Rosjanie zagrali swą ulubioną kartą i rozpoczęli przeciwko Polsce nowy etap wojny informacyjnej. Zaangażowała się w niego rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego. Tym razem trzeba mieć się na baczności, bo jak ostrzega były oficer Agencji Wywiadu, taka nagonka to klasyczne przygotowanie do akcji sabotażowych.
W czwartym roku wojny na Ukrainie trudno co prawda określać Rosjan jako doskonałych wojowników i zdobywców, ale nie można odmówić im skuteczności jeśli chodzi o dezinformację i sianie zamętu. Stare, sprawdzone tradycje carskiej Ochrany i sowieckiego KGB nadal mają się doskonale, a na własnej skórze odczuliśmy to w ostatnich godzinach.
Rosjanie ruszyli do ataku. Polska na celowniku
Do akcji przeciwko Polsce ruszyła tym razem rosyjska Służba Wywiadu Zagranicznego. Ostrzegła, iż ukraiński wywiad, współpracując z polskim, mają zorganizować na terenie Polski akcje sabotażowe, które przeprowadzić ma specjalna grupa dywersyjna. Zdaniem Rosjan, ochotnicy do zaatakowania polskiej infrastruktury krytycznej pochodzić mają z walczącego po stronie Ukrainy białoruskiego Pułku Konstantego Kalinowskiego i Legii Wolności Rosji. Przebrani za Rosjan sabotażyści mają być następnie przez Polaków schwytani, a za atak obwiniona Rosja i Białoruś.
Ten sprytny plan, opracowany przez tęgie głowy z Kremla, pojawia się w momencie, gdy ze wszystkich stron docierają informacje o rosyjskich prowokacjach. Po rosyjskich dronach nad Polską i duńskimi lotniskami oraz samolotach nad Estonią, w czwartek premier Donald Tusk poinformował o incydencie w okolicy Szczecina. Także Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych przyznał podczas czwartkowej konferencji prasowej, że resort odnotowuje „działanie służb rosyjskich”, a na morzu doszło ostatnio do kilku poważnych incydentów. W podobne zbiegi okoliczności nie wierzy major Robert Cheda, były oficer Agencji Wywiadu, przez lata pracujący w Rosji.
- Takie komunikaty, jak ten rosyjskiego SWR, jasno wskazują na to, że na 99 procent Rosjanie wykręcą nam jakiś numer. Pewnie nie będzie to coś widowiskowego z ofiarami śmiertelnymi, ale zdarzenie, które ma wskazywać na to, że zrobiła je Ukraina – mówi DGP Rober Cheda.
Rosja miesza, a Ukraina sobie nie pomaga
Rosyjska informacja o rzekomym ukraińskim ataku na Polskę ma być przygotowaniem do własnej tego typu akcji, o którą następnie oskarżą Ukraińców. Robert Cheda wskazuje na zbieżność czasową i moment, w którym uaktywniła się rosyjska propaganda rządowa. Wybrany został on doskonale.
- Komunikat rosyjskiego wywiadu pokazuje się w trakcie, gdy zatrzymano w Polsce Ukraińca, który miał zniszczyć Nord Stream. Jest to pretekst, aby wysłać komunikat, że za to Ukraińcy będą się mścili, bo dla nich to jest bohater. Jeszcze wcześniej Zełenski ostrzegał przed nasileniem rosyjskich dywersji i nagle wpada taki rosyjski komunikat – mówi major Cheda.
Obarczanie Ukrainy próbą zorganizowania operacji pod fałszywą flagą wprowadzać ma zamieszanie i spowodować, że Polacy, gdy już dojdzie do jakiegoś ataku, będą mieć wątpliwości, kto za nim stoi. Jak wskazuje Robert Cheda, w Polsce nie brakuje już antyukraińskich postaw i wiele osób jest skłonnych uwierzyć w płynący z Moskwy przekaz.
Tym bardziej, że Ukraina sama sobie nie pomaga, czego przykładem jest ostatnie uszkodzenie budynku polskiej ambasady w Kijowe. Doszło do niego podczas masowego rosyjskiego ataku na Kijów, jednak jak podało polskie MSZ, budynek uszkodzony został przez „pocisk albo element pocisku małokalibrowego”. A mały kaliber wskazywać może, że mógł to być pocisk z ukraińskiej obrony przeciwlotniczej, nie zaś jedna z rosyjskich rakiet. W pamięci pozostaje też tragedia w Przewodowie, po której strona ukraińska nie poczuwała się do winy. A to w ocenie Roberta Chedy woda na młyn rosyjskiej propagandy.
- Ukraińcy się nie przyznają, bo oni muszą być ofiarą. To jest ich strategia, że oni nie popełniają błędów, a wszystko ma iść na konto Rosjan. Strategicznie Ukrainie zależy na tym, aby nastąpiła eskalacja i żeby Polska dokonała jakiegoś odwetu na Rosji. Ale jeśli kłamią, to nie ma do nich zaufania i Rosjanie to wykorzystują. To jest błąd Ukraińców, bo gdyby przyznali się do swych błędów i przeprosili, to wytrąciliby Rosjanom z rąk argumenty – mówi ekspert. Radzi też, aby w momencie zalewu mnóstwa sprzecznych ze sobą informacji być czujnym i przede wszystkim ufać oficjalnym przekazom polskich władz.
Prowokacja i ostrzeżenie wprost z USA
Przed rosyjską próbą siania w Polsce zamętu ostrzega też amerykański Instytut Studiów nad Wojną. Analizując komunikat Służby Wywiadu Zagranicznego podkreśla, że tego typu informacje to stała taktyka Rosjan.
„Kreml prawdopodobnie tworzy warunki informacyjne, aby obwinić Ukrainę za przyszłe ataki, które sama Rosja może przeprowadzić na Polskę lub inne państwa NATO. 26 września Rosja w podobny sposób oskarżyła Ukrainę o przeprowadzenie niedawnych wtargnięć dronów na przestrzeń powietrzną Polski i Rumunii w celu wywołania wojny NATO-Rosja, pomimo faktu, że polscy i rumuńscy urzędnicy przypisywali te wtargnięcia Rosji” – twierdzi ISW.