Opublikowany we wtorek na łamach „Foreign Affairs” artykuł odtwarzający rozmowy pokojowe, które Rosja i Ukraina prowadziły między lutym a kwietniem 2022 r., obfituje w wiele nieznanych wcześniej szczegółów, które punktowo zmieniają dotychczasową interpretację tych rozmów.

Autorzy jednak prześlizgują się nad najważniejszym wnioskiem: otóż według projektów układu pokojowego Kijów miałby być objęty przez mocarstwa atomowe gwarancjami bezpieczeństwa silniejszymi niż art. 5 traktatu północnoatlantyckiego, ale układające się strony nie skonsultowały tego zawczasu z Amerykanami, Brytyjczykami czy Francuzami. Co prowadzi do nienowego wszak wniosku, że rozmowy były fingowane albo od początku bezprzedmiotowe.

Autorami artykułu „The Talks That Could Have Ended the War in Ukraine” (Rozmowy, które mogły zakończyć wojnę w Ukrainie) są Samuel Charap z RAND Corporation i Siergiej Radczenko z Johns Hopkins University. Przypominają chronologię pięciu rund rozmów prowadzonych na żywo oraz komunikacji pomiędzy spotkaniami prowadzonej online na Zoomie. Na początku gospodarzem rokowań był Alaksandr Łukaszenka. Pierwsza runda odbyła się w Laskowiczach, 30 km od ukraińskiej granicy, już 28 lutego, cztery dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Ukraińcy wydelegowali ministra obrony Ołeksija Reznikowa, szefa klubu parlamentarnego Sługi Narodu Dawyda Arachamiję i doradcę w biurze prezydenta Mychajła Podolaka. Rosjan reprezentowali były minister kultury Władimir Miedinski oraz wiceszefowie kilku resortów. Dwie kolejne rundy zorganizowano 3 i 7 marca w Kamieniukach na polskiej granicy, dokąd Ukraińców dowozili śmigłowcami nasi żołnierze, co opisał w „Polsce na wojnie” mój redakcyjny kolega Zbigniew Parafianowicz.

Ukraińcy wspominali później, że jadąc na terytorium wroga, nie byli pewni, czy zdołają powrócić żywi. A ponieważ dodatkowo po ostatniej rundzie białoruskiej zostali podtruci, kolejną przeniesiono do Turcji. 10 marca w Antalyi – po raz pierwszy i ostatni od rozpoczęcia inwazji – spotkali się szefowie dyplomacji Dmytro Kułeba i Siergiej Ławrow. Wreszcie 29 marca w Stambule rozmawiały dotychczasowe zespoły negocjacyjne. Z oficjalnych komunikatów można było wysnuć wniosek, że strony zbliżają się do trwałego rozwiązania. „Foreign Affairs” podaje jego szczegóły: Ukraina miałaby ogłosić wieczystą neutralność, gwarantowaną przez mocarstwa. Początkowo w grę wchodziła także Polska, ale w ostatnim projekcie układu pokojowego przewidziano stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ, czyli Chiny, Francję, Rosję, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię. Moskwa proponowała dopisać do tej listy Białoruś, a Kijów – Turcję, ale co do tego nie było zgody drugiej strony. W zamian Rosjanie nie oponowaliby przeciwko wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej. Dyskusje o statusie Krymu miałyby zostać odłożone na 15 lat, a Ukraińcy mieliby znacząco zmniejszyć swoje siły zbrojne.

Charap i Radczenko opisują, że między spotkaniami trwały intensywne konsultacje internetowe. Ówczesny premier Izraela Naftali Bennett, który próbował wtedy mediacji, w ubiegłorocznej rozmowie z Hanochem Daumem wspominał, że widział 17 albo 18 roboczych wersji porozumienia. Diabeł jednak tkwił w szczegółach. Dotyczyły one przede wszystkim gwarancji. Strony w zasadzie zgodziły się co do tego, że rozbrojona i neutralna Ukraina miałaby zagwarantowaną pomoc wojskową w razie agresji – i w projekcie porozumienia wprost zapisano, że gwaranci w takim przypadku strzegliby ukraińskiej przestrzeni powietrznej, wysłaliby Kijowowi broń i sprzęt wojskowy, a nawet interweniowaliby zbrojnie w jego obronie. Byłyby to więc zapisy znacznie precyzyjniejsze niż te, na których opiera się euroatlantycki system bezpieczeństwa zbiorowego. I tutaj pojawia się największa mina: po pierwsze, Kijów i Moskwa rozmawiały tak, jakby zgoda gwarantów była zapewniona, tymczasem nie dostali na to zielonego światła z Waszyngtonu. Po drugie, Rosja chciała wysadzić gwarancje w powietrze poprzez zapis, że decyzję o udzieleniu wsparcia gwaranci podejmują na zasadzie jednomyślności (Ukraina wolała, by każdy decydował za siebie).

To zaś znaczy, że Rosja musiałaby się zgodzić na pomoc w odparciu własnej agresji – albo ją na dobre zablokować. Trudno też uwierzyć w zapewnienia, że do porozumienia w kwietniu 2022 r. był tylko krok, skoro strony nie uzgodniły najważniejszych warunków na czele z przebiegiem linii demarkacyjnej. Trudno uwierzyć, by Rosja zgodziła się na wycofanie choćby na linię sprzed 24 lutego, a Ukraina, świeżo opromieniona błyskotliwym triumfem w bitwach o Czernihów, Kijów i Sumy, pogodziła się z utratą choćby piędzi ziemi wychodzącej poza tamtą linię. Te kontrowersje mieli rozwikłać osobiście prezydenci, co już wówczas wydawało się mrzonką. Wszystko to wpisuje się raczej w lansowane przez RAND Corporation od trzech lat tezy o konieczności porozumienia z Rosją, bez względu na jej udowadnianą na każdym kroku wiarołomność. Według Charapa i Radczenki strony wymieniały się draftami umowy do połowy kwietnia, czyli na dwa tygodnie po odkryciu dowodów zbrodni w Buczy i okolicach, co przeczy ukraińskiej argumentacji, że to Bucza pozbawiła negocjacje sensu. A skoro mogły się one toczyć pomimo rosyjskich zbrodni, to można pójść o krok dalej i uznać, że Rosja powinna jednak zostać zaproszona na szczyt pokojowy organizowany w czerwcu w Szwajcarii. O to obecnie toczy się gra, której tekst „Foreign Affairs” jest ciekawym elementem. ©℗