Prezydent Francji w wyścigu wyborczym pozbawił swoich prawicowych przeciwników wielu argumentów. Polski spór o prymat prawa unijnego dostarcza im jednak nowego paliwa.

Prezydent Francji Emmanuel Macron w wielu kwestiach przestawił swoją politykę na prawicowe tory. Wzmocnił stanowisko w kwestiach migracyjnych, ogłosił walkę z „islamskim separatyzmem”, wypowiedział wojnę przestępczości zorganizowanej i handlarzom narkotyków. Zwrot ma mu zapewnić głosy prawicowego elektoratu w wyborach prezydenckich w kwietniu przyszłego roku. Kontrkandydaci z prawicy znaleźli jednak argument, z którym urzędujący przywódca może mieć w kampanii prezydenckiej spory kłopot. Głoszącemu federalistyczne hasła Macronowi trudno odnaleźć się w podsycanej przez rywali debacie na temat pierwszeństwa prawa francuskiego nad unijnym.
Macron jako zwolennik silnej Unii od początku prezydentury przekonywał Francuzów, że ich państwo najlepiej może realizować swoje interesy w coraz bardziej zjednoczonej Europie. Prezydent udowadnia, że poważnie traktuje europejski projekt, chociażby zajmując najbardziej bezkompromisową pozycję wśród przywódców Wspólnoty w sprawie brexitu. To on pryncypialnie nie godzi się na renegocjowanie zawartych umów i pójście na rękę Brytyjczykom. Zdecydowanie mniej pryncypialny okazał się Michel Barnier, były negocjator brexitu z ramienia Komisji Europejskiej, który jako pierwszy w ramach prezydenckiego wyścigu we Francji poruszył kwestię prymatu prawa francuskiego nad europejskim. Doszło do tego, jeszcze zanim polski Trybunał Konstytucyjny wydał orzeczenie podważające zapisy traktatowe. Barnierowi chodziło o wyłączenie europejskich wyroków w sprawach migracyjnych, co miało zostać przesądzone przez Francuzów w postulowanym przez niego referendum. Ale kiedy w Polsce zapadło orzeczenie, inni prawicowi kandydaci poszli za ciosem.
Analityczka brukselskiego think tanku European Policy Centre Sophie Pornschlegel zwraca uwagę na olbrzymią konkurencję na prawicy. Duża liczba polityków walczących o nominację podsyca debatę. Przywódczynię Zjednoczenia Narodowego (RN) Marine Le Pen, która w 2017 r. zmierzyła się z Macronem w drugiej turze, dogonił w sondażach publicysta Éric Zemmour i to właśnie ta telewizyjna osobowość ma teraz największe szanse na ostateczne starcie z urzędującym prezydentem. Le Pen i Zemmour rywalizujący na skrajnej prawicy jednoznacznie opowiedzieli się po stronie polskiego rządu w sporze o prymat prawa, a liderka RN spotkała się w zeszłym tygodniu z premierem Mateuszem Morawieckim. Chociaż bez wyraźnego poparcia dla rządzących w Warszawie, kwestię nadrzędności francuskiej ustawy zasadniczej zaczęli podnosić kolejni kandydaci w obozie centroprawicowym: Michel Barnier, Xavier Bertrand, Éric Ciotti i Valérie Pécresse (kwestia tego, kto z nich otrzyma nominację Republikanów, ma się rozstrzygnąć w grudniu).
– W tej debacie Trybunał Konstytucyjny i kontekst polskiego kryzysu praworządnościowego nie mają dużego znaczenia – zastrzega jednak Pornschlegel. Na pierwszy plan wysuwa się obawa o to, że w przyszłości instytucje unijne będą miały za dużo władzy. W ocenie ekspertki umyka właściwy sens prymatu prawa UE. – Tu nie chodzi przecież o przyszłość, lecz o fundament, który został uzgodniony dawno temu, a który dotyczy przestrzegania jednolitych reguł, co jest kluczowe, by Unia właściwie funkcjonowała. To koncepcja dość złożona, którą kandydaci zinstrumentalizowali i uprościli, a media traktują bardzo powierzchownie. To niebezpieczna tendencja – mówi. Śladem prawicy poszli też niektórzy kandydaci lewicowi. Macrona zaatakował socjaldemokrata Arnaud Montebourg, nazywając jego i jego rząd „posłusznymi papugami” Brukseli. Polityk jednocześnie potępił politykę polskiego rządu, nazywając ją „reakcyjną i klerykalną”.
Ośrodek prezydencki na razie nie zaangażował się silnie w debatę o hierarchii norm. Francuski prezydent na zeszłotygodniowym szczycie Wspólnoty unikał rozmowy o polskim wyroku. Pytany o to w Brukseli, odpowiadał, że kwestia praworządności w Polsce dotyczy niezawisłości sądów. W jednym z wcześniejszych wystąpień podkreślał jednak, że debata we Francji to objaw „francuskiej choroby”, która polega na obwinianiu o wszystko Europy. – Ale Europa to my. To my ją stworzyliśmy i to my ją wybraliśmy – przekonywał. W pierwszym półroczu 2022 r. Francja obejmie przewodnictwo w Radzie UE, co zbiegnie się z kampanią i wyborami prezydenckimi w tym kraju.