Nic nie mówi więcej o obecnym położeniu Białorusi niż zdjęcie Alaksandra Łukaszenki stojącego nad trumną Uładzimira Makieja.

Stężała twarz dyktatora – wyglądająca jakby to on zmarł, a nie szef MSZ – ujawnia jego lęk. Strach przed przyznaniem, gdzie zabrnął w ponad dwa lata po stłumieniu protestów w Mińsku, które wybuchły po sfałszowanych przez niego wyborach z sierpnia 2020 r. Do niedawna pewny siebie dyktator dziś jest marionetką obawiającą się o własne życie.
Gdy trumna z ciałem Makieja podążała na stołeczny cmentarz wschodni, na Białoruś ciągnęły eszelony z uzbrojeniem rosyjskim. Szef MSZ, a w czasach ZSRR oficer wywiadu wojskowego, był urzędnikiem, który może i markował próby układania się z Zachodem. Niemniej był też tym, który na tym Zachodzie miał kontakty i z punktu widzenia Kremla stanowił zagrożenie dla powodzenia anszlusu Białorusi. To on organizował rozmowy z Watykanem i miał możliwości poszerzania manewru białoruskiej dyplomacji. Między innymi dlatego został zaproszony do Łodzi na ruszające w czwartek posiedzenie ministerialne OBWE (ostatecznie pojedzie stały przedstawiciel Białorusi przy OBWE Andrej Dapkiunas), mimo oczywistego uwikłania państwa w inwazję na Ukrainę.
Śmierć Makieja to symboliczne zamknięcie tego pola manewru. Na krótko przed tym dziwnym zawałem pojawiły się informacje, że na Białorusi we współpracy z Iranem zostanie postawiona linia produkcyjna dla pocisków artyleryjskich. Informację potwierdził ukraiński wywiad wojskowy HUR. Łukaszenka będzie produkował pociski kalibru 152 i 122 mm oraz 220 i 300 mm. To właśnie one odpowiadają za równanie z ziemią miast takich, jak Bachmut czy wcześniej Lisiczańsk. Bez nich nie działa maszynka do mięsa (na Donbasie to pojęcie obowiązuje zresztą w odniesieniu do obydwu stron, co potwierdzają dane na temat zabitych podawane przez USA).
Nie mniej ważne są informacje o należących do Rosji zestawach Tor-M2. Co najmniej 15 z nich dotarło pod Brześć. Jakaś część trafiła w rejon Baranowicz. Oprócz tego przywieziono cysterny z paliwem, artylerię rakietową Uragan, wyrzutnie pocisków Grad, bojowe wozy piechoty i sprzęt inżynieryjny do budowania przepraw. Według HUR to gra pozorów i próba przekonania Ukraińców, że szykowany jest atak od północy, co w konsekwencji miałoby doprowadzić do przeniesienia części brygad z Donbasu w ten właśnie rejon. W rzeczywistości ma chodzić o prowadzenie szkoleń dla zmobilizowanych Rosjan, którzy później trafią na front południowy i wschodni na Ukrainie (obok stacji Leśna w obwodzie brzeskim, na której pojawiły się pociągi, jest duży poligon). Kilka tygodni wcześniej Rosja przerzuciła na lotnisko w Maczuliszczach pociski balistyczne AS-24.
Białoruś staje się czymś na wzór obwodu kaliningradzkiego w większej skali. Zmilitaryzowanym okręgiem wojskowym, który jest niezbędny do prowadzenia wojny przeciwko Ukrainie. Nawet jeśli Rosja nie użyje armii Łukaszenki do nowego ataku na Kijów, budowanie tej wielkiej bazy szkoleniowo-remontowej i linii produkcyjnych dla amunicji świadczy o tym, że Kreml nie szykuje się na żadne mityczne rozmowy, ale na długi marsz. Jeśli w jego trakcie zdecyduje się na uderzenia pociskami balistycznymi wzdłuż granicy z Polską, to również zła informacja dla władz w Warszawie. Bo incydentów takich jak w Przewodowie może być po prostu więcej. Pogrzeb Makieja i wojskowy anszlus Białorusi z punktu widzenia Polski to wyjątkowo złe informacje. ©℗