Ostrzegawcza wizyta Antony’ego Blinkena i prawo zakazujące popularnej aplikacji to odwet za wspieranie Rosjan w wojnie z Ukrainą.

W środę rozpocznie się wizyta Antony’ego Blinkena w Chinach. Sekretarz stanu USA spotka się m.in. z ministrem spraw zagranicznych Wang Yi. Chińsko-amerykańskie rozmowy odbędą się zaledwie kilka dni po zatwierdzeniu blokowanego od miesięcy pakietu pomocy dla Ukrainy przez amerykańską Izbę Reprezentantów i w obliczu narastających obaw Zachodu związanych z zacieśniającą się współpracą wojskową Pekinu i Moskwy.

Zwiększanie presji

Choć stosunki bilateralne uległy ostatnio poprawie, wizyta Blinkena ma służyć jako ostrzeżenie.

Amerykanie chcą przekonać Pekin do zaprzestania dostaw technologii podwójnego zastosowania do Rosji.

W ostatnich tygodniach do mediów wyciekły amerykańskie dane wywiadowcze, z których wynika, że 90 proc. chipów importowanych przez Rosję w 2023 r. pochodziło z Chin i było wykorzystywanych do produkcji pocisków rakietowych, czołgów czy samolotów. Państwo Środka odpowiadało też w IV kw. ub.r. za 70 proc. rosyjskiego importu obrabiarek, które prawdopodobnie były wykorzystywane do produkcji pocisków balistycznych. Z Pekinu do Moskwy trafiają też hełmy czy kamizelki kuloodporne.

Chiny są głównym dostawcą Rosji. Dzielą się z Rosjanami technologią, która pomogła odbudować tamtejszy przemysł obronny – komentował Blinken na ostatnim posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych państw G7.

Chcąc zwiększyć presję na Pekin, amerykańska administracja rozważa nałożenie sankcji na chińskie instytucje finansowe. Prezydent Joe Biden już w grudniu wydał zarządzenie ostrzegające zagraniczne instytucje, że „ryzykują utratę dostępu do amerykańskiego systemu finansowego, jeśli nie przestaną realizować transakcji związanych z rosyjskim przemysłem zbrojeniowym”. W ostatnich tygodniach demokraci zaostrzyli narrację. Tuż po kwietniowej wizycie w Pekinie sekretarz skarbu USA Janet Yellen napisała w oświadczeniu, że „firmy, w tym te z ChRL, nie mogą wspierać materialnie wojny Rosji przeciwko Ukrainie”. „W przeciwnym wypadku będą musiały zmierzyć się z poważnymi konsekwencjami” – podkreśliła.

Podobne słowa padają z ust urzędników Departamentu Stanu. Zastępca szefa amerykańskiej dyplomacji Kurt Campbell powiedział, że Stany Zjednoczone stały się „bardzo bezpośrednie w relacjach z Chinami i pociągną je do odpowiedzialności”. Z tym że zdaniem Białego Domu presję wzmocnić powinny również państwa europejskie. Przede wszystkim dlatego, że – jak twierdzą Amerykanie – Pekin obawia się pogorszenia relacji z Europą w czasie, gdy sam mierzy się ze spowolnieniem gospodarczym. Campbell przekonywał w jednym z ostatnich wywiadów, że Chiny podważają europejskie bezpieczeństwo, wspierając Rosję, a jednocześnie próbują nawiązać bliższe stosunki gospodarcze i polityczne z Europą. – Staramy się podkreślać w rozmowach z europejskimi i chińskimi przywódcami, że Chiny powinny poważnie zastanowić się nad swoim dalszym postępowaniem – komentował.

Inaczej sprawę widzą Chińczycy. Należący do Partii Komunistycznej dziennik „Global Times” pisze, że „amerykańscy urzędnicy tradycyjnie przyjęli ostrą taktykę w celu wywarcia presji na Chiny”. „Ostatnie częste wizyty Blinkena i szeregu innych amerykańskich urzędników w Chinach wskazują, że Waszyngton nie jest w stanie rozwiązać problemów krajowych i globalnych bez współpracy z Chinami. Dlatego też, szukając pomocy ze strony Pekinu, USA powinny komunikować się z Chinami z szacunkiem i jak równy z równym, a nie protekcjonalnie” – czytamy w opublikowanej w niedzielę opinii redakcji.

Wojna internetowa

Tymczasem pogłębia się amerykańsko-chińska wojna w internecie. W sobotę Izba Reprezentantów przyjęła ustawę, która wymusza zakaz używania TikToka na terenie USA, o ile udziałów w platformie nie sprzeda chińska firma ByteDance. Termin na znalezienie nabywcy początkowo określono na pół roku, później wydłużono go do dziewięciu miesięcy z możliwą prolongatą o trzy kolejne.

Ustawą zajmie się teraz Senat. Prace nad przepisami są prowadzone równolegle z pracami nad pakietem pomocowym dla Ukrainy, Tajwanu i Izraela. Ta strategia ma zwiększyć szanse na przyjęcie nowego prawa. Poprzednia ustawa, która zakazywałaby działalności TikToka, o ile nie zostanie on sprzedany, utknęła w Senacie. Prezydent Joe Biden potwierdził, że podpisze akt, kiedy ten trafi na jego biurko.

TikTok znalazł się na cenzurowanym jeszcze za prezydentury Donalda Trumpa. Służby wywiadowcze ostrzegały, że stanowi on zagrożenie dla bezpieczeństwa USA, bo daje Chińczykom dostęp do danych Amerykanów. W odpowiedzi firma zainwestowała w „projekt Texas”: przeniosła serwerownie do USA i zapewniła, że dane nie opuszczają kontynentu (trwa budowa analogicznego rozwiązania także dla Europejskiego Obszaru Gospodarczego). To na chwilę uspokoiło nastroje. Teraz wątpliwości wracają w nowej odsłonie, bo nie chodzi tylko o dane, ale również o to, że przy pomocy algorytmu TikTok może służyć do manipulacji nastrojami. To może okazać się kluczowe w roku wyborczym – aplikacji używa 170 mln Amerykanów.

To, że TikTok potrafi mobilizować użytkowników, pokazał ostatnio organizacją akcji lobbingowej we własnej obronie. Użytkownicy dostawali powiadomienia, które zachęcały, by pisać do kongresmenów z własnego okręgu, naciskając na głosowanie pomyślne dla platformy. Akcja wydaje się jednak mieć skutek odwrotny do zamierzonego: dzięki temu, że TikTok pokazał swoje możliwości, Amerykańscy politycy zrozumieli, jaką platforma ma siłę rażenia.

Firma zapowiada kroki prawne. Ma już w tym pewne doświadczenie. W listopadzie ub.r. wytoczyła proces wobec stanu Montana, który próbował samodzielnie zablokować korzystanie z TikToka na jego terenie. ©℗

W Polsce jak pączek w maśle

Indie zakazały TikToka w ogóle, Amerykanie pracują nad takim rozwiązaniem, Komisja i Parlament Europejski nakazały usuwanie aplikacji ze służbowych urządzeń. W Polsce takich pomysłów dotychczas nie brano na poważnie. Choć w ubiegłej kadencji parlamentu rekomendację, by zakazać TikToka na urządzeniach rządowych, sejmowych i pracowników administracji, wydała Rada ds. cyfryzacji, poprzedni minister i pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa Janusz Cieszyński (PiS) jej nie uwzględnił. Łączący te dwie funkcje obecny wicepremier Krzysztof Gawkowski (Lewica) także nie wydał podobnego zalecenia. W wywiadzie dla PAP wiceminister w jego resorcie, Paweł Olszewski, przyznał tylko: – Analizujemy możliwość zakazu instalowania na rządowych urządzeniach TikToka i innych aplikacji, które mogą zbierać dane wrażliwe. ©℗

wit