Protest przeciw wynikom wyborów parlamentarnych w Rosji rozpoczął się w poniedziałek wieczorem na Placu Puszkina w Moskwie. Działacz partii komunistycznej Walerij Raszkin zażądał anulowania głosowania online w Moskwie. W proteście uczestniczy kilkaset osób.

Radio Swoboda szacuje liczbę uczestników na kilkaset osób, niezależny portal Meduza - na 200. Napływają doniesienia o setkach funkcjonariuszy policji, którzy otoczyli plac.

Występujący na placu przedstawiciele komunistów zapowiedzieli dalsze demonstrację, "walkę w sądach i na trybunach" przeciwko wynikom wyborów. Grupy zgromadzonych skandowały: "Rosja bez Putina!" i "Precz z bandytami i złodziejami!". Opozycjonista Aleksiej Nawalny, który odbywa karę więzienia, używał określenia "partia bandytów i złodziei" wobec rządzącej partii Jedna Rosja.

Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej (KPRF) zapowiadała zgromadzenie jako spotkanie z wyborcami, które można prowadzić bez zgody władz. Merostwo Moskwy nie wydało zgody na demonstrację, powołując się na ograniczenia związane z pandemią Covid-19.

KPRF zajęła drugie miejsce w wyborach do niższej izby parlamentu, Dumy Państwowej, uzyskując - według oficjalnych wyników - 19 proc. głosów. Jednocześnie w Moskwie kandydaci partii przegrali w ośmiu okręgach jednomandatowych, w których wcześniej prowadzili, gdy do podliczonych już głosów dodano wyniki głosowania elektronicznego. Kandydaci KPRF oświadczyli, że nie uznają wyników głosowania online w Moskwie.

Część kandydatów KPRF została poparta w wyborach przez współpracowników Nawalnego w ramach strategii głosowania nazywanej przez opozycjonistę "inteligentnym głosowaniem". Nawalny proponował, by w ramach tej strategii popierać tych kandydatów, którzy mają największe szanse na pokonanie reprezentantów Jednej Rosji.