O godz. 14. w piątek w Czechach rozpoczęły się bezpośrednie wybory prezydenckie, w których uczestniczy ośmioro kandydatów. Prezydent Milosz Zeman kończy drugą kadencję i nie mógł już kandydować. Lokale wyborcze zostaną zamknięte o godz. 22 i ponownie będą czynne w sobotę od godz. 8 do 14.
Obserwatorzy zwracają uwagę, że w trzecich bezpośrednich wyborach głowy państwa, wśród faworytów nie ma osób bezpośrednio związanych z opozycją demokratyczną. Przeciwnie, dwóch z głównych pretendentów, były premier i lider opozycyjnego ruchu Ano Andrej Babisz oraz były szef sztabu generalnego, były szef Komitetu Wojskowego NATO generał w stanie spoczynku Petr Pavel, mają za sobą członkostwo w partii komunistycznej.
Babisza dodatkowo obciąża potwierdzona sądownie współpraca z komunistyczną tajną policją polityczną. Przemawia za nim natomiast oddalenie w poniedziałek zarzutów karnych o wyłudzenie dotacji europejskich na jedną z inwestycji.
Podczas kampanii zwrócono uwagę, że Pavel członkostwa w partii komunistycznej, do której wstąpił w szkole wojskowej, nie ukrywał. Twierdził natomiast, że na kurs wywiadu poszedł z nadzieją na posadę w wojskowej dyplomacji. Świadkowie i znawcy dawnej czechosłowackiej armii nie mają wątpliwości, że kwalifikacje na kursie, który kończył Pavel, zdobywali przyszli szpiedzy, a nie dyplomaci. Za Pavlem przemawia kariera po 1989 r. w tym najwyższe certyfikaty NATO związane z bezpieczeństwem.
Wśród faworytów, którym sondaże (nie można ich publikować w Czechach od wtorku) dają szanse na przejście do drugiej tury głosowania, jest także ekonomistka, była rektor Uniwersytetu Przyrodniczego w Brnie Danusze Nerudova. W kampanii słyszała, że jest tylko teoretyczką bez praktycznych doświadczeń, ale najpoważniej brzmiały oskarżenia, że gdy szefowała uczelni, ta w dziwnie przyspieszony sposób wydała dyplomy kilku zagranicznym słuchaczom. Ona sama konkurentom mówi, że kraj nie może być prowadzony jak firma (to aluzja do jednego z najbogatszych Czechów Babisza), ani jak jednostka wojskowa. Jej zdaniem receptą mają być stosunki jak w rodzinie, w której trzeba starać się o najsłabszych.
Zdecydowanie gorsze notowania, nieprzekraczające 10 proc. poparcia, mają pozostali kandydaci. W tej grupie przewodzi były opozycjonista i sygnatariusz Karty 77, a obecnie poseł skrajnej partii Wolność i Bezpośrednia Demokracja (SPD) Jaroslav Baszta. Kolejni to senatorowie Pavel Fischer i Marek Hilszer, którzy kandydowali już bez sukcesu w wyborach prezydenckich w 2018 r.; biznesmen w branży IT, były komentator sportowy Karel Divisz oraz były rektor Uniwersytetu Karola w Pradze, lekarz Tomasz Zima. Dziewiąty z zarejestrowanych kandydatów, szef związków zawodowych w Czechach Josef Strzedula 8 stycznia br. zrezygnował z kandydowania, przekazując swoje głosy Danusze Nerudovej.
Obserwatorzy zwracają uwagę, że kampania przed wyborami była bardzo krótka i mało wyrazista. Wyraźnie ograniczyły ją święta Bożego Narodzenia i okres Nowego Roku. Nie skoncentrowała się na konfrontacji programów, a kandydaci i ich sztaby woleli zwracać uwagę na wizerunek uczestnika wyborów. Komentatorzy zauważyli także, że w znacznej mierze kampania była widoczna w mediach społecznościowych. Nie brakowało w niej fałszywych informacji i wysyłanych masowo e-maili.
W bezpośrednich wyborach prezydenckich frekwencja należy w Czechach do najwyższych. W pierwszej turze w 2013 roku głosowało 61,31 proc. uprawnionych. Dwa tygodnie później 59,11 proc. W wyborach w 2018 r. odpowiednio: 61,92 i 66,60 procent.
Z Pragi Piotr Górecki (PAP)
ptg/ mal/