Turysta, który dziś przyjeżdża do Nowogrodu Wielkiego, widzi z dala od głównych dróg małe prowincjonalne centrum. Może to zabrzmieć paradoksalnie, ale nawet dzisiaj zabytki tego miasta mówią ukraińskim turystom znacznie więcej niż turystom z sąsiednich regionów Rosji. Żona i syn księcia Jarosława Mądrego z Kijowa są pochowani w Katedrze św. Zofii. On sam był także księciem w tym mieście przez wiele lat i to z jego imieniem wiąże się wiele miejsc z czasów starożytnej Rusi.

Wydawałoby się, że to właśnie te fakty powinny świadczyć o prawdziwości wypowiedzi prezydenta Rosji Władimira Putina o jedności Rosji i Ukrainy, o „jednym narodzie”. Ale nie! Kijów i Nowogród były blisko, nawet gdy nie istniała Moskwa, nie była to jednak bliskość dwóch osad, ale dwóch cywilizacji.
W czasach swojej świetności Nowogród Wielki był jednym z największych i najbardziej znanych miast północnej Europy. Można powiedzieć – część cywilizacji zachodniej. Kupcy nowogrodzcy byli znani na całym kontynencie, przez Nowogród przebiegały szlaki handlowe z południa na północ Europy. Być może właśnie dlatego strukturę państwową Nowogrodu można określić jako republikę feudalną – prawa kupców i bojarów, zgromadzenia ludowe, szczególne stosunki ludu z zaproszonymi na tron książętami zaskakująco przypominają Rzeczpospolitą.
Nowogrodzianie mieli wszelkie szanse, aby stać się nie tylko kolejnym prosperującym państwem na północy Europy, lecz także ważnym ludem słowiańskim. Ekspansja Moskwy nie pozostawiła im jednak żadnej szansy. Władcy Moskwy podbili Nowogród, zrujnowali go, wypędzali i niszczyli lokalną elitę – zarówno arystokratów, jak i kupców. Teraz nazwalibyśmy działania władz Moskwy ludobójstwem. Jednak już współcześni byli przerażeni okrucieństwem armii cara Iwana Groźnego. Ale ponieważ car popełnił te same zbrodnie w całym państwie moskiewskim (zniszczył np. Chanat Kazański i Chanat Astrachański), śmierć Nowogrodu Wielkiego nie była postrzegana jako szczególny akt nienawiści. Zniszczenie obcych cywilizacji jest fundamentem państwa rosyjskiego, z tego dziedzictwa nikt we współczesnej Moskwie nie spieszy się zrezygnować.
A teraz wróćmy do Kijowa. W soborze św. Zofii pochowany jest Jarosław Mądry, teraz oddzielony od najbliższych krewnych nie tylko granicą państwową, lecz także krwawą wojną. Za panowania księcia Jarosława i jego krewnych książęta kijowscy wysłali swoje dzieci i braci do Nowogrodu, ale także rywalizowali z odległym północnym miastem w handlu i wpływach politycznych. Teraz to połączenie jest mocno zapomniane. W świadomości współczesnych Ukraińców i ich bezpośrednich przodków nie ma Nowogrodu. A obecne zerwanie kulturowe i cywilizacyjne z Rosją, na której terytorium znajduje się Nowogród Wielki, nie pozostawia szans na wspomnienia minionych interakcji.
Teraz sam Kijów, w pobliżu którego oddziały nowego „Iwana Groźnego” pojawiły się wiosną tego roku, znalazł się na pozycji Nowogrodu Wielkiego. Kreml Władimira Putina odmawia Ukraińcom prawa do istnienia, próbuje niszczyć lokalną infrastrukturę, tworzy listy „niepożądanych elementów” i poluje na ukraińskich aktywistów w okupowanych regionach. Dokładnie taki sam scenariusz przygotował Kreml Iwana Groźnego dla Nowogrodu Wielkiego. I udało mu się.
Dlatego ten tekst nie jest esejem historycznym czy książką podróżniczą, ale opisem planów politycznych rosyjskich władców. A także losu narodów, które są w centrum tych planów.
Kiedy Iwan Groźny rozprawiał się z Nowogrodem, mieszkańcy Kijowa i mieszkańcy innych przyszłych ziem ukraińskich byli poddanymi zupełnie innego monarchy, żyli na ziemiach Rzeczypospolitej. Do przyłączenia części ziem ukraińskich do Moskwy pozostało ponad 100 lat. Kto wie, gdyby ziemia kijowska znalazła się pod terrorem Iwana Groźnego, być może teraz Kijów wyglądałby dokładnie tak jak Nowogród Wielki – mały prowincjonalny ośrodek Federacji Rosyjskiej.
Jednak aneksja ziem ukraińskich do Moskwy, która nastąpiła nie za czasów Iwana, ale w epoce pierwszych Romanowów, dała Ukraińcom szansę na przeżycie i zachowanie pamięci o własnej cywilizacji i państwowości. Wysiłki cesarstwa, które zrobiło wszystko, co możliwe, aby tę pamięć zniszczyć – ale nadal nie wkroczyło na drogę ludobójstwa – okazały się daremne. Ludobójstwo rozpoczęło się w XX w. za Stalina. Wówczas Ukraińcy byli już ugruntowanym narodem, z własnym językiem, kulturą, literaturą, muzyką. Ze swoją elitą i pamięcią historyczną. I nawet komunistyczni władcy Rosji byli zmuszeni to przyznać.
Ukraińcy poznali swojego „Iwana Groźnego” dopiero teraz, na początku XXI w. Armia tego władcy, który w swoim podejściu do innych narodów kieruje się logiką książąt moskiewskich z wczesnego średniowiecza, wyposażona jest w pociski balistyczne i broń jądrową. I staramy się przewidzieć: czy Władimir Putin z tego skorzysta, czy nie. Jestem przekonany, że Iwan Groźny użyłby takiego arsenału bez zastanowienia.
Więc podsumujmy. W XVI w. car moskiewski dokonał eksterminacji kraju, który mógł stać się prosperującym państwem na północy Europy, sąsiadem Finlandii, Estonii i Szwecji, ich partnerem handlowym i kulturalnym oraz konkurentem. Zniszczył nie tylko kraj, lecz także cywilizację i naród. Nowogródczycy zniknęli, ale Ukraińcy przeżyli, bo nie wpadli do moskiewskiego państwa na najwcześniejszych etapach istnienia.
Ukraińskie doświadczenie cywilizacyjne to doświadczenie narodu środkowoeuropejskiego. Narodu, który zna handel międzynarodowy i kolonizację sąsiednich ziem, ale postawił na rozwój samorządu miejskiego, otwieranie uczelni i warsztatów zawodowych, współdziałanie z innymi narodami Rzeczypospolitej… No cóż, utknął w państwie moskiewskim. Przez długi czas, ale nie na tyle długo, aby zapomnieć o wszystkich poprzednich historycznych doświadczeniach.
Agresja Iwana Groźnego na Nowogród Wielki to „korekta” północnej Europy. Terytorium, które mogło stać się centrum silnego państwa, stało się opuszczoną rosyjską prowincją, na zawsze popadło w ruinę, zapomniało o sobie.
Agresja Władimira Putina na Ukrainę to „korekta” Europy Środkowej. Ukraina ma wszelkie szanse, aby stać się jednym z pierwotnych państw Europy Środkowej, partnerem Polski, Litwy i innych krajów sąsiednich. Ale jeśli wyobrazimy sobie, że Putinowi się powiedzie, ziemie ukraińskie staną się tą samą opuszczoną rosyjską prowincją, którą stał się Nowogród Wielki. Są już na to dowody – np.: degradacja niegdyś szybko rozwijającego się Doniecka, który w 2014 r. wpadł w szarą strefę i stał się trampoliną do dalszych ataków; bombardowania Charkowa; śmierć Mariupola, który w ostatnich latach stał się jednym z najciekawszych i najbardziej nowoczesnych miast Ukrainy. Kiedy przeczytałem, że pisarka, która całe życie poświęciła książkom o swoim rodzinnym regionie, zmarła z zimna i głodu w Mariupolu w schronach przeciwbombowych, wyobrażałem sobie bojarów nowogrodzkich, budowniczych słynnych klasztorów i autorów dzieł literackich, których car Iwan gotował żywcem we wrzącej wodzie. Bracia z Nowogrodu przeszli koszmar zniszczenia kilka wieków temu. My wciąż mamy szanse na przeżycie. Nowogródczycy zginęli w samotności i ciemności. Ukraińcy walczą na oczach całego cywilizowanego świata, a chęć pomocy jest oczywista. Ale ważne jest, aby zrozumieć, że nie jest to tylko pomoc ludziom, którzy walczą o przetrwanie własnego państwa. To także walka z „korektą” przyszłości Europy, którą rozpoczął Władimir Putin.
Przyszły rozwój krajów Europy Środkowej wydaje się dużo bardziej obiecujący i harmonijny w sąsiedztwie europejskiej Ukrainy, a nie w sąsiedztwie pustki z rakietami, którą prezydent Rosji chciałby stworzyć w miejsce naszego kraju.