Tajwan będzie miejscem, gdzie Pekin powie „sprawdzam” polityce Stanów Zjednoczonych w Azji.

Kiedy prezydent Joe Biden spotka się przed końcem roku wirtualnie ze swoim chińskim odpowiednikiem Xi Jinpingiem jeden temat będzie szczególnie wrażliwy: Tajwan. Władze w Pekinie od dawna uważają wyspę za integralną część Państwa Środka. W sobotę Xi powiedział, że „historyczne zadanie zjednoczenia ojczyzny musi zostać zrealizowane i w końcu zostanie zrealizowane”.
Prezydent Chin dodał, że chciałby to osiągnąć „pokojowymi” środkami, chociaż przez ostatnie tygodnie chińskie samoloty bojowe regularnie naruszały tajwańską przestrzeń powietrzną. W ub. tygodniu minister obrony Tajwanu, emerytowany generał Chiu Kuo-cheng stwierdził ponadto, że do 2025 r. Chiny będą w stanie dokonać inwazji wyspy akceptowalnym dla siebie kosztem.
Zajęcie Tajwanu na zawsze zmieniłoby sytuację bezpieczeństwa w Azji, podobnie jak stało się to niedawno w Europie za sprawą rosyjskiej aneksji Krymu, a następnie agresji na wschodniej Ukrainie. W pewnym sensie Pekin powiedziałby w ten sposób „sprawdzam” Stanom Zjednoczonym i ich sojusznikom (w tym UE), którzy zobligowali się stać na straży niezależności wyspy. Chińska propaganda rutynowo podkreśla, że – jeśli doszłoby do ataku – to Tajpej nie ma co liczyć na przyjaciela zza Pacyfiku, za dowód podając niedawne wycofanie się USA z Afganistanu.
Faktem jest, że wielu ekspertów przestało uważać chiński atak na wyspę za domenę political fiction. Jak przekonuje w wydanej we wrześniu książce „The Strategy of Denial” Elbridge Colby, były wysoki rangą urzędnik Departamentu Obrony USA, podbój Tajwanu nie tylko jest możliwy, ale z punktu widzenia Pekinu jest to najlepsza opcja – lepsza niż długotrwała wojna podjazdowa z mniejszym sąsiadem, która skończyłaby się porażką. Z tego względu autor nawołuje władze USA, aby we współpracy z partnerami z Tajwanu już teraz podjęły intensywne przygotowania, aby atakowi zapobiec.
Co można zrobić, napisał w niedawnym komentarzu dla dziennika „The Wall Street Journal” Robert O’Brien, czwarty i ostatni doradca ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Donalda Trumpa. Jego recepta jest prosta: wyspę należy „zamienić w jeżozwierza”, tzn. uzbroić Tajwan w taki sposób, żeby każda próba inwazji stała się bardzo kosztowna. Kluczowa w tym względzie jest broń rakietowa, która pozwoliłaby zniszczyć lub poważnie uszkodzić zbliżające się do wyspy okręty desantowe i ich wsparcie lotnicze.
O’Brien nie zostawia złudzeń: aby mieć szansę z Chinami, wyspa musi dokonać totalnej mobilizacji. Z tego względu proponuje wyposażyć każdy posterunek policji w rakiety przeciw helikopterom, a także zachęcić ludność do zmiany nastawienia względem posiadania broni. „Chociaż tajwańska kultura polityczna ma nieco ambiwalentny stosunek wobec broni palnej, to zorganizowany, przeszkolony i wyposażony korpus cywilny jest na wypadek chińskiej agresji kluczowy dla obrony wyspy. Zamieniłby bowiem każdą próbę inwazji w długą i kosztowną bitwę” – napisał ekspert.
Te środki mogą być niezbędne, bo Chiny od lat konsekwentnie inwestują w rozbudowę swoich sił zbrojnych. Pekin w ciągu ostatniej dekady regularnie zwiększał nakłady na obronność o mniej więcej 10 proc. rocznie; tylko w tym roku sięgną one ok. 200 mld dol. (dla porównania: jest to więcej niż wszystkie wydatki zapisane w polskim budżecie). W efekcie Państwo Środka dorobiło się już największej floty na świecie.
Zdaniem niektórych ekspertów sytuacja po drugiej stronie Cieśniny Tajwańskiej nie jest różowa. – Tajwan zaniedbał swoją obronę przez ostatnie 15 lat, kupując za dużo kosztownego sprzętu, który zostanie zniszczony w ciągu pierwszych godzin od rozpoczęcia konfliktu, a za mało inwestując w tańsze, ale równie groźne rozwiązania, jak rakiety przeciw statkom, inteligentne miny morskie, a także wyszkolone siły rezerwowe, które mocno skomplikowałyby chiński plan ataku – powiedział kilka dni temu na łamach „WSJ” Matt Pottinger, były zastępca doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego w administracji Donalda Trumpa.
Na Tajwanie coś się jednak zmienia. Jak napisała w ubiegłym tygodniu w komentarzu na łamach prestiżowego czasopisma „Foreign Affairs” prezydent kraju Tsai Ing-wen, władze wyspy uruchomiły serię inicjatyw mających na celu modernizację i reorganizację sił zbrojnych. „Tajwan inwestuje mocno w narzędzia walki asymetrycznej, tj. mobilne wyrzutnie rakiet do zwalczania statków. W przyszłym roku uruchomimy także specjalną agencję rządową, która ma zająć się stworzeniem dobrze wyszkolonych i wyposażonych sił wsparcia dla regularnego wojska” – zapowiedziała.
„Jeśli Tajwan upadnie, konsekwencje dla regionu oraz sił demokratycznych na całym świecie będą katastrofalne. To byłby sygnał, że w globalnym starciu wartości górą jest autorytaryzm” – dodała polityk, która wczoraj odpowiedziała także na sobotnie przemówienie prezydenta Xi. – Wzmocnimy naszą obronę w taki sposób, żeby nie można było nas zmusić do obrania drogi, jaką wyznaczyły dla nas Chiny – powiedziała Tsai. ©℗