Wiktar Babaryka, główny oponent Alaksandra Łukaszenki, niedopuszczony do wyborów prezydenckich w sierpniu ubiegłego roku, został doprowadzony do sądu w kajdankach i umieszczony w klatce. W Mińsku rozpoczął się jego proces o rzekome machinacje finansowe.

Przed wejściem do sądu ok. 100 osób ustawiło się w kolejce. Formalnie proces jest jawny i mogą w nim uczestniczyć chętne osoby. Milicja wzywała je do rozejścia się, informując, że już nie będą wpuszczeni.

Przed budynkiem sądu, jak informują media niezależne, widać wielu funkcjonariuszy oraz milicyjne samochody.

Babaryka jest oskarżany o korupcję i machinacje finansowe, m.in. o utworzenie organizacji przestępczej, do której jako prezes Biełhazprambanku miał wciągnąć swoich zastępców i innych biznesmenów w celu wyłudzania łapówek od przedsiębiorstw, a potem wyprowadzać pieniądze za granicę.

W sprawie Biełhazprambanku oskarżeni są również inni byli menedżerowie banku i biznesmeni, jednak zgodzili się oni wcześniej na współpracę ze śledztwem i przyznali do winy.

Sprawę Babaryki białoruscy obrońcy praw człowieka uznają za motywowaną politycznie, a jego samego umieścili na liście więźniów politycznych. Były bankier był głównym potencjalnym rywalem Łukaszenki przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckim, a do aresztu trafił niedługo przed rejestracją kandydatów. Od tamtej pory go nie opuścił.

W maju ubiegłego roku, jeszcze jako szef Biełhazprambanku, Babaryka ogłosił, że zamierza wystartować w wyborach prezydenckich. Jego kampania ruszyła z niespodziewanym impetem i w krótkim czasie zebrała ponad 450 tys. podpisów poparcia dla jego kandydatury, co było rekordową liczbą w historii Białorusi. Do komitetu wyborczego zapisało się ok. 10 tys. ludzi, co również było rekordem. W czerwcu były bankier został aresztowany, potem usłyszał zarzuty niepłacenia podatków, korupcji, prania brudnych pieniędzy.

Na proces, który toczy się przed Sądem Najwyższym, nie wpuszczono mediów niezależnych. Akredytowano natomiast media państwowe i rosyjskich korespondentów.