"Opozycjoniści skazani przez białoruskie władze w procesach politycznych są utrzymywani w izolacji, ich bliscy nie otrzymują od nich listów..." - Radio Swaboda o prawach człowieka na Białorusi.

Więźniom politycznym na Białorusi odmawia się praw człowieka

Bliscy wielu bardziej znanych publicznie więźniów politycznych na Białorusi alarmują, że od wielu miesięcy nie mają żadnych informacji o ich stanie i o sytuacji, w jakiej się znajdują. Taką izolacją objęci zostali m.in. opozycjonista Mykoła Statkiewicz, bloger Ihar Łosik, były pretendent do udziału w wyborach prezydenckich Wiktar Babaryka, Siarhiej Cichanouski, prawnik Maksim Znak i Maryja Kalesnikawa, współpracowniczka sztabu opozycyjnej kandydatki w wyborach Swiatłany Cichanouskiej.

Jak pisze Swaboda, ostatni list od Statkiewicza przyszedł do bliskich 9 lutego. Od Ihara Łosika – 20 lutego. Od pozostałych nie ma korespondencji od blisko dziesięciu miesięcy.

Termin "państwo prawa" i reżim Łukaszenki

Formalnie białoruskie przepisy mówią o szeregu praw, które przysługują więźniom. Jednak, zwłaszcza w przypadku więźniów politycznych (których istnieniu władze zaprzeczają), te przepisy nie działają, a administracje kolonii karnych w pełni kontrolują życie skazanych oraz ich komunikację ze światem zewnętrznym. Nie ma również, jak mówią prawnicy, możliwości, by to zmienić, np. pisząc skargi czy odwołując się do prawa.

W niedawnym apelu w sprawie adwokata Maksima Znaka prawnicy zajmujący się prawami człowieka podkreślili, że tzw. incommunicado, czyli sytuacja, w której więźniowie są całkowicie pozbawieni kontaktu ze światem zewnętrznym, jest „w praktyce międzynarodowej kwalifikowana jako tortura”.

Cierpią całe rodziny więźniów politycznych na Białorusi

Według źródeł Swabody decyzja o trybie izolacji dla szeregu znanych więźniów politycznych zapadła w lutym i przyszła „z góry”, z departamentu odpowiedzialnego za więziennictwo.

Niektórzy krewni skazanych posiadają informacje np. o tym, że ich bliscy zostali umieszczeni w tzw. celach karnych. Więźnia można do nich skierować na okres do pół roku, ale również w tym przypadku formalnie mają oni prawo do korespondencji. Gdy korespondencja ustaje, bliscy mogą zakładać, że więzień mógł trafić do karceru, albo że pozbawiono go prawa do listów z powodu jakichś „przewinień”. Wobec braku informacji bliskim pozostają tylko domysły, a gdy sytuacja nie zmienia się pomimo upływu czasu, najczęściej wpadają w rozpacz.

Jeśli rodziny otrzymują od personelu więzień jakąś odpowiedź, to jest ona zazwyczaj standardowa: państwa pismo zostało rozpatrzone, więzień X nie ma ograniczonego prawa do korespondencji. W najlepszej sytuacji można usłyszeć przez telefon potwierdzenie, że więzień przebywa w kolonii, a „jego życiu i zdrowiu nic nie zagraża”.

Zasypmy Łukaszenkę morzem listów!

Radio Swaboda cytuje wypowiedź prawnika Maksima Paławinki, który konstatuje, że tego problemu nie da się rozwiązać przy pomocy metod prawnych – telefony, pisma, skargi nie dają rezultatów. Pomimo tego uważa on, że listy do więźniów i pisma do administracji pisać należy, przynajmniej dla zasady.