Lawina pożarów spadła na Polskę wraz z początkiem lipca. Zaczęło się do Warszawy i ognia, który pojawił się w podstacji stołecznego metra, unieruchamiając na pewien czas ruch pociągów.

Fala pożarów w Polsce. Służby patrzą na nie podejrzliwie

Kiedy przyczyny warszawskiego pożaru jeszcze badali śledczy, Polską wstrząsnęła kolejna, wielka tragedia, tym razem w Ząbkach. W ogniu stanęły dwa wielorodzinne budynki. Żywioł rozprzestrzeniał się w zaskakująco szybkim tempie, co w ocenie niektórych ekspertów mogło sugerować podpalenie w nawet kilku miejscach. Dwa dni później, 6 lipca, w Kędzierzynie-Koźlu ogień pojawił się w halach magazynowych z rowerami elektrycznymi, a dzień później pożar wybuchł w niedaleko Kalisza w zakładzie zajmującym się obróbką drewna. Jak poinformowali przedstawiciele Państwowej Straży Pożarnej, pogoda sprzyjała takim zdarzeniom, a tylko jednego dnia, gdy płonęły bloki w Ząbkach, na terenie kraju wybuchło aż 600 pożarów.

Okazuje się jednak, że państwowe służby czujniej zaczęły przyglądać się niektórym z tych pożarów, a do akcji zaangażowano nawet Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co potwierdził rzecznik służb, Jacek Dobrzyński mówiąc, że „funkcjonariusze ABW przez cały czas zbierają informacje na temat takich zdarzeń, analizują je i weryfikują pod kątem ewentualnej dywersji”. Obcej dywersji nie wykluczył też jego szef, minister spraw wewnętrznych i administracji, Tomasz Siemoniak.

- Straż pożarna typuje te, co do których uważa, że mogą być związane z aktem dywersji – przyznał w rozmowie na antenie TVN24 szef MSWiA.

Pożary w Polsce i rosyjski trop. Ekspert ujawnia, cel takich akcji

Zaangażowaniu służb nie dziwią się specjaliści, szczególnie po tym, jak w dwóch przypadkach udowodniono udział służb rosyjskich. Tak stało się, chociażby w przypadku Marywilskiej 44, ale rosyjski wywiad planował więcej podobnych akcji. Jedną z nich, na terenie Wrocławia, udało się powstrzymać, a niedoszły sprawca już usłyszał zarzuty. I wydawać by się mogło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, zaś informacje ministra o działaniu służb nas uspokoją, jednak specjaliści widzą lukę w tym rozumowaniu. W ocenie Roberta Chedy, byłego oficera Agencji Wywiadu przez lata pracującego w Rosji, angażowanie ABW w sprawdzanie jak największej liczby pożarów jest jak najbardziej na rękę wschodniemu wywiadowi państwo, które już toczy z Polską wojnę hybrydową.

- To jest też rosyjski cel, aby obciążyć nasze służby jak największą liczbą takich zdarzeń. Niech służby zasuwają do każdego pożaru transformatora, metra, a w tym czasie Rosjanie mogą robić coś ważniejszego. To jest podstawowa idea dywersji – odciągnięcie sił przeciwnika od rzeczywistej operacji – mówi Gazecie Prawnej Robert Cheda.

Nie ma on też wątpliwości, że ABW wie o wiele więcej o wschodnich śladach w niejednym pożarze, ale ma nie informować o tym opinii publicznej. Dzieje się tak nie tylko z obawy o niepotrzebne wzniecanie paniki, ale – paradoksalnie – ujawnienie takich wiadomości byłoby Rosjanom jak najbardziej na rękę.

- Rosjan takie działania kosztują grosze, szczególnie, gdy działają poprzez grupy przestępcze, to dla nich wartość dodana. A co ciekawe, każda potwierdzona dywersja to jest cel ich operacji. Chodzi o to, aby po prostu podważyć zaufanie do państwa. Dla nich nawet jest lepiej, jak to się wyda. A jestem pewien, że ABW wielu rzeczy nie podaje do wiadomości, aby nie wzbudzać paniki, a taka wiadomość kiedyś wymsknie się jakiemuś politykowi, jak będzie taka polityczna potrzeba – mówi ekspert.

Rosjanie chcą oglądać filmy z pożarów w Polsce

Mimo podobnych obaw ABW postanowiła poważnie potraktować przynajmniej kilka większych pożarów, ze szczególnym uwzględnieniem tych, zagrażających infrastrukturze oraz dużej liczbie osób. Jak informuje „Rzeczpospolita”, po akcji gaśniczej w Ząbkach sprawdzane są między innymi media społecznościowe, by przekonać się, gdzie poza granice Polski wypływały filmy z akcji gaśniczej. Najwyraźniej jest to lekcja wyniesiona po pożarze Marywilskiej 44, kiedy jeden z podejrzanych udokumentował cały pożar, a nagranie to stało się pożywką dla rosyjskich portali propagandowych. Jak jednak twierdzi Robert Cheda, sprawdzanie post factum to jedno, ale w pierwszej kolejności powinniśmy się zabezpieczyć, aby podobnych wątpliwości i spekulacji nie było w przyszłości.

- Państwo nie ma sił i środków, aby zabezpieczyć wszystko. W takich dziedzinach powinna być kooperacja publiczno-prywatna. My nie mamy też systemu technicznego monitorowania. Nie mówię, aby zrobić u nas takiego Wielkiego Brata, jak w Chinach, ale system monitorowania powinniśmy już teraz uzupełniać w tempie bardzo szybkim – mówi specjalista. Przyznaje on jednocześnie, że przy temperaturach, jakie panowały w ostatnich dniach, pożary nie są niczym nadzwyczajnym, ale uprzedza, iż „warunki atmosferyczne są zawsze czynnikiem dodatkowym i wartością dodaną do sabotażu, bo bardzo dobrze maskują, zwiększają prawdopodobieństwo przyczyn naturalnych”.

- Wszystko, co jest związane z komunikacją, łącznością, dostawami mediów, powinno być nadzwyczajnie pilnowane. My jesteśmy dobrzy w szarżach, zaostrzaniu prawa, które wylewa dziecko z kąpielą, ale nie w pracy systematycznej przez długie lata – radzi Robert Cheda.