Relokacja to drażliwa kwestia, już teraz część osób decyduje się nie zostawać w Polsce, ale pojechać dalej w głąb Europy. Musimy pokazać, że w tej sytuacji jesteśmy wszyscy razem, nie możemy polegać tylko na kilku krajach z tzw. pierwszej linii – mówi Nicolas Schmit, unijny komisarz odpowiedzialny za miejsca pracy i prawa socjalne

W ubiegłym tygodniu wizytował pan jeden z największych w Polsce punktów recepcyjnych dla uchodźców z Ukrainy. Jakie są pana wrażenia?
Po pierwsze to emocjonalne doświadczenie. Trudno nie zadać sobie pytania, dlaczego tych ludzi spotkał tak straszny los. Drugie wrażenie dotyczyło sprawnej organizacji. Byłem pod wrażeniem, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że każdego dnia przybywają tysiące uchodźców.
Europa przeżywa największy kryzys uchodźczy od II wojny światowej. Polska udzieliła schronienia większości Ukraińców, którzy uciekli przed wojną, a teraz rząd oczekuje wsparcia finansowego ze strony innych państw członkowskich. Niedawno Komisja ogłosiła 3,4 mld euro na pomoc dla krajów jak Polska, Węgry, Rumunia i Słowacja. Jak zostaną rozdzielone te pieniądze?
Ta kwota, o której pan wspomniał, to efekt zwiększenia zaliczek (chodzi o zaliczki z instrumentu REACT-EU, uruchomionego na odbudowę po pandemii; państwa członkowskie mogły pobierać zaliczki na poczet swoich wydatków w wysokości 11 proc. całej puli - na 2022 r. wynosi ona ok. 9,5 mld euro - red). Szczególnie dla tych państw członkowskich, w których liczba uchodźców przekracza 1 proc. ich populacji - a więc także dla Polski. Pieniądze mogą być wykorzystane na różnoraką pomoc dla uchodźców. Zamiast 11 proc. kraje z tzw. pierwszej linii pomocy Ukrainie będą mogły dostać zaliczkę w wysokości 45 proc. Te pieniądze będą mogły wydać na projekty bezpośrednio - nie jest to więc klasyczny zwrot funduszy, jak to zwykle robimy.
O podziale tych dodatkowych 3,4 mld euro zaliczek jeszcze nie zdecydowano, ale Polska z pewnością otrzyma ich istotną część. Ale w programach unijnych są jeszcze inne elementy, z których nie korzystaliśmy. Sugerujemy państwom członkowskim, w tym Polsce, aby to, co pozostało z różnych programów, wykorzystać na wsparcie uchodźców. Warto wspomnieć, że zaproponowaliśmy również 100-proc. finansowanie tego rodzaju projektów. W tej chwili działamy w sytuacji awaryjnej, dlatego mówimy: „weźcie dostępne pieniądze, wykorzystajcie je tak, jak potrzebujecie, a my jesteśmy elastyczni”. Później będziemy musieli przedyskutować dalsze opcje, jeśli kryzys będzie trwał.
Ile pieniędzy z tych 3,4 mld euro otrzyma Polska?
Według propozycji Komisji Europejskiej Polska dostanie 559 mln euro. Jeśli jeszcze spojrzymy na środki pozostające w programach unijnych, które wasz kraj może wykorzystać na zarządzanie problemem uchodźców, to widzimy potencjał na kilkaset milionów euro. To pieniądze, które już należą do Polski i które wasz kraj mógłby zdecydować się wykorzystać na wsparcie uchodźców.
Kiedy Polska będzie mogła zacząć wydawać te pieniądze?
Stosunkowo szybko. Pierwsza propozycja nowego rozporządzenia zostanie przyjęta w tym tygodniu.
Warszawa chce, aby Komisja odblokowała Krajowy Plan Odbudowy, byśmy mogli odciążyć polski budżet. Kiedy plan zostanie zaakceptowany przez Komisję?
Mam nadzieję, że szybko. Ale to zależy od toczących się rozmów - na stole leżą kwestie przestrzegania rządów prawa, niezawisłości sądownictwa. Nie chodzi o samo naciskanie na Polskę, mówimy o kluczowym elemencie systemu europejskiego.
UE jest często krytykowana za wolne tempo w podejmowaniu niezbędnych kroków czy działań, zwłaszcza gdy stajemy przed ogromnym wyzwaniem, które ma miejsce tu i teraz.
Nie mogę powiedzieć, że to nigdy nie było problemem. Ale podczas pandemii COVID-19 pokazaliśmy, że potrafimy działać dość szybko i całkiem skutecznie. Niewiele czasu zajęło, zanim szczepionki stały się dostępne dla wszystkich Europejczyków. I tym razem, podczas kryzysu uchodźczego, zareagowaliśmy bardzo szybko, uelastyczniając niezbędne fundusze. Oczywiście potrzebna jest nam zgoda państw członkowskich, ale na pewno do niej dojdziemy. Instrument na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności także został ostatecznie ustanowiony stosunkowo szybko.
Czy Europa potrzebuje programu relokacji uchodźców?
Musimy znaleźć sposób na rozmieszczanie ludzi w całej Europie. Relokacja to drażliwa kwestia z różnych powodów, już teraz część osób decyduje się nie zostawać w Polsce, ale pojechać dalej w głąb Europy. Musimy pokazać, że jesteśmy w tej sytuacji razem, nie możemy polegać tylko na kilku krajach z tzw. pierwszej linii. W ośrodkach recepcyjnych uchodźcy mogą uzyskać informacje lub wybrać kraj docelowy. Nigdy nie byłem przekonany do zorganizowanego podziału obciążeń, ale wszystkie 27 państw członkowskich muszą być gotowe do przyjęcia uchodźców. I dzisiaj nie ma ani jednego kraju, który by się do tego nie kwapił. To bardzo pozytywne. Naszym zadaniem jest właściwie zorganizować pomoc.
Nie ma mowy o powrocie do propozycji relokacji z lat 2015-2016, która próbowała narzucić państwom członkowskim liczbę uchodźców, którym powinny dać schronienie?
Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. I nie ma go teraz w debacie.
Czy uważa pan, że UE była instytucjonalnie gotowa na kryzys tej skali? Czy wyciągnęliśmy lekcję z lat 2015-2016?
Ciężko pracowaliśmy nad lepszą polityką azylową, która nie została jeszcze zatwierdzona. Ale bądźmy realistami - nigdy nie będziesz przygotowany na kryzys taki jak ten, przez który przechodzimy. Trzeba więc dostosować się do wyzwań, być gotowym na podejmowanie szybkich decyzji opartych na solidarności, na naszym wspólnym interesie - zarówno wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Musimy dać schronienie ludziom uciekającym z Ukrainy, zadbać o to, by nasze społeczeństwa nie były podzielone w kwestii uchodźców. Musimy też pokazać temu zbrodniarzowi na Kremlu - lub „rzeźnikowi”, jak to ujął prezydent Biden - że Europa jest silna i że możemy zarządzać przybyciem milionów uchodźców, za co on odpowiada. Putin powinien się wstydzić!
Jak europejski rynek pracy poradzi sobie z ludźmi, którzy uciekli z Ukrainy? Czy widzi pan tu jakieś zagrożenia lub przeszkody?
Musimy dołożyć wszelkich starań, aby zaoferować tym ludziom pracę. Na rynku w Europie w wielu sektorach występuje niedobór - pracowników, specjalistów - co jest również wynikiem ożywienia gospodarczego po pandemii. Musimy mieć pewność, że nie stworzymy równoległego rynku pracy dla uchodźców. Nie pasowałoby to do wartości, za którymi się opowiadamy, taki układ dzieliłby nasze społeczeństwo. Czy może pan sobie wyobrazić kogoś, kto mówi „nie dostałem pracy, bo uchodźca dostał pracę z niższą pensją”?
Dobrze znamy tego rodzaju dyskusje w Polsce. Jeszcze przed wojną w naszym kraju przebywało 1-1,5 mln ukraińskich migrantów.
To ta sama rozmowa, którą niegdyś prowadziliśmy w Europie Zachodniej na temat Polaków. Nie powinniśmy do tego wracać. Powinniśmy być sprawiedliwi, zapewnić równe prawa uchodźcom.
Ale czy nie ma strukturalnego problemu z uchodźcami, jeśli chodzi o ich zdolność do pracy? Przeważnie są to kobiety i dzieci. Nie byłoby mądrze proponować im pracę fizyczną.
Przede wszystkim musimy zaoferować dzieciom edukację. Musimy im dać szansę na adaptację. Na jak długo? Nikt tego nie wie, ale musimy założyć, że będą to nawet lata. Jeśli chodzi o kobiety, te wykwalifikowane z łatwością znajdą pracę, ale i te mniej wykwalifikowane nie powinny mieć z tym kłopotów. Nie powinniśmy lekceważyć zdolności kobiet.
Równolegle do KPO Polska negocjuje obecnie Umowę Partnerstwa, która mówi o tym, jak w okresie 2021-2027 chcemy wydać 76 mld euro z unijnej polityki spójności i Funduszu na rzecz Sprawiedliwej Transformacji. Dokument został przekazany Brukseli przed wojną, ale czy nie należy dostosować go do stanu faktycznego?
Z pewnością nie możemy zamknąć oczu i udawać, że sytuacja nie zmieniła się w sposób drastyczny. Rozmawiałem z ministrem Pudą i ustaliliśmy, że Umowę Partnerstwa trzeba skonstruować mądrze, żeby można było wykorzystać przewidziane w niej pieniądze.
Mieliśmy kryzys finansowy, kilka lat później - kryzys migracyjny, potem przyszła pandemia, a teraz wojna w Ukrainie i jej tragiczne skutki. Jak ewoluowała UE w tym czasie? Czy to nadal tylko sojusz gospodarczy, czy coś więcej?
Od czasu kryzysu finansowego wyciągnięto pewne wnioski. Nasza reakcja na pandemię była zupełnie inna niż na kryzys finansowy. Wzrosła polityczna wola do szybkiego działania. Czy UE jest czymś więcej niż sojuszem gospodarczym? Tak, oczywiście. Widzimy, że współpraca gospodarcza jest niezbędna, ale teraz musimy jeszcze bardziej, wspólnie pracować nad zmniejszeniem naszej zależności od rosyjskiego gazu i paliw kopalnych - to ostatnie to dłuższa perspektywa, ale rosyjski gaz w pierwszej kolejności. To kwestia nie tylko ekonomiczna, lecz także polityczna. Europa musi być silna nie tylko politycznie, musi także wzmocnić filar obronny, wraz z całym sojuszem transatlantyckim. ©℗
Rozmawiał: Tomasz Żółciak
Współpraca: Klara Klinger