Porwania, zastraszenia, czarne listy i telewizyjna propaganda. W ten sposób rosyjscy okupanci chcą zaprowadzić swoje rządy na przejętych terenach południowej Ukrainy

Melitopol to w większości rosyjskojęzyczne miasto w obwodzie zaporoskim, blisko wybrzeża Morza Czarnego. Zamieszkane przez ok. 150 tys. osób jest jednym z większych spośród tych, które w trwającej wojnie dostały się pod rosyjską okupację. Po przejęciu kontroli nad miastem przez rosyjską armię dotychczasowy mer Iwan Fedorow został uprowadzony i wywieziony poza region. Władze Ukrainy obawiają się, że jest torturowany. Na jego miejscu Rosjanie obsadzili figurantkę. We wzburzonym mieście, podobnie jak w Chersoniu i Berdiańsku, dochodzi do proukraińskich protestów. Demonstranci nie akceptują nowej rzeczywistości i sprzeciwiają się represjom stosowanym przez siły rosyjskie. Ze względów bezpieczeństwa nasz lokalny rozmówca, związany z ukraińską administracją, poprosił o anonimowość. ©℗

rozmowa

Co wiemy o porwanym przez Rosjan merze Melitopola Iwanie Fedorowie? Czy wiadomo, gdzie jest i co się z nim dzieje?
Z najnowszych informacji wynika, że burmistrz Fedorow przebywa w okupowanym przez Rosjan Ługańsku, gdzie postawiono mu zarzut terroryzmu. Nikt nie wie, jak jest traktowany i czy jest bezpieczny. Cały Melitopol modli się, by żył.
Jak Rosjanie traktują pozostałych przedstawicieli władz miejskich? Czy powszechne są przypadki zastraszania, próby przeciągania przez Rosjan na swoją stronę?
Lokalna opozycja, pod przewodnictwem Jewhena Bałyckiego, kolaboruje z okupantami, pozwoliła im wejść do miasta. Po poddaniu Melitopola porwano mera i rozpoczęły się represje. Na czarnych listach znaleźli się aktywiści, liderzy opinii, przedsiębiorcy, przedstawiciele władz. Teraz wielu stoi przed wyborem – albo dołączyć do okupantów, albo zrezygnować ze swojej działalności. Niektórzy rezygnują. Wielu nie wie, co się wydarzy i po prostu czeka na to, jak rozwinie się sytuacja. W mieście wprowadzana jest rosyjska wersja „demokracji”. Hałyna Danylczenko, wyznaczona przez Rosjan na nowego marionetkowego mera, wzywa ludzi, by budowali „nowy, rosyjski Melitopol”. W mediach jest wiele propagandy, pokazuje się filmy z opłaconymi statystami, którzy cieszą się ze zmiany władz.
Czy w Melitopolu dochodzi do protestów? Jak mieszkańcy miasta zareagowali na porwanie mera?
Zapanowało wzburzenie, ludzie są wściekli. Przed wojną miasto bardzo szybko się rozwijało, za rządów Fedorowa postawiono na infrastrukturę, mieszkańcy byli zadowoleni. Doceniali to i wiedzą teraz, z czym przychodzą „wyzwoliciele”. Protesty odbywają się każdego dnia, ale ci, którzy chcą wyrazić swoją opinię, są zastraszani, otrzymują pogróżki. Obecna sytuacja to dla Bałyckiego okazja dla rewanżu za to, że po 2015 r. został pozbawiony władzy i wpływów w regionie. Teraz lokalna opozycja cieszy się, że ma możliwość zemsty. Dochodzi do niej pod lufami karabinów i z pomocą rosyjskiej armii. Poparcie dla kolaborantów jest jednak tylko wśród obozu Bałyckiego i tych, którzy już wcześniej byli mocno prorosyjscy.
A jak wygląda sytuacja w okolicach Melitopola?
Różnie, w regionie znowu pojawiły się podziały. Poszczególne władze lokalne podejmują decyzje niezależnie od siebie. Są politycy, którzy przez lata byli u władzy i współpracowali z Bałyckim. Część z nich wyczekuje, liczą na jeszcze dalej idącą zmianę sytuacji. Teraz obawiają się działać, bo obecne ukraińskie prawo jest surowe wobec kolaborantów.
Jak wygląda codzienne życie w Melitopolu?
Jest ciężko. Od razu po rozpoczęciu wojny pojawiły się chaos i grabieże. Okradano sklepy, mieszkańcom zabierano portfele czy samochody. Fedorow zjednoczył zatroskanych obywateli oraz przedsiębiorców. Zadanie ukrócenia negatywnych procesów dostały kobiety, udało się w miarę opanować sytuację i kryzys humanitarny. Próbowano rozmawiać z pobliskimi producentami, rolnikami, by dostarczali do Melitopola podstawowe produkty – chleb, wodę, mleko. Teraz w mieście brakuje żywności dla dzieci. Szkoły i przedszkola są zamknięte. Szpitale i apteki działają, ale brakuje leków. Sklepy otworzyły się, ale towarów nie ma wystarczająco i nie za bardzo wiadomo, gdzie je kupić. Transport publiczny to u nas minibusy, cena przejazdu nimi wzrosła dwukrotnie. Fedorow ze swoimi sojusznikami próbowali ustanowić korytarze humanitarne dla ewakuacji, ale okupanci się na to nie zgodzili. W końcu sami okupanci zaczęli przywozić transporty, rozdawać pomoc na placu. Ściągnięto na niego ludzi, w mediach starano się pokazać, że jest to przyjmowane z entuzjazmem. Teraz oferowane są wyjazdy na Krym, gdzie można zrobić zakupy. W Melitopolu rozpoczęto puszczanie rosyjskiej telewizji, a lokalne stacje kontrolowane przez Bałyckiego i Danylczenkę mówią, że wszystko będzie dobrze, że wróci życie, że wszystko zostanie zapewnione. Tylko że od Rosji… ©℗
Rozmawiał Mateusz Obremski