Całkowite embargo na import rosyjskiej ropy do UE wydaje się wciąż nierealne. Dziś unijni liderzy spróbują objąć nim choć dwie trzecie dostaw

Od przedstawienia przez szefową KE Ursulę von der Leyen szóstego pakietu sankcji obejmującego przede wszystkim całkowity zakaz importu rosyjskiej ropy do UE minął prawie miesiąc. Choć propozycja wydawała się naturalną kontynuacją oraz konsekwencją zapowiedzi uniezależniania się od surowców energetycznych z Rosji, to od początku było pewne, że część państw nie zaakceptuje pierwotnej propozycji Brukseli i będzie starała się uzyskać odstępstwa. Najgłośniejszy był, tradycyjnie już od początku wojny w Ukrainie, sprzeciw rządu węgierskiego. – Przy poprzednich pakietach sankcji też były duże opory części państw, nie tylko Węgier. Ostatecznie jakoś udawało się je dość szybko przeforsować. Tym razem sprzeciw premiera Viktora Orbána to nie żaden teatr – mówi nam jeden z unijnych dyplomatów.
Do konfrontacji Orbana oraz pozostałych przywódców niechętnych szóstemu pakietowi dojdzie już dziś w Brukseli, podczas dwudniowego, nieformalnego szczytu UE. Jak każde spotkanie unijnych liderów po 24 lutego tego roku będzie on skupiał się wokół pomocy Ukrainie i odpowiedzi „27” na rosyjską agresję. A na tę zaproponowaną na początku maja przez szefową KE początkowo niechętne patrzyły głównie Niemcy, Austria i Węgry. Wkrótce do tego grona dołączyły również m.in. Bułgaria, Czechy czy Słowacja. Choć statek sceptyków ostatecznie postanowiły opuścić zarówno Berlin, jak i Wiedeń, to prawdopodobnie przypadnie im do gustu – nieoficjalna wciąż – propozycja objęcia embargiem jedynie dostawy ropy drogą morską.
Według propozycji, z którą miały się już zapoznać państwa członkowskie, UE nie objęłaby sankcjami importu ropy drogą lądową, który stanowi jedną trzecią całkowitego importu z Rosji. Oznacza to, że Węgry, a także Niemcy czy Słowacja nadal będą mogły kupować rosyjską ropę dostarczaną na teren UE rurociągami. To jednak nie wszystko. Część państw miałaby podporządkować się reżimowi sankcyjnemu później od pozostałych. I tak, według ostatniej propozycji Brukseli, Bułgaria miałaby przestać importować rosyjską ropę dopiero w 2025 r., a Chorwacja osiem miesięcy po państwach, które przyjmą embargo natychmiast. Oba kraje przez cały ten okres nie mogłyby po przyjęciu drogą morską dostaw ropy eksportować ich dalej, a importowana ropa miałaby służyć im wyłącznie na rynek wewnętrzny. Wcześniej na stole były odstępstwa dla Czech (ok. 1,5 roku) oraz Węgier i Słowacji, jednak nie były one na tyle satysfakcjonujące, żeby państwa te zgodziły się na szósty pakiet.
Do momentu zamknięcia wydania DGP wciąż trwało spotkanie ambasadorów państw członkowskich, którzy mieli omówić najnowszą propozycję sankcji i pozostałe elementy deklaracji nieformalnego szczytu. Ambasadorowie w minionym tygodniu regularnie omawiali kolejne propozycje, które miały pogodzić państwa członkowskie, ale nawet wśród kierownictwa Komisji oraz Rady Europejskiej nie było zgody co do oczekiwanych efektów rozmów. O ile szefowa KE – po licznych rozmowach z Viktorem Orbánem – sceptycznie podchodziła do możliwości osiągnięcia dziś i jutro kompromisu, wprost oceniając, że przyjęcie szóstego pakietu podczas szczytu jest niemożliwe, o tyle szef RE Charles Michel wyraził przekonanie, że „27” uda się porozumieć i przyjąć satysfakcjonujące rozwiązania.
Pytanie, na ile satysfakcjonujące okażą się one dla „sankcyjnych jastrzębi”, w tym państw bałtyckich. Uzależnienie Węgier od rosyjskiej ropy wynosi bowiem ok. 60 proc., a Polski oraz Litwy – po ponad 72 proc. W najgorszej sytuacji jest Finlandia, która importuje z Rosji ponad 84 proc. swojego zapotrzebowania na ropę. Choć Polska oraz państwa bałtyckie od początku wojny apelują o objęcie embargiem dostaw wszystkich rosyjskich surowców energetycznych do UE, to wśród wszystkich 27 państw rośnie przekonanie, że z każdym kolejnym tygodniem wojny globalny kryzys będzie się pogłębiał, a grono państw skłonnych do radykalnych kroków będzie się stopniowo kurczyć. Według naszych informacji zarówno Litwa, Łotwa, Estonia, jak i Polska są gotowe poprzeć objęcie embargiem jedynie dwie trzecie dostaw ropy, ale będą się domagać m.in. zapisania w deklaracji szczytu dążenia do objęcia zakazem w przyszłości także dostaw ropy drogą lądową. – Celem pozostaje całkowita niezależność UE od dostaw rosyjskich. Droga dojścia do tego na pewno nie będzie szybka i łatwa, dlatego drobne kroki w tym kierunku też powinny być pozytywnym sygnałem – mówi nam jeden z dyplomatów.
W najnowszej propozycji podtrzymany został również okres przejściowy dla wcześniej zawartych kontraktów: sześć miesięcy dla importu ropy naftowej oraz osiem miesięcy dla produktów rafinowanych. Oznacza to, że nawet jeśli unijni liderzy dojdą dziś lub jutro do porozumienia w sprawie szóstego pakietu sankcji, to UE przestanie importować rosyjską ropę najwcześniej w przyszłym roku.