Rok po wyborach prezydenckich na Białorusi nie widać końca prześladowań politycznych

Wczoraj minął dokładnie rok od sfałszowanych wyborów prezydenckich na Białorusi, które wywołały masowe protesty, a one z kolei – brutalną reakcję władz. Swiatłana Cichanouska, ówczesna kontrkandydatka Alaksandra Łukaszenki, oświadczyła, że „przez ten rok reżim przekształcił się z nielegalnego w terrorystyczny”. Z kolei Łukaszenka przekonywał, że gdyby nie on, doszłoby do wybuchu wojny światowej.
Cichanouska, która do dziś pozostaje niemal niekwestionowaną liderką obozu demokratycznego, spotkała się wczoraj z ministrem spraw zagranicznych Litwy Gabrieliusem Landsbergisem. – Równo rok temu na Białorusi po raz pierwszy od lat w różnych lokalach wyborczych ludzie zaczęli wywieszać prawdziwe protokoły. Za pomocą alternatywnego podliczania głosów w systemie Głos ludzie zdołali udowodnić, że w pierwszej turze 56 proc. wyborców zagłosowało za zmianami. I wszystko, co się od tego czasu wydarzyło, pokazuje, że w świadomości i sercach Białorusinów te przemiany już się odbyły – mówiła Cichanouska na konferencji prasowej w Wilnie.
Tymczasem Łukaszenka zorganizował wczoraj spotkanie w formacie nazwanym „Wielką rozmową z prezydentem”. Rządzący od 1994 r. przywódca przekonywał do swoich racji wyselekcjonowaną grupę urzędników, dziennikarzy i działaczy społecznych. – Gdybyśmy w czasie protestów okazali słabość, rozjechaliby nas. W efekcie zaczęłaby się nowa wojna światowa. Rozumiałem, że po drugiej stronie ostrzą bagnety, więc podniosłem armię. Jeden mój rozkaz i byśmy uderzyli, ale oni nie przekroczyli granicy. Gdyby zdarzyło się inaczej, Rosja by na krok nie odstąpiła i nie utraciłaby Białorusi. Oto, czego wtedy uniknęliśmy – przekonywał.
Łukaszenka powiedział też, że z 28 programów zakładających przyspieszoną integrację z Rosją do uzgodnienia pozostał już tylko jeden. Podobne zapewnienia padały jednak już wiele miesięcy temu, a i tym razem Łukaszenka dał do zrozumienia, że od Kremla oczekuje przede wszystkich „równych cen” surowców energetycznych – czyli takich, które byłyby na poziomie cen wewnątrzrosyjskich, na co jednak Moskwa nigdy nie chciała przystać. Tym razem polityk dodał także, że Białoruś rozmawia z Moskwą o dostawie kompleksów rakietowych S-400. Białoruski przywódca skarżył się też na politykę Warszawy. – Nie leźcie do naszego ogrodu – powiedział, dodając jednak, że „kontakty z Polską są kontynuowane” i „dyskutowane są kwestie o charakterze humanitarnym”.
Rok po wyborach trwają polityczne prześladowania. Dane Centrum Obrony Praw Człowieka Wiosna mówią już o 610 więźniach politycznych. Pod koniec lipca prokurator generalny Andrej Szwied meldował Łukaszence o 4200 sprawach karnych wszczętych w związku z podejrzeniami o „ekstremizm i terroryzm”. Można założyć, że niemal wszystkie te sprawy dotyczą ubiegłorocznych demonstrantów, a także dziennikarzy oraz działaczy politycznych i społecznych. Każdego tygodnia zapadają kolejne wyroki. Wczoraj pięć lat tzw. domowej chemii, czyli odpowiednika aresztu domowego, dostał Wital Kryuko, członek opozycyjnej Rady Koordynacyjnej, współpracownik niedoszłego kandydata na prezydenta Wiktara Babaryki.
Własne odezwy do narodu w związku z pierwszą rocznicą wyborów przesłali zza krat niezarejestrowani wówczas politycy z ambicjami prezydenckimi – Wiktar Babaryka i Siarhiej Cichanouski, mąż Swiatłany. „Nigdy tak mocno nie chciałem zostać i żyć na Białorusi, jak chcę tego teraz. I chociaż od 18 czerwca ubiegłego roku nie widziałem kraju, rozumiem, że obraz przyszłej Białorusi, jaki jest w mojej głowie, podziela bardzo wielu ludzi” – napisał Babaryka. „Białorusi odnaleźli solidarność i po raz pierwszy poczuli, że są narodem. Zobaczyli wielkie wsparcie za granicą. W istocie trwa ogólnoplanetarna kampania reklamowa Białorusi. Po nieuniknionym zwycięstwie demokracji tę ogólnoświatową rozpoznawalność wykorzystamy do dynamicznego rozwoju państwa. Mówię to jako specjalista od reklamy z 15-letnim stażem” – dodał Cichanouski. ©℗

Łukaszenka uważa, że ochronił świat przed nową wojną światową

Wczoraj odbyła się premiera książki „Partyzanci. Dziennikarze na celowniku Łukaszenki” pod redakcją Arlety Bojke i Michała Potockiego. 29 dziennikarzy z różnych polskich redakcji opisało w niej, jak media na Białorusi usiłują przetrwać w warunkach pogłębiających się represji. Książka składa się z 20 rozdziałów, w których przez pryzmat sylwetek najwybitniejszych białoruskich dziennikarzy opowiedzieliśmy o tym, co się dzieje w ich kraju. Wszyscy autorzy pracowali pro bono, a zyski ze sprzedaży książki zostaną przeznaczone na pomoc naszym kolegom z Białorusi. „Partyzantów…” można kupić m.in. na stronie Wydawnictwa Adam Marszałek.