Niemiecki rząd w swojej nowej strategii nie zdecydował się na żadne odgórne ograniczenia współpracy handlowej z Chinami, choć sugeruje taką drogę.

O tym, że będzie musiała nastąpić rewizja relacji Starego Kontynentu z Chinami, było wiadomo od momentu wybuchu wojny w Ukrainie i wyklarowania się stosunków rosyjsko-chińskich. UE jednak dopiero w tym roku przyspieszyła dyskusję, która jest podbudowywana kolejnymi danymi o nie pokojącym unijnych liderów uzależnieniu europejskich gospodarek, w tym zwłaszcza przemysłu, od współpracy z Pekinem. Po prezentacji strategii bezpieczeństwa gospodarczego UE, którego centralnym punktem jest uniezależnianie się od Chin, oraz na dwa tygodnie po przeprowadzeniu pierwszej większej dyskusji na szczycie w Brukseli swoją strategię wobec Państwa Środka przedstawiły Niemcy.

W dokumencie opublikowanym pod koniec ubiegłego tygodnia rząd Olafa Scholza skrytykował Chiny za naruszanie praw człowieka wobec Ujgurów, a także Tybetańczyków i mieszkańców Hongkongu i zapewnił o dalszym wsparciu unijnych sankcji w przypadku „poważnych” naruszeń. Chiny są określane – identycznie jak zrobili to na ostatnim szczycie unijni liderzy – jako partner, konkurent i rywal systemowy. Największa zmiana w podejściu Berlina jednak to zarzut, że Pekin przez system dotacji państwowych dla kluczowych przedsiębiorstw może stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa i dobrobytu Niemiec, a budowana przez Chiny sieć zależności gospodarczych może być przez ten kraj wykorzystywana do realizacji interesów politycznych. Niemiecka strategia nie jest jednak tak jastrzębia, jak chcieli tego Zieloni, w tym reprezentująca w rządzie Olafa Scholza to ugrupowanie szefowa MSZ Annalena Baerbock. Koalicjant SPD chciał do dokumentu wprowadzić znacznie więcej zobowiązań dla przedsiębiorstw.

Niemiecki biznes zainwestował w ubiegłym roku w Państwie Środka rekordowe 11,5 mld euro – o 11 proc. więcej niż w 2021 r. Oznacza to już drugi z rzędu wzrost na tym poziomie, bowiem w 2021 r. również inwestycje wzrosły o 11 proc. w stosunku do 2020 r. Ponadto w ubiegłym roku Chiny pozostawały – siódmy raz z rzędu – największym partnerem handlowym dla Niemiec, a łączna wymiana handlowa na poziomie 298 mld euro oznacza wzrost o ok. 21 proc. w stosunku do 2021 r. Problemem z perspektywy UE jest zarówno uzależnienie od dostaw chińskich surowców, w tym minerałów krytycznych, jak i transfer technologii z Europy do Chin. W tym kontekście niemiecka strategia jednak jest bliższa Olafowi Scholzowi, który na apel Komisji Europejskiej o kontrolę zagranicznych inwestycji w Chinach i dywersyfikację dostaw surowców odpowiedział, że zależność od Pekinu musi być zmniejszana, ale powinno to leżeć w gestii samych przedsiębiorstw. Podczas gdy Bruksela rozważa chociażby zakazanie firmom produkowania w Państwie Środka technologii, której pozyskanie przez Pekin może zagrażać bezpieczeństwu gospodarczemu Europy, to Niemcy zrezygnowali w dokumencie z pierwotnych pomysłów wprowadzenia obowiązkowych raportów i stress testów na wypadek przerwania łańcuchów dostaw z Chin. O tym, że wstrzymanie lub ograniczenie eksportu surowców krytycznych nie jest political fiction, ale realnym czynnikiem ryzyka, spółki mogły się przekonać chociażby przy okazji wprowadzenia ograniczeń eksportowych dla germanu i galu potrzebnych m.in. w produkcji baterii i półprzewodników, które będą obowiązywać od sierpnia tego roku. Tymczasem rząd w swojej strategii zapewnia jedynie, że będzie dążył do podniesienia świadomości spółek, ale to zarządzanie ryzykiem powinno już leżeć w gestii samych spółek. ©℗