Wręcz przeciwnie. Mój udział w tym procesie, związany z rozpatrywaniem protestów wyborczych, pozwolił na normalizację tej debaty. Na koniec stało się to wszystko, co zaplanowałem: prokuratura zgłosiła uwagi do protestów wyborczych, wykazaliśmy nieprawidłowość działania Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, wreszcie udało się przygotować dla prokuratury niezależne analizy eksperckie panów profesorów Andrzeja Torója z SGH oraz Jacka Hamana z Wydziału Socjologii UW. Wskazały one ponad 200 komisji, w których rzeczywiście wystąpiły anomalie w wynikach głosowania. Prokuratura w trybie art. 79 kodeksu wyborczego dokonała przeliczenia głosów w tych komisjach. W efekcie udało się wykazać, że choć anomalie wystąpiły, to nie miały wpływu na finalny wynik wyborów.
Bardzo opierałem się tezom wielu osób, które przekonywały, że prokuratura powinna przeliczyć głosy w całym kraju. Stanąłem na stanowisku, że prokuratura może przeliczyć głosy tylko w tych miejscach, w których zachodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa. Tylko na to pozwala wspomniany art. 79 kodeksu wyborczego. A co do tego, że podejrzenia nieprawidłowości były, nie mamy chyba dziś żadnych wątpliwości. Zamawiając ekspertyzy wiedzieliśmy już przecież, że w 11 komisjach, w których Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nakazała ponowne przeliczenie, rzeczywiście efekty głosowania były inne niż wyniki wpisane w protokoły. Uznaliśmy, że trzeba sprawdzić, czy takich komisji nie było więcej. W wielu przypadkach te podejrzenia się potwierdziły, okazało się, że głosy jednego kandydata były przesypywane do worka drugiego itp. Postępowania karne w kilkunastu takich sprawach trwają. W każdym razie wiemy już, że trzeba na przyszłość zreformować kodeks wyborczy i wprowadzić racjonalne procedury weryfikacji takich nieprawidłowości.
Myślę, że na razie trudno jest mówić o konkretnej wizji. Wygląda na to, że prezydent będzie raczej kontynuował linię Andrzeja Dudy, choć chce się otworzyć na większą debatę – stąd pomysł rady ds. ustroju państwa. Niepokojąco brzmią słowa dotyczące podziału wśród sędziów w kontekście ich awansów. Bardzo żałuję, że w słowach prezydenta nie pojawiło się jakiekolwiek odwołanie do obowiązku przestrzegania prawa Unii Europejskiej oraz umów międzynarodowych. To nie wróży dobrze potencjalnym rozmowom i dalszym działaniom.
Retoryka w orędziu to jedno, dalsze życie i działania polityczne to drugie. Prezydent ponosi odpowiedzialność za funkcjonowanie całego państwa, jest strażnikiem konstytucji. Musi zdawać sobie także sprawę z kryzysu sądownictwa, a także z zobowiązań międzynarodowych w tym zakresie i możliwych konsekwencji ich lekceważenia. Należy wierzyć, że znajdzie się przestrzeń do kompromisu. Natomiast jest dla mnie oczywiste, że rząd nie może rezygnować z ciągłego upominania się o przestrzeganie wartości konstytucyjnych, w tym zwłaszcza rządów prawa i niezależności sądownictwa.