Brak płatności odsetek to dla Moskwy głównie problem wizerunkowy, choć w dłuższym terminie może mieć również wymierne konsekwencje.

W nocy z niedzieli na poniedziałek minął miesiąc od terminu płatności ok. 100 mln dol. odsetek od dwóch emisji euroobligacji wypuszczonych na rynek kilka lat temu przez Rosję. Na konta posiadaczy papierów pieniądze nie wpłynęły. To oznacza, że Rosja stała się tzw. technicznym bankrutem.
Miesięczny odstęp pomiędzy terminem płatności a ogłoszeniem niewypłacalności to tzw. grace period – obligatariusze zgadzają się na niewielkie opóźnienie w przekazaniu pieniędzy, np. z przyczyn technicznych. W tym przypadku powodem zwłoki, a finalnie braku płatności były sankcje nałożone na Moskwę przez państwa zachodnie, które nie pozwalają na realizację transferów do i z Rosji. Ministerstwo finansów w Moskwie przekazało pieniądze na wypłatę kuponów od obligacji do lokalnego depozytu papierów wartościowych, a ten przesłał je do Euroclear Bank z siedzibą w Brukseli, skąd powinny trafić przelewy do posiadaczy papierów. Z uwagi na sankcje Euroclear nie może zrobić tego ostatniego kroku.
Moskwa upiera się, że skoro przekazała wymaganą kwotę, to nie można mówić o jej bankructwie. „To nie nasz problem” – stwierdził Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla. „Techniczna upadłość” w przypadku Rosji nie ma w krótkim terminie żadnego znaczenia praktycznego. Kraj już wcześniej był odcięty od międzynarodowego rynku i nie może pozyskiwać nowego finansowania. Ale też nie potrzebuje twardych walut, które mógłby uzyskać poprzez emisje dla zagranicznych inwestorów, ponieważ płatności trafiających do Rosji – głównie za eksportowane surowce – jest więcej niż importowych.
Sprawa ma jednak przede wszystkim charakter prestiżowy. Problemy mogą pojawić się w dłuższym terminie, gdyby Moskwa chciała emitować dług dla inwestorów z zagranicy. Informacje o „defaulcie” Rosji są nieoficjalne. Opierają się na deklaracjach posiadaczy obligacji, że nie otrzymali pieniędzy. Zwykle ogłoszenie technicznego bankructwa to rola agencji ratingowych. Te jednak – to również pochodna sankcji – musiały przestać zajmować się Rosją i jej finansami. Brak jasnego przesądzenia sytuacji zapowiada spory sądowe, przede wszystkim między obligatariuszami, którzy chcieliby pieniędzy, a emitentem, czyli władzami w Moskwie. Teoretycznie posiadacze obligacji mogliby domagać się natychmiastowego zwrotu całości pożyczonych Rosji kwot.
Nominalna wartość długu wyemitowanego przez Rosję na zagraniczne rynki to ok. 40 mld dol. W 1998 r., pod koniec rządów Borysa Jelcyna, poprzednika Władimira Putina na stanowisku prezydenta, Rosja nie spłaciła części zadłużenia wypuszczonego na rynek krajowy. Brak spłaty dla wierzycieli zagranicznych miał tam miejsce poprzednio w 1918 r. – po objęciu władzy przez komunistów.
Dla Rosji „bankructwo” to w tej chwili głównie problem wizerunkowy. Są jednak kraje, które faktycznie nie są w stanie spłacać swoich zobowiązań, a nawet zagwarantować dostaw podstawowych produktów z zagranicy. Przykładem jest Sri Lanka, wyspa na Oceanie Indyjskim. Już w kwietniu nie była w stanie obsłużyć transzy zagranicznego długu, którego całkowita wartość przekracza 50 mld dol. Kraj liczy na wart kilka miliardów dolarów program pomocowy ze strony Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Tydzień temu zamknięto tam szkoły, a działalność urzędów ograniczono do minimum.
„Ostatnie wskaźniki gospodarcze sugerują, że na działalność gospodarczą negatywnie wpłynęły niedobory paliw i energii. Rosnące ceny żywności i ropy na świecie dodatkowo zwiększyły presję na bilans płatniczy. Inflacja przyspieszyła m.in. z powodu niedoborów towarów, wzrostu cen paliw i deprecjacji waluty” – napisano w niedawnym komunikacie MFW po konsultacjach z lokalnymi władzami.
Na liście potencjalnych bankrutów jest Salwador. W ubiegłym roku latynoamerykański kraj uznał bitcoin za prawny środek płatniczy. Spadek wartości kryptowaluty powoduje obawy, czy znajdujący się już wcześniej w trudnej sytuacji gospodarczej kraj będzie w stanie dokonać najbliższej płatności na rzecz zagranicznych wierzycieli. Termin przypada jednak dopiero w styczniu przyszłego roku.