchania
Zgodnie z ustaleniami przewodniczących komisji parlamentarnych wysłuchania miałyby się rozpocząć 4 listopada i potrwać do 11 listopada. Lider chadeków, czyli frakcji, z której wywodzi się przewodnicząca KE, Manfred Weber naciskał na to, żeby proces rozpoczął się jeszcze w październiku, ale większość europosłów jest temu przeciwna. Argumentem jest konieczność dokładnego zweryfikowania kandydatów i przygotowania się do wysłuchań, na co zgodnie z propozycją Webera zostałoby tylko kilka dni. Zanim jednak kandydaci na komisarzy stawią się przed komisjami parlamentarnymi, ich członkowie muszą przesłać pisemne pytania do kandydatów – najpóźniej do 10 października. Na odpowiedzi kandydaci będą mieli niecałe dwa tygodnie i muszą odesłać je do 22 października. W międzyczasie przyszli komisarze muszą do 18 października stawić się przed parlamentarną komisją ds. prawnych. Europosłowie pod kierownictwem Bułgara Iłchana Kjuczjuka ocenią, czy w którymkolwiek przypadku nie dochodzi do potencjalnych konfliktów interesów kandydata.
Wczoraj taki harmonogram miała potwierdzić Konferencja Przewodniczących Parlamentu Europejskiego, jednak do momentu zamknięcia tego wydania DGP nie było jeszcze ostatecznej decyzji. Niezależnie od tego pierwotny plan, żeby zakończyć wysłuchania w październiku, jest obecnie bardzo mało prawdopodobny. Tym bardziej że w cały proces zaangażowane będą setki osób – zgodnie z ustaleniami duża część kandydatów może zostać wysłuchana przez wiele komisji na wspólnych sesjach. Przed pięcioma laty tylko jeden komisarz odpowiadał przed trzema komisjami, reszta przed jedną lub dwoma.
Dwie komisje dla Polaka
Obecność na wysłuchaniu to trzeci etap procedury i zarazem najbardziej problematyczny. Część kandydatów, których przyszłe uprawnienia jako komisarzy obejmują stosunkowo wąskie obszary prawodawstwa, będzie przesłuchiwana przez członków jednej lub dwóch komisji parlamentarnych. Rekordziści jednak muszą się zmierzyć z przedstawicielami kilku z nich. W przypadku Francuza Stéphane’a Séjourné, który został nominowany na wiceprzewodniczącego KE i ma odpowiadać za dobrobyt i strategię przemysłową, aż cztery komisje zażądały udziału w wysłuchaniu. Podobnie w przypadku kandydatki Belgii Hadji Lahbib, która z kolei otrzymała portfolio obejmujące równość oraz zarządzanie kryzysowe. Dodatkowo o udział w wysłuchaniu mogą poprosić członkowie komisji, które nie nadzorują bezpośrednio obszarów prawodawstwa wchodzącego w portfolio komisarza. W związku z tym w wysłuchaniu Séjourné mogą wziąć udział łącznie europosłowie z ośmiu komisji, a Lahbib – sześciu. Co istotne, jednak tylko komisje bezpośrednio odpowiedzialne za zagadnienia z kompetencji komisarza będą brać udział w głosowaniu.
Piotr Serafin, którego kandydatura na komisarza ds. budżetu nie budzi żadnych kontrowersji w państwach członkowskich oraz w Brukseli, będzie przesłuchiwany przez komisję ds. budżetu oraz komisję kontroli budżetowej. W kierownictwie tej pierwszej znajduje się w roli wiceprzewodniczącego Janusz Lewandowski, z którym w przeszłości współpracował Serafin, kiedy obecny europoseł pełnił analogiczną funkcję – komisarza ds. budżetu. Ponadto spośród polskich eurodeputowanych szanse na zadanie pytania będą mieli m.in. Joachim Brudziński, Andrzej Halicki czy Bogdan Rzońca.
Po wysłuchaniach kandydaci będą oczekiwać na werdykt komisji, która może w razie wątpliwości zażądać kolejnego wysłuchania. Ostatecznie europosłowie mogą nawet odrzucić kandydaturę, co zdarzało się w przeszłości kilkukrotnie. Wówczas to państwo członkowskie będzie musiało nominować nową osobę – tym bardziej że przytłaczająca większość stolic zdecydowała się przedstawić Brukseli tylko jedno nazwisko. Jak na razie europosłowie unikają wskazywania wprost, które kandydatury mogą napotkać poważne trudności w całym procesie. Niewątpliwie jednak z uwagi na fatalne relacje Brukseli i Budapesztu wnikliwej ocenie zostanie poddany kandydat Węgier – Olivér Várhelyi, który nie pozostawił dobrego wrażenia na europosłach po swojej pierwszej kadencji w roli komisarza ds. rozszerzenia. Języczkiem u wagi pozostaje też Teresa Ribera, kandydatka Hiszpanii, z uwagi na bardzo pokaźne kompetencje, które zgromadziła w swoim portfolio obejmującym m.in. bezemisyjny przemysł.
Szacunki, według których nowa Komisja rozpocznie swoje prace od grudnia, są o tyle aktualne, o ile cały proces wysłuchań zostanie przeprowadzony sprawnie i każdy kandydat zyska akceptację europosłów. W przeciwnym razie procedura może się opóźnić na tyle, że druga KE Ursuli von der Leyen rozpocznie swoje prace dopiero na początku przyszłego roku. ©℗