W środę i czwartek odbędzie się spotkanie ministrów obrony Sojuszu. Po raz pierwszy weźmie w nim udział nowy sekretarz obrony USA, ale ważnym tematem pozostaną pieniądze

Już przed tym spotkaniem mocno zmienił się nastrój, jaki w Stanach Zjednoczonych panuje wokół Sojuszu Północnoatlantyckiego. Prezydent Donald Trump zarzucał NATO, że jest organizacją przestarzałą i w sposób mało dyplomatyczny wymagał, by europejscy sojusznicy zaczęli wydawać więcej na obronność. Szczególnie mocno atakował w tej kwestii Niemcy. Nowy prezydent Joe Biden, jeśli chodzi o potrzebę wzmacniania i istotność Sojuszu, mówi zupełnie innym tonem.
– W Stanach Zjednoczonych, w Waszyngtonie mamy teraz administrację, która jest mocno zaangażowana w więzi transatlantyckie, w NATO, w Europę i Amerykę Północną, które mają ze sobą współpracować. Cieszę się z tego, a od czasu wyborów już dwukrotnie rozmawiałem z prezydentem Bidenem – mówił na poniedziałkowej konferencji prasowej Jens Stoltenberg, sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Tak ożywionych kontaktów z poprzednią administracją nie było. Zdarzało się wręcz, że sojusznicy byli z dnia na dzień zaskakiwani decyzjami Stanów dotyczącymi wycofania wojsk z poszczególnych krajów, czy to w północnej Afryce czy w Europie.
Wzrostowa tendencja
W spotkaniu po raz pierwszy weźmie udział wyznaczony przez Bidena sekretarz obrony Lloyd Austin. Lepsza atmosfera i zgoda co do roli Sojuszu nie oznacza zgody na wszystkich płaszczyznach.
– Nie spodziewam się, by Amerykanie nagle zmienili zdanie w kwestii zwiększenia wydatków obronnych przez sojuszników, ponieważ ma to bezpośrednie odniesienie w wewnętrznej polityce USA – wyjaśnia dr Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Jeśli amerykańscy politycy chcą podtrzymać zainteresowanie Amerykanów Sojuszem, to muszą podkreślać, że to nie wisi tylko na amerykańskim podatniku.
Jak zapowiadał Stoltenberg, jedną z kwestii poruszonych w czasie zaczynającego się spotkania, które odbędzie się w formule zdalnej, będą właśnie wydatki na obronność.
O tym, że powinny być zwiększone i wszyscy sojusznicy powinni wydawać co najmniej 2 proc. PKB, napisano już w deklaracji po szczycie Sojuszu w 2014 r., tuż po ataku Rosji na Ukrainę. W ostatnich latach widać wzrostową tendencję. Jeszcze w 2014 r. pułap osiągały zaledwie trzy kraje, a w 2020 r. co najmniej 2 proc. PKB na obronność wydało już dziewięć państw. Wzrost widać szczególnie na wschodniej flance: Polska, Rumunia, Litwa, Łotwa i Estonia to kraje, które w ostatnich latach spełniają kryterium finansowe. Tradycyjnie dużo wydają Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja oraz Grecja, która żyje w ciągłym zagrożeniu konfliktem z innym członkiem NATO – Turcją. Kolejnych sześć państw wydało w ubiegłym roku na obronność co najmniej 1,85 proc. PKB. Nawet należące do maruderów w tej kwestii Niemcy w 2020 r. przeznaczyły na obronność ponad 1,5 proc. PKB.
Zrzutka na zdolności
Teraz sekretarz generalny NATO chce zmienić nieco zasady wydatkowania wśród sojuszników. – Dziś sposób zapewniania przez NATO zdolności do działań odstraszających i obronnych, jak na przykład grupy bojowe na wschodniej flance Sojuszu, program „Air Policing”, czy stałe siły morskie, jest finansowany przez państwo zapewniające dane zdolności. Więc jeśli wyślesz żołnierzy do grupy bojowej NATO na Litwie, tak jak robi to Norwegia, to Norwegia za to zapłaci. Myślę, że powinniśmy to zmienić – wyjaśniał Stoltenberg, który pochodzi z Norwegii.
Ale jego przykład dotyczy wielu państw – choćby Brytyjczyków, którzy są obecni w batalionowej grupie bojowej NATO w Polsce, czy Polaków, którzy są w takiej grupie obecni na Łotwie. Wprowadzenie takiego mechanizmu z jednej strony pomogłoby zwiększyć zdolności obronne, bo zniknęłaby bariera finansowa, z drugiej byłoby bardziej sprawiedliwe, ponieważ państwa nieposiadające odpowiednich zdolności nie mogłyby się tym zasłaniać – mogłyby po prostu sfinansować wysłanie wojsk sojuszników. Wydaje się, że jeśli Stoltenberg mówi publicznie o takich rozwiązaniach, to musiał to już wstępnie konsultować z sojusznikami i istnieje realna szansa na wprowadzenie tego rozwiązania.
Norweg ma zaproponować także agendę do programu NATO 2030, który ma zwiększyć zdolności organizacji. Konsultacje rozpoczynają się już teraz, zapewne by móc ogłosić szczegółowy plan na szczycie NATO w Brukseli, który ma się odbyć w drugiej połowie roku. Jest to związane ze zmieniającą się sytuacją bezpieczeństwa na świecie, m.in. tym, że Sojusz postrzega Rosję i Chiny jako coraz większe zagrożenie dla porządku międzynarodowego. Być może do tych kwestii odniesie się także prezydent Joe Biden podczas odbywającej się w piątek w pandemicznym trybie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa.