Prof. Małgorzata Manowska, I Prezes Sądu Najwyższego i przewodnicząca Trybunału Stanu, na razie nie będzie miała uchylonego immunitetu, czego domagała się Prokuratura Krajowa, chcąc postawić jej zarzuty karne dotyczące m.in. przekroczenia uprawnień. Problem polega na tym, że prokuratorzy wcześniej zdecydowali się przesłuchać część członków Trybunału Stanu, którzy mieli decydować o jej immunitecie, jako świadków w sprawie, co doprowadziło do ich wyłączenia z rozpoznania wniosku. W efekcie brak jest wymaganej liczby członków TS do podjęcia stosownej uchwały - 12 z 19 członków Trybunału Stanu zostało wykluczonych.
Aby sprawa mogła ruszyć z miejsca, należałoby teraz zmienić skład Trybunału lub ustawę, co w obecnej sytuacji politycznej wydaje się mało prawdopodobne. Dlaczego tak postąpili prokuratorzy, mając pełną świadomość istnienia w Kodeksie postępowania karnego podstawowej zasady wyłączenia sędziego, jeśli był świadkiem lub został przesłuchany w charakterze świadka? Nie wiadomo.
Czy była to bezmyślność, czy sabotaż - tego nie wiemy, bo władze prokuratury wypowiadają się na ten temat bardzo skąpo. A powinny odpowiedzieć na proste pytanie: czemu miało służyć przesłuchanie członków TS w sprawie Manowskiej? Co faktycznie wnosiło do sprawy? Bo wydaje się, że właściwie nic poza kompletnym sparaliżowaniem postępowania.
Kolejna kompromitacja prokuratury
Prokuratura w ostatnim czasie nie ma dobrej passy. Kompromitacja w sprawie immunitetu prof. Manowskiej nie jest pierwszym tego rodzaju zdarzeniem. W ubiegłym roku śledczy wywrócili się na sprawie Marcina Romanowskiego, zapominając, że chroni go immunitet związany z jego udziałem w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. Efektem tej niefrasobliwości było odrzucenie wniosku o areszt posła PiS, a następnie jego ucieczka z kraju.
W innej politycznej sprawie z udziałem prokurator Ewy Wrzosek i tzw. „dwóch wież” opinię publiczną zbulwersowała śmierć świadka Barbary Skrzypek, która nie mogła uczestniczyć w przesłuchaniu z pełnomocnikiem. Sprawa miała od początku wyraźny kontekst polityczny, mimo to nikomu nie przeszkadzało powierzyć ją osobie, która nie ukrywa swoich sympatii politycznych. To wydarzenie mocno zarysowało i tak już niedobry wizerunek prokuratury, która miała przejść odpolitycznienie po mrocznych czasach Zbigniewa Ziobry.
Nierozwiązane sprawy i brak reformy prokuratury
Na ten obraz ciężkiego konfliktu politycznego i personalnego, jaki toczy się wokół prokuratury, która nie doczekała się obiecywanej reformy, nakłada się wiele niewyjaśnionych spraw kryminalnych, które bulwersowały opinię publiczną. Społeczeństwo widzi bezsilność państwa wobec poważnych przestępstw.
Nierozwiązana sprawa gen. Papały, mimo wieloletniego brnięcia w dyskusyjny akt oskarżenia, zakończyła się porażką. Podobnie jak sprawa tzw. Skóry. Postępowanie trwało 25 lat i kosztowało podatników blisko 4 mln zł. Uporczywa próba skazania za wszelką cenę zakończyła się uniewinnieniem oskarżonego.
Klęską po trzech procesach o zabójstwo zakończyła się również sprawa Ewy Tylman. Główny podejrzany był dwukrotnie uniewinniany od zarzutu zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Prokuratorskie poszlaki zostały zmiecione przed sądem.
Czarę goryczy dopełnia sprawa zabójstwa Jolanty Brzeskiej, która po długim śledztwie zakończyła się umorzeniem.
Kryzys instytucjonalny i potrzeba reformy prokuratury
Prokuratorski blamaż w sprawie Manowskiej zakrawa na dużą amatorszczyznę i raczej nie podniesie zaufania do tej instytucji. Wręcz przeciwnie - potwierdza, że mamy dziś do czynienia z poważnym kryzysem w prokuraturze. Pośpieszne zmiany personalne, kolejne wymiany dyrektorów i nadzorców na jej szczytach nie poprawią sytuacji.