Mimo potencjalnych wielu zwrotów akcji stanowiska szefów w Komisji Europejskiej, Radzie Europejskiej, Parlamencie Europejskim i unijnej dyplomacji zostały uzgodnione w ubiegłym tygodniu stosunkowo szybko. W kuluarach mówiło się bowiem o szykowanym sprzeciwie Giorgii Meloni i wolcie prawicy, która mimo pokonania w wyborach liberalnej frakcji Renew Europe nie została doproszona do głównego stolika negocjacyjnego. Ostatecznie przy sprzeciwie premiera Węgier Viktora Orbána i wstrzymaniu się od głosu Meloni na drugą kadencję została wybrana Ursula von der Leyen, która pokieruje zupełnie nową Komisją. Formalnie to von der Leyen będzie teraz formować skład tej instytucji, w której każdemu państwu członkowskiemu musi przypaść jedna teka komisarza. Do obsadzenia będzie zatem 25 stanowisk – bardzo niejednorodnych, o zróżnicowanym zakresie kompetencji i budżetów.
Test dla porozumienia
Kadencja obecnej Komisji, w której Polsce przypadło portfolio rolnicze, upłynie dopiero 1 listopada tego roku. Teoretycznie von der Leyen mogłaby kształtować skład KE przez całe wakacje i wczesną jesień, ale w praktyce rozmowy powinny się zakończyć jeszcze w lipcu z uwagi m.in. na sierpniowe unijne wakacje. Pierwszym testem dla Niemki będzie głosowanie w Parlamencie Europejskim, w którym jej kandydaturę musi poprzeć co najmniej 361 europosłów. Koalicja, którą zawiązała Europejska Partia Ludowa, socjaliści oraz liberałowie z Renew Europe liczy dziś 399 posłów, więc teoretycznie von der Leyen nie musi już zabiegać o głosy innych frakcji. Socjaliści i liberałowie przestrzegali z resztą EPP przed porozumieniem z jakimikolwiek frakcjami prawicowymi – czy to Europejskimi Konserwatystami i Reformatorami kierowanymi przez Meloni, czy przed skrajną prawicą z Tożsamości i Demokracji. Wstrzymanie się od głosu przez szefową włoskiego rządu nad kandydaturą von der Leyen i zagłosowanie przeciwko António Coście na stanowisku szefa RE i Kai Kallas jako szefowej unijnej dyplomacji w pewnym sensie mogło rozwiać wątpliwości socjalistów i liberałów.
Głosowanie nad kandydaturą von der Leyen odbędzie się prawdopodobnie na najbliższym, pierwszym posiedzeniu Parlamentu Europejskiego X kadencji, które rozpoczyna się 16 lipca. Będzie to pierwszy test dla koalicji chadeków, liberałów i socjalistów, którzy choć zawarli porozumienie, to wciąż wydaje się ono dość kruche. Liberałowie liczą na intensyfikację prac nad Zielonym Ładem, socjaliści uznają współpracę z prawicą za Rubikon dla EPP, a samo EPP podczas negocjacji wywierało dość dużą presję na zyskanie jak największej liczby kluczowych stanowisk. Obaj koalicjanci podtrzymują swoje oczekiwania i zapowiadają, że o ostatecznym poparciu dla Niemki zdecydują w trakcie posiedzenia.
Po tece dla każdego
W międzyczasie coraz więcej państw członkowskich oficjalnie lub nieoficjalnie zgłasza swoje kandydatury do Komisji. Najbardziej napięta sytuacja jest we Francji, gdzie już za tydzień może dojść do sformowania rządu przez obecną opozycję przy pozostaniu u władzy prezydenta Emmanuela Macrona. Już obecnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe domaga się po zwycięstwie w wyborach europejskich i w przededniu walki w II turze wyborów parlamentarnych wpływu na obsadę teki komisarza z ramienia Paryża. Wątpliwe, żeby rozjemcą tego sporu stała się Bruksela, dlatego Macron uprzedza ruchy Le Pen i sufluje dotychczasowego komisarza ds. rynku wewnętrznego i usług Thierry’ego Bretona na kolejną kadencję. W związku z tym, że zgodnie z niepisanym zwyczajem dany kraj nie może objąć tego samego portfolio dwa razy z rzędu Paryż – jak donosi m.in. „Le Monde” – celuje w tekę dotyczącą bezpieczeństwa gospodarczego lub obronności. Ta druga anonsowana przez von der Leyen w kampanii jako nowa rola w Komisji, która miała przypaść któremuś z państw Europy Środkowo-Wschodniej, wydawała się wprost dopasowana do szefa polskiej dyplomacji Radosława Sikorskiego. Sęk w tym, że wciąż nie wiadomo, jak będzie skonstruowane to stanowisko i jakim budżetem dla przemysłu obronnego będzie dysponował nowy komisarz. Od początku więc Polska sondowała alternatywne teki z dwóch powodów – zarówno zakusów Francji na nadzór nad europejską zbrojeniówką, jak i niewielkie chęci i wiarę samego Sikorskiego, że teka ta będzie miała jakikolwiek realny wpływ na kondycję przemysłu zbrojeniowego i unijną obronność.
Obecnie Warszawa jest kojarzona głównie z funkcją komisarza ds. rozszerzenia, o czym kilkukrotnie pisaliśmy, choć nie ma głównego kandydata, który miałby ją objąć. Pełniący obowiązki ambasador RP przy UE Piotr Serafin będzie odgrywał kluczową rolę podczas polskiej prezydencji, a na horyzoncie nie ma zbyt wielu nazwisk, które płynnie weszłyby w europejską strukturę. Limit na dużą tekę np. z obszaru gospodarczego dla naszego regionu poniekąd został wyczerpany nominacją Kallas – w Brukseli mówi się, że istotna rola w zarządzaniu jednolitym rynkiem może przypaść Włochom z uwagi na pozycję Meloni i jej partii Bracia Włosi. ©℗