- Psychiatrzy: rejestr bez nazwisk i bez numerów PESEL pacjentów pomoże zapobiegać samobójstwom
- Porównywanie danych z innych krajów może być zawodne
- Pacjenci boją się stygmatyzacji po przypadkowym ujawnieniu danych
- Suicydolog: możemy nigdy nie poznać prawdziwych danych
- Dzisiejsze zabezpieczenia danych lepsze niż kilka lat temu
Zgodnie z danymi Komendy Głównej Policji w ubiegłym roku 4845 osób skutecznie zamachnęło się na własne życie, w tym troje dzieci w wieku 7–12 lat, 124 osoby w grupie wiekowej 13–18 lat i 282 wśród osób 19–24 lat. Jednak liczba prób samobójczych, które nie są oficjalnie rejestrowane ani przez szpitale, ani przez policję, może być nawet 10-krotnie wyższa, co daje 48 450 osób, które próbowały odebrać sobie życie. Według statystyk część z nich, również w najniższych przedziałach wiekowych, spróbuje podjąć je ponownie. Psychiatrzy chcieliby je rejestrować, by móc im zapobiegać.
Psychiatrzy: rejestr bez nazwisk i bez numerów PESEL pacjentów pomoże zapobiegać samobójstwom
– Chodzi nam o całkowicie zanonimizowany rejestr, pozbawiony nazwiska, a nawet numeru PESEL pacjenta, pokazujący, w jakich grupach wiekowych przy jakich chorobach współistniejących, ale też w jakich miejscach Polski dochodzi do prób samobójczych. Jeśli się okaże, że w danym powiecie jest 20 proc. więcej zachowań suicydalnych wśród mężczyzn po 40. roku życia niż gdzie indziej, będziemy mogli szukać ich przyczyny i próbować im zapobiegać poprzez programy zdrowia psychicznego. To stan zagrożenia życia i trudno, żebyśmy nie chcieli mieć na niego wpływu – tłumaczy konsultant krajowy ds. psychiatrii prof. Piotr Gałecki.
Dodaje, że twarde dane na temat zachowań samobójczych pozwoliłoby precyzyjniej planować politykę zdrowotną, ale także przekonywać decydentów. – Jeśli chodzi o liczbę prób samobójczych w Polsce, opieramy się na liczbie zamachów samobójczych w Europie i na świecie i ekstrapolujemy ją na populację polską – tłumaczy prof. Gałecki.
Porównywanie danych z innych krajów może być zawodne
A dr Anna Depukat, psychiatra ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, członkini Rady ds. zdrowia psychicznego przy ministrze zdrowia, dodaje, że na samobójstwa wpływają także czynniki kulturowe. – Dlatego ekstrapolacja może być zawodna – tłumaczy.
Już w 2019 r. prof. Agnieszka Gmitrowicz, przewodnicząca zespołu roboczego ds. prewencji samobójstw i depresji przy Radzie ds. zdrowia publicznego Ministerstwa Zdrowia, postulowała wprowadzenie Krajowego Rejestru Prób Samobójczych i Samobójstw, „który pozwoli na opracowanie właściwych działań profilaktycznych, ich wdrożenie, a następnie poddanie ich ewaluacji”. W dokumencie na stronach gov.pl argumentowała, że średnio co trzeci nastolatek po próbie samobójczej ponawia ją w ciągu roku, co powoduje, że jest w grupie najwyższego ryzyka popełnienia samobójstwa, a 60–90 proc. osób z zachowaniami samobójczymi przejawia różne zaburzenia psychiczne.
Pacjenci boją się stygmatyzacji po przypadkowym ujawnieniu danych
Pomysł został jednak ostro skrytykowany przez środowiska pacjentów, ale także Rzecznika Praw Obywatelskich, który w piśmie do Ministra Zdrowia twierdził, że „ujawnienie takich informacji grozi stygmatyzacją tych osób” i może zniechęcać osoby „rozważające próbę samobójczą” do poszukiwania pomocy. „Konstytucyjna zasada autonomii informacyjnej jednostki oznacza prawo do samodzielnego decydowania o ujawnianiu innym informacji dotyczących swojej osoby, a także prawo do kontroli nad takimi informacjami, znajdującymi się w posiadaniu innych podmiotów” – czytamy w piśmie z lipca 2020 r.
Rejestr nie powstał, a psychiatrzy wciąż mają kłopoty z oszacowaniem zjawiska. Tym bardziej że choć NFZ ma specjalny kod na próbę samobójczą, lekarze rzadko go wpisują. Na oddziałach internistycznych czy toksykologicznych, gdzie trafia część osób po nieudanym zamachu na własne życie, nie wpisuje się go prawie nigdy, ale jest on rzadkością nawet na oddziałach psychiatrycznych. – Kilka lat temu kierownictwo zachęcało nas do kodowania prób, szybko jednak przestało. Utarło się, że prób się nie koduje – mówi nam rezydent psychiatrii ze szpitala psychiatrycznego na Południu Polski.
Suicydolog: możemy nigdy nie poznać prawdziwych danych
Zdaniem prof. Brunona Hołysta, suicydologa, utworzenie rzetelnego rejestru może się nie udać, ponieważ członkowie najbliższej rodziny osoby w kryzysie psychicznym boją się ujawniać takich informacji. – To cechy kompromitujące dane środowisko, mogące znaczyć, że dochodzi do dezorganizacji tej rodziny i złego wpływu na dzieci. Dlatego mamy do czynienia z wyjątkowo ciemną liczbą usiłowań samobójstw. Tymczasem fachowcy uważają, że jeśli ktoś czterokrotnie podejmuje próbę samobójczą, to piąta zakończy się śmiercią, dlatego zapobieganie takim zachowaniom jest bardzo potrzebne – dodaje prof. Hołyst.
Doktor Anna Depukat uważa, że projekt ma szansę powodzenia, a kilka lat temu zawiodła komunikacja. – Dla celów rejestrów, strategii profilaktycznych i przeciwdziałania szkodliwym trendom w obszarze zdrowia publicznego, takie dane powinny być gromadzone przez państwo, a potem w sposób zanonimizowany przekazywane badaczom. Jednak jeżeli w rzetelny sposób nie pokażemy, jak są one wykorzystywane, będziemy uruchamiać lęki społeczne. – mówi dr Depukat.
Dzisiejsze zabezpieczenia danych lepsze niż kilka lat temu
A prof. Piotr Gałecki uspokaja, że dzisiejsze systemy zabezpieczenia danych wrażliwych pacjenta są o wiele szczelniejsze niż jeszcze kilka lat temu, kiedy każdy lekarz leczący daną osobę miał dostęp do większości danych na jej temat. Pacjenci jednak uważają, że do informacji o dawnych próbach samobójczych system powinien dopuszczać tylko psychiatrów i to w sytuacji przyjęcia do szpitala psychiatrycznego z powodu myśli samobójczych czy nieudanego zamachu na własne życie. ©℗