Volker: Rosja nie ma wystarczająco środków, by kontynuować długą wojnę.

Pod koniec marca napisał pan, że inwazja Putina na Ukrainie nie idzie po jego myśli. Czy w dwa miesiące później dalej tak pan uważa?
Wciąż idzie mu źle. Rosjanie nie są w stanie zagrozić Kijowowi, obalić ukraińskiego rządu, przejąć kraju. Zredukowali swoje ambicje do części wschodniej Ukrainy. To nie były pierwotne cele Putina. Co prawda Rosjanie poczynili ostatnio postępy na wschodzie kraju, odepchnęli siły ukraińskie w kilku miejscach, ale to nie są strategiczne sukcesy, to jest ograniczone. Do tego Zachód wciąż wysyła znaczącą pomoc dla Ukrainy, różnego rodzaju. Nie widzę, by wojna szła po myśli Rosji. Ukraińcy będą próbować odzyskać utracone terytoria. A gdy weźmie się pod uwagę sankcje i presję na Rosję, to będzie jej ciężko kontynuować walkę.
Wśród niektórych ekspertów, polityków czy dyplomatów pojawiają się głosy, że Ukraina powinna oddać część terytorium, by dojść do porozumienia z Moskwą. Co pan myśli o takich komentarzach?
Całkowicie się z nimi nie zgadzam, to haniebne. Ciągle przeceniamy Rosję i nie doceniamy Ukrainy. A to kraj, ziemia i życie Ukraińców, oni będą się bronić. Widzimy też, co Rosjanie robią na terytoriach okupowanych, jakie popełniają tam zbrodnie wojenne. To wręcz obraźliwe, że niektóre zachodnie stolice w obawie o dostawy energii twierdzą, że Ukraina powinna oddać część swojego terytorium.
Jaki jest więc plan maksymalny? Czy Ukraina może wyprowadzić kontratak? Jak daleko? Na okupowane Krym i Donbas? Czy USA będą to wspierały?
Stany Zjednoczone i inne kraje będą wspierały Ukrainę, by przetrwała jako suwerenne, niezależne, demokratyczne i europejskie państwo. Tylko Ukraina może zaakceptować utratę części swojego terytorium, Zachód nie powinien sam proponować tego Kijowowi. Ogólnie to powinniśmy wspierać odzyskanie przez nią terytorium, w tym Krymu. Natomiast jeśli Ukraińcy zgodzą się, że Krym to teraz o jeden most za daleko, to możliwe jest porozumienie zastrzegające, że to terytorium sporne. Nie powinniśmy ich popychać do walki, ale to ich decyzja, bo Rosja przejęła półwysep nielegalnie. I używa do ataku na Ukrainę. Pierwsze kroki to jednak Chersoń, okolice Charkowa, Donbas.
Czy wierzy pan, że Ukraińcy w ciągu kilku miesięcy odbiją Chersoń czy Melitopol?
Chersoń tak. Jeśli chodzi o Melitopol, to jest to moim zdaniem najlepsze miejsce, w którym Ukraińcy mogą przerwać rosyjski korytarz lądowy między Donbasem a Krymem. Jak długo to zajmie, trudno przewidzieć. Ukraińcy są silni, a Rosjanie nieprzewidywalni. Idą masą, ale są słabo wyszkoleni i zorganizowani, mają niskie morale. Na północ od Kijowa po prostu stracili zdolność do działań wojskowych. Czy stanie się tak samo na wschodzie czy północy? Nie wiemy.
Mówiąc o nieprzewidywalności, niektórzy obawiają się, że ukraińska wygrana w konwencjonalnej wojnie będzie oznaczać atomowy atak ze strony Rosji. Jak więc wygrać i nie ryzykować nuklearnym uderzeniem?
Musimy poważnie brać pod uwagę możliwość użycia broni atomowej. Nie chodzi o atak na USA czy sojuszników NATO, tego Rosjanie nie zrobią w obawie przed odpowiedzią. Użycie taktycznej broni nuklearnej w Ukrainie jest natomiast mało prawdopodobne. Po pierwsze, terytorium po takim ataku jest nie do zamieszkania. A celem Putina jest przejęcie terytoriów Ukrainy. To mu się nie uda, gdy zastosuje broń nuklearną. Po drugie, Rosjanie muszą wiedzieć, że taktyczna broń atomowa na Ukrainie będzie oznaczać zwiększenie wojskowych działań Zachodu wobec Rosji. Na przykład użycie przez nas sił zbrojnych w Ukrainie, co na ten moment wykluczamy.
Biden wielokrotnie deklarował, że amerykańskie wojska nie będą działać na Ukrainie. Politycy z USA w mediach wykluczają też ustanowienie strefy zakazu lotów. Takie komentarze muszą padać publicznie? Jak odczytuje je Kreml?
Nie musimy komunikować, czego nie będziemy robić. Kreml odczytuje takie komentarze jako brak determinacji, brak celów. Jako wyznaczanie przez nas limitów. Jestem w stanie zrozumieć, że nie chcemy podejmować takich kroków, ale nie ma potrzeby tego komunikować. Całkowicie nie zgadzam się z takimi komentarzami.
Czyli wierzy pan, że strefy zakazu lotów lub korytarze humanitarne mogą powstać?
Oczywiście, możemy to zrobić. Nawet łatwiej o to teraz niż kilka miesięcy temu, bo Rosjanie właściwie nie latają nad zachodnią Ukrainą. Jeśli mówimy o wodach międzynarodowych, to Rosja nie ma prawa pozbawiać dostępu do nich innych krajów. Możemy eskortować statki transportowe płynące do i z Ukrainy. Wątpię, by Rosjanie zaatakowali zachodnie czy natowskie statki na międzynarodowych wodach.
Co jeszcze możemy zrobić, by pomóc Ukrainie? Co może zmienić przebieg wojny? Jaka broń? Wyrzutnie rakiet MLRS?
Bardzo istotna jest artyleria dalekiego zasięgu. Jeśli Rosjanie mogą zaatakować z bardzo daleka, to Ukraińcy muszą być w stanie odpowiedzieć z daleka. Ważne są też systemy obrony przeciwokrętowej. Ale to detale. Bardziej istotne jest stałe wsparcie, nie na kilka tygodni, ale na miesiące czy lata. Bo Rosja w długim terminie nie będzie w stanie kontynuować swojego zaangażowania w wojnę.
Jakie są cele terytorialne Rosjan?
Oni je zmieniają. Pierwszym było wyeliminowanie Ukraińców jako narodowej tożsamości. Później chcieli przejąć terytoria zamieszkane przez rosyjskojęzycznych Ukraińców. Teraz chcą Donbasu, a nawet z tym mają problemy. Próbują znaleźć osiągalny cel, który można potem ogłosić jako wygraną.
Jak bardzo brak sukcesu w największych celach osłabia Putina? Jak bardzo wojna podkopała jego pozycję?
Śmiertelnie. Tak długo jak Putin jest u władzy, tak długo Rosja nie odbije się do poziomu sprzed wojny. Zachodnie sankcje i militarne wsparcie dla Ukrainy zostaną utrzymane. Nie uda mu się osiągnąć wojskowego zwycięstwa, a w osłabionej i izolowanej Rosji dojdzie do napięć. Rosja nie ma wystarczająco środków, by kontynuować długą wojnę. Tego nie uda im się utrzymać.
Rozmawiał Mateusz Obremski