Kreml domaga się zablokowania możliwości członkostwa Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim. Sekretarz Sojuszu jasno stwierdził, że to nie będzie decyzja Moskwy

– W dialogu ze Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami będziemy nalegać na wypracowanie konkretnych porozumień wykluczających wszelki dalszy postęp NATO na wschód i rozmieszczenie zagrażających nam systemów uzbrojenia w bezpośredniej bliskości granic Rosji – powiedział wczoraj prezydent Władimir Putin podczas przyjmowania listów uwierzytelniających od ambasadorów obcych państw. Jest to jasny sprzeciw wobec członkostwa Ukrainy w Sojuszu, ale także wobec budowy amerykańskiej bazy w Redzikowie w pobliżu Słupska.
Trudno wierzyć w przypadkowość tego terminu, ponieważ wczoraj kończyło się dwudniowe spotkanie ministrów spraw zagranicznych 30 państw Sojuszu Północnoatlantyckiego w Rydze, gdzie jednym z głównych punktów dyskusji była duża koncentracja rosyjskich wojsk przy granicy z Ukrainą. Jest tam ok. 100 tys. żołnierzy. – Każda przyszła agresja będzie miała wysoką ceną i będzie miała dla Rosji poważne konsekwencje ekonomiczne i polityczne. Popieramy integralność i suwerenność Ukrainy i Gruzji – stwierdził sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg. Później dodał także, że nie ma czegoś takiego jak „rosyjska strefa wpływów” i że decyzja o tym, czy Ukraina będzie członkiem NATO, zostanie podjęta przez Ukrainę i przez kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego, a nie przez Moskwę. Warto przypomnieć, że ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba, stwierdził swego czasu, że członkostwo Ukrainy w NATO jest historycznie nieuniknione.
W podobnym tonie, choć nieco mniej kategorycznie co Jens Stoltenberg, wypowiedział się wczoraj Antony Blinken, amerykański sekretarz stanu także obecny w Rydze. – Jesteśmy głęboko zaniepokojeni przygotowaniami Rosji. Podobne rzeczy widzieliśmy w 2014 r. Wtedy także było nagromadzenie sił i nasilona dezinformacja, by uzasadnić agresję. Nie wiemy, czy prezydent Putin już podjął decyzję o inwazji Ukrainy. Ale wiemy, że stworzył możliwości by taką decyzję mógł szybko wykonać. Przygotowujemy się na różne scenariusze – stwierdził polityk.
Dodał, że w przypadku agresji Rosja zapłaci wysoką cenę, a sankcje będą znacznie bardziej dotkliwe niż po agresji w 2014 r. Uznał również tezę, że to Ukraina zagraża Rosji za kiepski żart i równocześnie przestrzegł Kijów przed eskalowaniem konfliktu. Na szczegółowe pytania, jak choćby o to, czy Moskwa zostanie odcięta od międzynarodowego systemu finansowego, nie chciał odpowiedzieć.
Michał Baranowski, szef warszawskiego biura German Marshall Fund, który również był obecny w Rydze, stwierdził na Twitterze, że wśród uczestników spotkania panuje przekonanie, iż nagromadzenie rosyjskich sił jest bezprecedensowe, a NATO nie chce powtórzyć błędu z 2014 r. i woli efektywnie odstraszyć Rosję. – Kluczem jest to, jak w tej sytuacji zachowają się Amerykanie. Sojusz wysłał jasny sygnał, że Ukraina otrzyma wsparcie gospodarcze oraz polityczne i są dwuznaczne sygnały, że otrzyma także wsparcie militarne. W moim przekonaniu doszliśmy do punktu zwrotnego – Rosja jasno sygnalizuje, o co jej chodzi, czyli o to, by Ukraina pozostała poza zachodnimi strukturami bezpieczeństwa. Putin oczekuje zamknięcia drzwi dla Ukrainy, ale nie wydaje mi się realistyczne, by NATO zrezygnowało z polityki otwartych drzwi – komentuje dr Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
I choć publicznie nie podano żadnych konkretnych działań, to politycy Sojuszu mówią, że jasno zakomunikują je Rosjanom – choćby dziś podczas spotkania ministrów spraw zagranicznych OBWE, podczas którego ma dojść do spotkania Antony’ego Blinkena z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem. Być może spotka się z nim także polski minister spraw zagranicznych – Zbigniew Rau. Blinken podkreślał, że konsultował się z Niemcami, Francją i Wielką Brytanią i że ocena sytuacji na Wschodzie jest podobna. Problemem jest to, że Rosja do osiągania swoich celów, a takim jest teraz przejęcie kontroli albo przynajmniej destabilizacja Ukrainy, nie boi się używać realnej siły i wojska, a państwa zachodnie są w tej mierze znacznie bardziej wstrzemięźliwe. O ile Brytyjczycy czy Kanadyjczycy jasno zadeklarowali chęć wspierania na różne sposoby Kijowa, robi to także Warszawa, to już trudno sobie wyobrazić sytuację, w której niemieccy politycy popierają radykalne kroki przeciw Moskwie. A tym bardziej niemiecka opinia publiczna.
I to mimo, że dziś stosunki między Sojuszem Północnoatlantyckim i Moskwą są najgorsze od zakończenia zimnej wojny. W połowie października Rosja zawiesiła działanie Stałego Przedstawicielstwa przy Kwaterze Głównej NATO w Brukseli, a retoryka Moskwy jest coraz bardziej agresywna. Jeśli dołożymy do tego kryzys wywołany na granicach Białorusi z państwami NATO, widać, że Moskwa dąży do przesilenia. I dziś, mimo deklaratywnych zapewnień o tym, że Sojusz jest spójny i silny, nie można wykluczyć, że Putin osiągnie swoje cele. ©℗
Płot na granicy: zima nie przeszkodzi (za bardzo), ale będzie drogo
Podpisanie umów na zaporę na wschodniej granicy ma nastąpić do 15 grudnia – Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji podtrzymuje wcześniej podawany termin. Według deklaracji urzędników budowla ma mieć ponad 180 km długości, mierzyć 5,5 m wysokości i będzie zwieńczona drutem kolczastym. Ma być także wyposażona w czujniki ruchu i kamery. Prace mają się rozpocząć jeszcze w tym roku i potrwać do końca czerwca. – Stalowe panele do budowy zapory na granicy polsko-białoruskiej zostaną dostarczone przez konsorcjum dwóch polskich spółek – Grupy Kapitałowej Węglokoks SA i Mostostalu Siedlce – poinformował we wtorek Marek Chodkiewicz, pełnomocnik do spraw przygotowania i realizacji zabezpieczenia granicy państwowej. Wstępne szacunki mówią, że zostanie zużyte ponad 50 tys. ton stali.
Prace mają być podzielone na cztery odcinki i toczyć się 24 godziny na dobę, negocjacje są prowadzone się z kilkoma podmiotami wskazanymi przez Polski Związek Pracodawców Budownictwa. – Uczestniczyliśmy jako jeden z kilku podmiotów w konsultacjach dotyczących założeń projektowych, ale nie bierzemy w tej chwili udziału w rozmowach na temat realizacji tej inwestycji – wyjaśnił DGP Michał Krzosek, rzecznik prasowy Budimexu. Według nieoficjalnych informacji w rozmowy mają być zaangażowane m.in. Mirbud, PORR czy Unibep. – Z naszej strony nie będzie w tej kwestii komentarza – odpowiedział Wojciech Jarmołowicz, kierownik działu komunikacji Unibepu. Do naszych pytań nie odniosły się także Mirbud i PORR.
Według PZPB wybrane do realizacji firmy, oprócz dużej płynności finansowej i własnej kadry technicznej, powinny mieć doświadczenie w realizacji robót liniowych, w szczególności w zakresie inwestycji typu green field. Jaki sprzęt będzie potrzebny? – Wymagane do tej inwestycji będą palownice, koparki, w tym koparki gąsienicowe (również boczne), umożliwiające wykonywanie prac na terenach szczególnie wymagających pod względem geologicznym (w szczególności tereny grząskie, bagienne i torfowe) – wyjaśnia Jan Styliński, prezes PZPB. – Należy również uwzględnić dostęp do technologii gięcia i spawania elementów stalowych, które z uwagi na planowaną grubość stali mogą być szczególnie trudne do gięcia na zimno z zachowaniem parametrów wytrzymałościowych. Nadto firma powinna dysponować odpowiednim potencjałem do zaangażowania także innego sprzętu adekwatnego do własnej koncepcji technologicznej wykonywania prac – tłumaczy.
Szacunkowo na każdym z czterech odcinków pracować będzie od 500 do 1,5 tys. ludzi. Trudne warunki atmosferyczne nie uniemożliwią wykonania inwestycji, ale ją utrudnią i zwiększą koszty. Budować da się prawie w każdych warunkach, ale wtedy trzeba używać droższych technologii, m.in. innych dodatków, by beton wiązał na zimno, albo nagrzewać grunt, ale to się wiąże z wysokimi kosztami drożejącej energii. Z drugiej strony, w terenie bagnistym i podmokłym niskie temperatury ułatwią dowożenie sprzętu i elementów potrzebnych do wykonania budowy. – Firmy będą też konkurować o najbardziej specjalistyczny sprzęt, jak np. dźwigi gąsienicowe o dużym udźwigu, których na rynku nie ma zbyt dużo – mówi nasz rozmówca z branży. Nieoficjalnie wiadomo, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad sprawdzała, czy ta inwestycja nie wpłynie na toczące się w tym samym czasie prace przy drogach – wydaje się, że nie ma takiego zagrożenia.
Po podpisaniu MSWiA zapowiada, że umowy będą jawne. Na inwestycję zarezerwowano 1,6 mld zł. ©℗
Maciej Miłosz