Półtora tygodnia nie wystarczyło zgromadzonym w Bonn dyplomatom nawet na uzgodnienie oficjalnego harmonogramu rozmów.

Już przed rozpoczęciem pierwszego – od zeszłorocznego szczytu klimatycznego w egipskim Szarm el-Szejk – spotkania roboczego przed COP28 w Dubaju, nastroje nie były optymistyczne. Przebieg rozmów w Bonn, które miały zakończyć się jutro, zaskoczył największych pesymistów. Dziewięć dni po rozpoczęciu konferencji w Niemczech delegatom nie udało się porozumieć co do agendy rozmów.

Według nieoficjalnych sygnałów jest szansa, że uda się ją uchwalić dzisiaj. Jeśli nie uda się to do czwartku, wszystkie prowadzone w Bonn od 5 czerwca negocjacje nie uzyskają formalnego statusu. A co za tym idzie, ich ustalenia nie będą mogły stanowić punktu odniesienia w kolejnych etapach przygotowań do jesiennego szczytu. W takim wypadku na jutrzejszej debacie plenarnej może być gorąco – słyszymy od osoby, która w przeszłości była zaangażowana w negocjacje. Inny były negocjator mówi nam, że wydarzenia w Niemczech pokazują, z jakim ryzykiem będzie się mierzył właściwy szczyt w Dubaju. – Może się okazać, że tam pojawią się podobne problemy z przyjęciem agendy. Dlatego nadchodząca prezydencja powinna zacząć nieformalne rozmowy na ten temat już teraz – przekonuje nasz rozmówca.

– Jeśli nie przyjmiemy tego harmonogramu, cała nasza praca pójdzie na marne – alarmował współprzewodniczący obradom Nabeel Munir, pakistański dyplomata. – Jesteśmy przekonani, że żaden z tu obecnych nie jest gotowy wrócić do swojego kraju i przekazać swoim obywatelom, że – w takich, a nie innych okolicznościach – spędziliście dwa tygodnie na walkach o agendę. (…) Proszę, obudźcie się (…) Czuję się, jakbym prowadził lekcję w szkole podstawowej – mówił.

Ryzyko negocjacyjnego fiaska było znaczne już na zeszłorocznej konferencji klimatycznej w Egipcie. Ostatecznie jego osiągnięciem było jednak zawarcie historycznego porozumienia w sprawie nowego mechanizmu rekompensat za straty klimatyczne. W tym roku na ostrzu noża stają jednak najbardziej kontrowersyjne tematy negocjacji: plany powstrzymywania zmiany klimatu, czyli zasady redukcji emisji gazów cieplarnianych, oraz tzw. finansowanie klimatyczne, czyli środki na transformację płynące od krajów uprzemysłowionych do państw rozwijających się.

W 2020 r. minął termin, w którym – zgodnie z obietnicą poczynioną ponad dekadę wcześniej – roczna wartość tej pomocy miała sięgnąć 100 mld dol. rocznie. Ostatecznie pułap ten ma szansę zostać osiągnięty – w bólach – dopiero w tym roku, a zapewnienie realizacji celów na 2025 r. – średnio 100 mld dol. pomocy rocznie oraz podwojenia wsparcia na adaptację do zmian, będzie wymagać zmobilizowania znaczących środków w kolejnych dwóch latach. Tymczasem zbliża się moment, w którym negocjatorzy powinni określić dalszą ścieżkę dla finansowania po przekroczeniu połowy dekady. Kraje Globalnego Południa, w których imieniu występowała podczas obrad Boliwia, domagają się, by to właśnie ta kwestia była negocjacyjnym tematem numer 1, i, jak pokazuje przebieg rozmów w Bonn, są gotowe dla osiągnięcia tego celu blokować dyskusję o innych celach klimatycznych.

Dla państw Zachodu – z UE i USA na czele – kluczowe są z kolei rozmowy o cięciach emisji, w tym określenie konkretnego harmonogramu odchodzenia od paliw kopalnych. – Naprawdę nie możemy zaakceptować agendy w kształcie, który nie zapewnia miejsca na dyskusję o łagodzeniu zmiany klimatu w tej krytycznej (dla celów klimatycznych) dekadzie. (…) Jest nam bardzo trudno zrozumieć, jak to zgromadzenie może nawet myśleć o tym, by ta kwestia nie znalazła się w planie rozmów – mówił Grzegorz Grobicki, polski negocjator, który w Bonn reprezentuje Unię Europejską.

Sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że tegorocznym gospodarzem szczytu klimatycznego są Zjednoczone Emiraty Arabskie, należące do grona największych światowych producentów ropy i gazu, które nie kwapią się, by rezygnować z największego źródła dochodów. Nominowany na prezydenta COP28 Sultan Al Jaber, który kieruje jedną z głównych państwowych spółek naftowych w kraju, jeszcze do niedawna wolał mówić o ograniczaniu emisyjności paliw kopalnych niż o odchodzeniu od ich wykorzystywania. W maju ponad 100 polityków unijnych i amerykańskich zaapelowało o odwołanie go z funkcji i ograniczenie roli koncernów paliwowych na szczycie w Dubaju. Gospodarze COP28 zapewnili jednak, że nie ma mowy o zmianie przewodniczącego szczytu, a oficjalne poparcie dla nominacji Al Jabera wyrażali w przeszłości również wiceszef KE Frans Timmermans oraz John Kerry, odpowiedzialny za dyplomację klimatyczną w administracji USA.

W zeszły piątek prezydent COP28 in spe po raz pierwszy przedstawił dalej idące niż dotąd stanowisko, mówiąc o „nieuchronnym” procesie ograniczania zużycia paliw kopalnych. Zaznaczył jednak przy tym, że jego tempo będzie zależeć od tego, jak szybko będą upowszechniane bezemisyjne technologie, które docelowo będą zastępować paliwa oparte na węglowodorach. Potwierdza to, że emiracka prezydencja będzie najprawdopodobniej hamować zapędy, by wytyczać konkretną ścieżkę odchodzenia od paliw kopalnych. W zamian ma forsować m.in. podniesienie celów w zakresie rozwoju odnawialnych źródeł energii, bezemisyjnej produkcji wodoru oraz efektywności energetycznej. ©℗