Przez wiele tygodni flirtująca z nacjonalizmem Alternatywa dla Niemiec (AfD) była faworytem do wygrania wyborów w rozciągającej się między Łabą a Odrą Brandenburgii. Na ostatniej prostej pozycję lidera udało się obronić socjaldemokratom, historycznie najsilniejszej partii w regionie. Funkcję szefa rządu przez kolejną kadencję utrzyma więc najprawdopodobniej Dietmar Woidke, który przed niedzielnym głosowaniem zapowiadał, że odejdzie, jeśli SPD – pierwszy raz po zjednoczeniu Niemiec – straci pozycję największej siły w brandenburskim parlamencie. Dla kanclerza Olafa Scholza, który już w przyszłym roku będzie się ubiegał o reelekcję, to ulga, choć niepozbawiona goryczy.
– Mój cel jest jasny. Stworzyć stabilny rząd, który będzie pracować na rzecz dalszego postępu w Brandenburgii i lepszego życia dla jej mieszkańców, krok po kroku – oświadczył Woidke. Miejsca w parlamencie związkowym nie udało się obronić Zielonym ani Lewicy – a wielka koalicja z CDU najprawdopodobniej nie wystarczy, aby zapewnić rządowi Woidkego większość w landtagu. Dodatkowo wynik listy liberałów (FDP), która otrzymała mniej niż 1 proc. poparcia, zapowiada dla najmniejszego koalicjanta Olafa Scholza wielkie problemy z przekroczeniem progu na szczeblu federalnym. Dlatego partnerami, o których poparcie będzie zabiegał Woidke, będą także deputowani socjalkonserwatywnego Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW).
Sekret zwycięstwa SPD? Zdaniem Patrycji Tepper z Instytutu Zachodniego to przede wszystkim właśnie Woidke, który od ponad dekady nieprzerwanie rządzi Brandenburgią. Eksponowanie silnego, wyrazistego i zarazem popularnego lidera i niejako schowanie Olafa Scholza, mimo że wybory odbywały się w jego macierzystym landzie (kanclerz mieszka w stolicy Brandenburgii, Poczdamie, i jest posłem z jednego z okręgów w tym mieście) – pomogły odzyskać inicjatywę i zmobilizować na swoją rzecz wyborców taktycznych, m.in. chadeckich. – To podstawowy wniosek z serii wyborów na wschodzie Niemiec. Kluczem do zwycięstwa, zwłaszcza w czasach kryzysu, jest charyzmatyczny lider. I to może dać do myślenia socjaldemokratom w kontekście kampanii przed przyszłorocznymi wyborami do Bundestagu – uważa analityczka.
Jakie jeszcze wnioski niemieccy politycy mogą wyciągnąć z serii wyborów we wschodnich landach? Na pewno nie powinni już liczyć na lojalność żelaznego elektoratu. – Wyborcy niemieccy stali się bardziej zmienni w swoich preferencjach, podatni na perswazję. Do historii odchodzi schemat, w którym ktoś wiąże się na całe życie z jednym ugrupowaniem – wskazuje Tepper. A beneficjentem tej zmiany są dziś przede wszystkim formacje antysystemowe, żywiące się niezadowoleniem społecznym.
Co prawda z trzech regionów, które wybierały w tym miesiącu nowy skład związkowych parlamentów, AfD udało się zwyciężyć tylko w jednym (Turyngii), ale łącznie zebrała w landtagach wyraźnie najwięcej, ponad 100 mandatów. I choć jej udział we władzy na dziś jest wykluczony, jest to zbyt dużo, żeby nie wpłynęło na politykę. – AfD pokazała, że na wschodzie kraju jest w stanie walczyć o zwycięstwo z tradycyjnie dominującymi partiami masowymi, czyli CDU w Saksonii i Turyngii i SPD w Brandenburgii – mówi DGP Patrycja Tepper. Jak zauważa, zarówno w Turyngii, jak i w Brandenburgii Alternatywie udało się ponadto zdobyć mniejszość blokującą. W praktyce bez głosów Alternatywy niemożliwe będą m.in. przeprowadzenie zmian w regionalnych ustawach zasadniczych, wybór sędziów konstytucyjnych czy składów komisji ds. służb specjalnych.
A do tego dochodzi pozycja trzeciej siły wywalczona przez – atakujący główny nurt niemieckiej polityki z lewej strony – Sojuszu Sahry Wagenknecht (BSW). Partia ta, łącząca w swoim profilu wrażliwość społeczną z konserwatyzmem i sympatiami prorosyjskimi, będzie języczkiem u wagi w procesie budowania większości we wschodnich landtagach. – Bardzo prawdopodobne, że BSW będzie wolała pozostać formalnie na zewnątrz. Ale niezaprzeczalnym sukcesem Sahry Wagenknecht jest to, że jest przy stole negocjacyjnym i nikt nie chce izolować jej jak AfD – wskazuje Tepper. Jej zdaniem taktyka BSW, który raz będzie popierał koalicję, a raz ją blokował, może też namieszać w polityce wschodnioniemieckiej, wymuszając stopniowe rozmiękczenie kordonu sanitarnego wokół Alternatywy.
Analityczka zastrzega jednak, że nawet na wschodzie formacje antysystemowe wciąż nie są w stanie przejąć inicjatywy w zakresie tworzenia rządów. – W najbliższych wyborach może to zachęcać wyborców do taktycznego głosowania na partie głównego nurtu, które będą robić wobec nich gesty, zaostrzając kurs w sprawie imigracji czy polityki wschodniej – prognozuje. – AfD zdaje sobie sprawę, że wybory przyszłoroczne nie będą jeszcze tymi, w których będzie walczyć o najwyższą stawkę. Jej strategia zakłada, że na władzę trzeba będzie poczekać jeszcze przez cztery lata. Teraz najważniejszym celem jest przełamanie izolacji – dodaje. ©℗