– Jestem jak dr Joel Fleishman z serialu „Przystanek Alaska”, który leczył ludność małego Cicely na Alasce. Nie tylko leczę infekcje, lecz także szyję rany, a nawet odbieram porody. Pacjenci dojeżdżają do mnie autobusami szkolnymi, bo w okolicy brakuje autobusów. To starsi ludzie, którzy nie pojadą do oddalonej o 40 km Warszawy i nie zapłacą kilkuset złotych za wizytę u specjalisty. Jeśli zabraknie mojej poradni, będą w trudnym położeniu. A już dziś takie poradnie trudno utrzymać i są w restrukturyzacji – mówi dr Michał Sutkowski, prezes elekt Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce (KLRwP). Lekarz rodzinny, który od 36 lat prowadzi pięć poradni podstawowej opieki zdrowotnej (POZ) w powiatach żyrardowskim i grodziskim niedaleko Warszawy, kilka dni temu w portalu Medexpress.pl opublikował felieton, w którym pisze, że przy tak niskich podwyżkach małe placówki POZ czeka zagłada.

Lekarze: pieniądze z NFZ dla poradni POZ nie pokryją podwyżek wynagrodzeń i inflacji

Podwyżka bazowej miesięcznej stawki kapitacyjnej (płaconej ryczałtowo za każdego pacjenta zgłoszonego na aktywną listę poradni) wynoszącej 17,94 zł dla POZ stanowi 0,45 zł. Teraz to 18,39 zł. Tyle POZ mają przeznaczyć nie tylko na leczenie pacjenta, ale także utrzymanie placówki i opłacenie pensji pracowników: lekarzy, pielęgniarek, położnych, rejestratorek czy sprzątaczek. Choć eksperci wytknęli doktorowi, że podwyżka jest dwukrotnie wyższa, bo policzył tylko wzrost w ciągu pół roku, 90 gr także nie jest kwotą, która odzwierciedlałaby np. poziom inflacji.

– To kwota kuriozalna, zresztą jak sama metodologia obliczania skutków podwyżek minimalnych wynagrodzeń pracowników ochrony zdrowia przez Agencję Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji (AOTMiT), która nie uwzględnia podwyżek wynagrodzeń na kontraktach. A przecież w POZ większość osób pracuje na kontrakcie – argumentuje dr Sutkowski. – Zatrudniam 50 osób i na podwyżki dla wszystkich dostanę 12-13 tys. zł. I to w sytuacji, gdy od dawna nie jestem konkurencyjny dla dużych placówek sieciowych, utrzymujących się nie z tych blisko 20 zł na pacjenta, ale też z abonamentu wynoszącego od kilkudziesięciu do kilkuset złotych na pacjenta – mówi dr Sutkowski.

Również dr Tomasz Zieliński, wiceprezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie (FPZ), który prowadzi dwie poradnie w gminach Wysokie i Zakrzew w powiecie lubelskim, przyznaje, że lekarze nie garną się do pracy w POZ na terenach wiejskich. – Jeden z moich lekarzy pracuje tylko do końca lipca, bo przenosi się do Katowic. W przeszłości miałem kilku lekarzy, którzy zatrudniali się u mnie, bo nie mogli znaleźć pracy w Lublinie, a gdy tylko dostali ofertę z miasta, uciekali – przyznaje dr Zieliński, który podlubelskich pacjentów leczy od 25 lat.

Pacjenci na wsiach są bardziej schorowani niż w mieście

Dlaczego tak się dzieje? – Chodzi o demografię. Na terenach wiejskich mieszkają osoby starsze, a miasta i wioski się wyludniają. Poradnie, które kiedyś miały po 2200 pacjentów, teraz mają ich 1300, czasem 800. A takie liczby nie pozwalają się utrzymać poradni, która ze stawki kapitacyjnej musi utrzymać całą poradnię i pracowników – mówi dr Joanna Zabielska-Cieciuch, ekspertka FPZ i lekarka rodzinna prowadząca poradnię w Białymstoku. Kolejny problem to, jej zdaniem, specyfika pracy na wsi: – Tutejsi pacjenci to osoby ciężko schorowane, z wielochorobowością, które czas na leczenie mają zimą, gdy nie pracują na roli. Czasem trudno im wytłumaczyć, że tabletki na cukrzycę trzeba brać trzy razy dziennie przez lata i kiedy poczują się lepiej, przestają je łykać. Dla młodych lekarzy bez doświadczenia taki pacjent może być zbyt trudny. – tłumaczy dr Zabielska-Cieciuch.

Paweł Florek, rzecznik NFZ, argumentuje, że stawka kapitacyjna to tylko podstawowe wynagrodzenie POZ i nie jest ona jedyną formą finansowania poradni. – O ile w kwietniu 2022 podstawowa stawka kapitacyjna lekarza POZ wynosiła 178,80 zł rocznie (14,90 zł miesięcznie), teraz wynosi 226,08 zł (18,84 zł miesięcznie). Jednocześnie od 2021 r., przed którym wynagrodzenie POZ wynikało niemal wyłącznie ze stawek kapitacyjnych, wprowadzono dodatkowe, dobrze finansowane usługi – opiekę koordynowaną (OK) w POZ, a od maja 2025 r. program „Moje Zdrowie”. Jest też kilkadziesiąt świadczeń rozliczanych poza stawką kapitacyjną, jak przyjmowanie pacjentów spoza listy aktywnej, gdzie za każdą wizytę NFZ płaci prawie 100 zł – mówi rzecznik w rozmowie z DGP.

Ekspert: Opieka koordynowana jest popłatna, ale nie dla wszystkich

Doktor Tomasz Zieliński zauważa jednak, że do programu opieki koordynowanej (OK) w POZ przystąpiło tylko ok. 40–50 proc. podmiotów, głównie dużych, które mają zaplecze specjalistów wykonujących badania w ramach OK. – W dodatku Fundusz nie płaci wszystkiego w terminie i wiele poradni zwyczajnie go kredytuje. Jednemu z moich znajomych NFZ dłużny jest już 200 tys. zł. Lekarz nadal wykonuje świadczenia głównie dlatego, że ma nadzieję, że publiczny płatnik kiedyś mu zapłaci – tłumaczy dr Zieliński.

A dr Zabielska-Cieciuch zauważa, że poradniom z oddalonych od wielkich miast terenów wiejskich trudno namówić do współpracy kardiologa, endokrynologa czy diabetologa, którzy przyjmują zwykle w mieście. A bez stałej współpracy z takim specjalistą nie może przystąpić do programu opieki koordynowanej.

Zdaniem dr. Sutkowskiego, poradnie POZ na terenach wiejskich powinny zostać potraktowane jako strategiczne dla państwa: – Tak jak oddział ginekologiczno-położniczy szpitala w Lesku, który miał zostać zlikwidowany jako nieopłacalny dla szpitala mającego 110 mln zł długu, ale resort zdrowia obiecał go uratować. Choć rodzi się w nim mało dzieci, został doinwestowany, bo gdyby go zamknięto, rodzące mogłyby nie dojechać do szpitala. Bez małych POZ-ów na terenach wiejskich wiele osób nie uzyska pomocy lekarskiej. – podkreśla dr Sutkowski.

Porozumienie Zielonogórskie: potrzebny dodatek wiejski dla poradni POZ na rubieżach

Paweł Florek zauważa, że już dziś poradnie POZ z terenów o niskiej gęstości zaludnienia otrzymują specjalny miesięczny ryczałt w wysokości ponad 6500 zł na zatrudnienie lekarza i dodaje, że dziś POZ pozbawionych jest jedynie 56 gmin.

Jednak eksperci tłumaczą, że dodatek wiejski powinien umożliwić utrzymanie nierentownej praktyki. – Z postulatem finansowania praktyk wiejskich byliśmy u ministra zdrowia dwukrotnie – w marcu i sierpniu 2024 r. Tłumaczyliśmy, że uczciwie byłoby albo utrzymywać praktyki POZ w mniej zaludnionych gminach, albo przyznać, że państwa nie stać na ich utrzymywanie, i wówczas podstawić busy i wozić ludzi do POZ w innej gminie – przekonuje dr Tomasz Zieliński.

A dr Michał Sutkowski dodaje, że taka decyzja powinna zapaść z poziomu kierownictwa koalicji rządzącej: – Dziś potrzebna jest decyzja kierownika o całościowej reformie ochrony zdrowia – podkreśla. ©℗