- Polityka rządzi się swoimi prawami, a my jako publiczna instytucja musimy racjonalnie gospodarować pieniędzmi- mówi prezes NFZ Filip Nowak w wywiadzie dla Dziennika Gazety Prawnej.
Dlaczego plan finansowy NFZ na 2025 r. nie jest wciąż podpisany przez ministra finansów?
To jest pytanie do ministra finansów.
Ale na pewno rozmawiał pan prezes z ministrem finansów, minister zdrowia o tej sprawie?
Rozmowy z ministrem finansów prowadzi Pani Minister. NFZ natomiast przedstawił plan w oparciu o dane makroekonomiczne, na podstawie których są określane przychody na kolejny rok. Do tego dochodzi dotacja budżetowa.
To może chodzi o wysokość dotacji, jaką budżet miałby przeznaczyć na leczenie w przyszłym roku?
Dotacja jest zaplanowana w budżecie państwa. Ustawa budżetowa została już przyjęta przez Sejm.
Czyli chodzi o dotację budżetową, jej wysokość, o to, że w budżecie może zabraknąć tych pieniędzy, albo nie ma skąd ich wziąć, albo trzeba zabrać innemu resortowi?
NFZ przedstawił plan, w którym są zrównoważone przychody z kosztami. Plan przeszedł wszystkie etapy opiniowania przez Radę NFZ i komisje sejmowe. Natomiast zgodnie z przepisami plan finansowy zatwierdzają ministrowie zdrowia i finansów. Jest o teraz analizowany w resorcie finansów. Co do szczegółów tej oceny powinien wypowiedzieć się resort finansów.
A co by się stało, gdyby minister go nie podpisał?
Taka sytuacja miała już miejsce w przeszłości. Jeśli taki stan się utrzyma, będziemy działać na podstawie przedstawionego przez nas planu. Takie działanie jest przewidziane w ustawie o świadczeniach.
Jeden z wiceministrów zdrowia powiedział, że nie wyobraża sobie działania systemu w warunkach prowizorium.
Niezatwierdzenie planu finansowego NFZ na kolejny rok nie jest jednoznaczne z prowizorium.
Wróćmy więc do pytania - co jeżeli plan nie będzie jednak zatwierdzony?
Ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej przewiduje sytuację, gdy plan nie jest zatwierdzony w przewidzianym terminie, to NFZ działa na podstawie planu sporządzonego przez prezesa NFZ. Jak już mówiłem, mieliśmy do czynienia w przeszłości z takimi przypadkami.
Ale dyrektorzy lecznic alarmują, że bez zatwierdzenia planu NFZ na kolejny rok nie są w stanie przygotować w sposób odpowiedziany swoich budżetów. Boją się o wysokość swoich kontraktów, to chyba naturalne.
Kontraktowanie nie jest zagrożone. Będziemy to robili na takich samych zasadach, jak w przypadku zatwierdzonego planu.
Czy niezatwierdzenie planu finansowego NFZ ogranicza możliwości jego zmiany w ciągu roku? Bo przecież tak się normalnie dzieje - plany są weryfikowane w ciągu roku, bo np. trzeba przeznaczyć na jakieś świadczenia więcej pieniędzy.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby i w przyszłym roku były korekty planu pierwotnego. Nie jest to nic nadzwyczajnego. Tak było w ubiegłych latach. Chociaż trzeba zaznaczyć, że w przypadku działania na podstawie niezatwierdzonego planu nie każda jego zmiana będzie możliwa.
Ale nawet niezatwierdzony plan finansowy NFZ może być zmieniany i fundusz może dorzucać dodatkowe pieniądze na jakieś świadczenia?
Tak, w ciągu roku może być zmieniony, jeśli będzie na to pozwalała sytuacja finansowa, choć, jak wspomniałem, nie wszystkie zmiany planu będą możliwe. Chodzi o te, które wymagają wcześniejszych opinii Rady NFZ, komisji sejmowych i zatwierdzenia przez ministrów zdrowia oraz finansów.
A czy środki, którymi dysponuje NFZ, są ograniczone? Jednym słowem, czy pacjenci muszą pogodzić się z tym, że nie dostaną każdego świadczenia albo będą musieli na nie dłużej czekać?
NFZ dysponuje dokładnie takimi środkami, które zostały zapisane w planie finansowym. Pochodzą one przede wszystkim ze składki zdrowotnej i dotacji budżetowej. To są dwa podstawowe źródła finansowania świadczeń zdrowotnych. NFZ nie ma możliwości wydać więcej, niż ma do dyspozycji. Obowiązuje nas przecież dyscyplina finansów publicznych. Dlatego tak istotne jest zawieranie kontraktów ze świadczeniodawcami do wysokości, do której jest zabezpieczenie finansowania.
Zapytam inaczej, czy NFZ jest zaskakiwany w ciągu roku dodatkowymi wydatkami, np. na wynagrodzenia personelu medycznego?
Zdarza się, że w ciągu roku dochodzą, na przykład w wyniku decyzji parlamentu, dodatkowe wydatki.
No to czy ustawa o minimalnym wynagrodzeniu była dla NFZ zaskoczeniem?
Trudno mówić o zaskoczeniu. Niemniej ta regulacja jest sporym obciążeniem dla płatnika, bo wiąże się z wydatkowaniem ogromnych pieniędzy. Rok temu to było 16 mld zł, w tym kolejne 16 mld zł będzie przeznaczone na ten cel i podobnie będzie w kolejnym. W ostatnich kilku latach na wdrożenie rekomendacji AOTMIT w ochronie zdrowia zostało przeznaczone dodatkowo około 90 mld zł.
Wykonanie każdej decyzji można zahamować albo się z niej wycofać.
Warto się zastanowić nad genezą mechanizmu, który gwarantuje minimalne wynagrodzenie. U jego podstaw były niskie wynagrodzenia personelu medycznego. Do tego coraz mniej osób chciało być pielęgniarkami czy pielęgniarzami ze względu na niewysokie zarobki. Można więc powiedzieć, że ustawa o minimalnym wynagrodzeniu spełniła swoją rolę. Personel medyczny - nie tylko lekarze, ale też pielęgniarki, położne, ratownicy czy fizjoterapeuci, zaczęli być godnie wynagradzani.
Ale też czy te regulacje nie stały się obciążeniem dla systemu?
Bez wątpienia niezbędna jest dyskusja nad przyszłym kształtem tej ustawy.
To jak ją należy zmienić?
Trudno mi decydować za parlament. Jeżeli uzna, że ustawa ma dalej obowiązywać, to trzeba zastanowić się nad źródłami jej finansowania. Widzimy bowiem, że sam wzrost przychodów ze składki zdrowotnej jest niewystarczający i po prostu nie nadąża za wprowadzonym mechanizmem wzrostu wynagrodzeń w ochronie zdrowia. Wydaje się więc, że warto pomyśleć nad określeniem tempa tego wzrostu.
Co to oznacza? Istnieje szansa np. na czasowe zawieszenie obowiązywania ustawy?
Prezes NFZ nie jest właściwym adresatem tego pytania.
To inaczej - rozmawia pan na ten temat z minister zdrowia?
Oczywiście. Przedstawiamy nasze stanowisko - jaki będzie potencjalny skutek obowiązywania ustawy w obecnym kształcie i jakie to będzie niosło konsekwencje dla budżetu NFZ - również na posiedzeniach sejmowych komisji.
A ile teraz, w globalnych kwotach, idzie na wynagrodzenia dla personelu medycznego?
Dodatkowe 16 mld zł rocznie wynika z rekomendacji prezesa Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji, która jest wdrażana na polecenie ministra zdrowia. W niej jest zaszyty mechanizm wzrostu wyceny świadczeń, ale także zwiększenia liczby świadczeń, co ma zrekompensować wzrost minimalnego wynagrodzenia.
Ale ile, z pieniędzy jakimi NFZ dysponuje w ciągu roku, idzie na wynagrodzenia - 60, 70, 90 proc. z tej puli?
Dokładnej odpowiedzi na to pytanie może udzielić szef AOTMiT-u, który przygotowując rekomendacje zbiera od placówek medycznych, oczywiście od tych, którzy tymi danymi chcą się podzielić, rzeczywiste dane kosztowe. Na przykład w podstawowej opiece zdrowotnej takie dane raportuje zaledwie ok. 12 proc. świadczeniodawców.
Czyli nie do końca wiemy, jak te proporcje realnie wyglądają?
Instytucją, która jest odpowiedzialna za taryfikacje i za proporcje między kosztami osobowymi i nieosobowymi, jest AOTMiT, a nie NFZ.
Jak pan ocenia uchwalone zmiany w naliczaniu składki zdrowotnej, która, obok dotacji z budżetu państwa, jest głównym źródłem finansowania systemu lecznictwa?
Rozumiem z wypowiedzi ministra finansów, że owszem te wpływy ze składki zdrowotnej będą niższe, ale zostaną uzupełnione dotacją z budżetu państwa.
Ale ta dotacja budżetowa, która wynika z ustawy na 2025 r. czyli 18 mld zł, nie uwzględnia tych zmian.
Te 18 mld zł, to jest dotacja budżetowa vs. plan, który zakładał spływ składki zdrowotnej jeszcze według dotychczasowych zasad.
Czyli to oznacza, że do kasy NFZ budżet państwa będzie musiał dorzucić kolejne miliardy. Ile?
Na obecnym etapie trudno odpowiedzieć precyzyjnie, choć oczywiście są szacunki.
Na etapie konsultacji zmian mowa była o 5-6 mld zł rocznie.
Tak jak powiedziałem to zmniejszenie na razie trudno precyzyjnie wskazać. Ale deklaracje resortu finansów rozumiem tak, że te dodatkowe pieniądze, jako uzupełnienie ubytku składki, trafią do NFZ. Takie zapewnienie również było ze strony ministerstwa zdrowia.
Czyli czuje się pan, jako szef NFZ uspokojony?
Mamy zapewnioną rekompensatę, czyli uzupełnienie niższej składki wyższymi wpływami z budżetu.
Tylko, że na razie mamy ubytek.
Dla mnie najistotniejsza jest informacja, że ubytek w przychodach ze składki zdrowotnej zostanie zrekompensowany dotacją. Ale przyjmuję, że to parlament decyduje o zasadach finansowania i funkcjonowania NFZ i podejmuje racjonalne decyzje.
Chyba jednak w tym przypadku wygrała racjonalność polityczna a nie finansowa.
Polityka rządzi się swoimi prawami, a my jako publiczna instytucja musimy racjonalnie gospodarować pieniędzmi, którymi dysponujemy.
Ale to nie jest zbyt fortuny czas na wprowadzanie takich zmian, musi pan przyznać?
Jeszcze raz podkreślam, z deklaracji ministrów finansów i zdrowia jasno wynika, że ten ubytek będzie zrekompensowany. Co oznacza, że dla NFZ operacja wynikająca ze zmian w opłacaniu składki zdrowotnej przez przedsiębiorców powinna być finansowo neutralna.
Kiedy spodziewa się pan, że nastąpi zmiana w ustawie budżetowej na 2025r. i te dodatkowe pieniądze będą tam faktycznie zapisane?
Nad tym czuwa ministerstwo finansów, więc to pytanie do tego resortu.
Panie prezesie, nawiążę do słów szefa Naczelnej Izby Lekarskiej, który stwierdził, że polski system zdrowia abdykował. Podpisałby się pan pod takimi słowami?
Rozumiem, że to jest jakaś figura stylistyczna.
Ale zgadza się pan z takim stwierdzeniem?
Co to znaczy, że abdykował? Nie wiem, co szef NIL miał na myśli. System ochrony zdrowia w Polsce nigdy nie był królem, a to monarcha może abdykować.
Rozumiem, że prezes NIL przeanalizował sytuację NFZ i to, jak według niego, lawinowo rośnie liczba osób, które korzystają z prywatnej opieki zdrowotnej i takiego sformowania użył.
Trudno mi się zgodzić z takim terminem, jak abdykacja, w odniesieniu do systemu ochrony zdrowia. Nie zamierzam też dyskutować z prezesem Jankowskim za pośrednictwem mediów. Narodowy Fundusz Zdrowia realizuje powierzone mu w ustawie o świadczeniach opieki zdrowotnej zadania. Każdego roku rosną nakłady, rośnie liczba udzielanych świadczeń, ale też wpływ na ogólną sytuację ma wiele czynników, takich na przykład jak organy założycielskie zakładów opieki zdrowotnej.
To jakby pan ocenił obecną sytuację finansową NFZ? Ona jest bardzo dobra, dobra, zła, bardzo zła?
Ocenę sytuacji należy zacząć od analizy oczekiwań pacjentów wobec płatnika, czy też oczekiwań od państwa i odnieść to do możliwości płatnika. Czy chcielibyśmy, żeby płatnik pokrywał koszty wszystkich świadczeń w cenach nominalnych, bez zastanawiania się, które są bardziej potrzebne, a które mniej pilne? Jeżeli odpowiedź jest twierdząca, to nie ma państwa na świecie, które byłoby w stanie spełnić te oczekiwania. Nie ma takiego systemu, który płaciłby za wszystko w stu procentach.
Ale przez ostatnie lata, jakby nie było w efekcie epidemii COVIDU-19 i odrabiania tzw.długu zdrowotnego, przyzwyczailiśmy się, że te świadczenia są dostępne.
Co więcej, przyzwyczailiśmy się i zapomnieliśmy, jak było wcześniej przez siedemnaście lat, czyli odkąd powstał NFZ. Mieliśmy czas COVID-u, kiedy dodatkowe, bo niewykorzystane pieniądze, „czekały” na pacjentów. W związku z tym powstała poduszka finansowa w wysokości ponad 20 mld zł. Tyle bowiem uzbierało się w pewnym momencie na funduszu zapasowym NFZ. To pozwoliło nam na obsługę większej liczby pacjentów, aby w ten sposób zwrócić tzw. dług zdrowotny. Mogliśmy też płacić za świadczenia udzielone powyżej wartości zawartych kontraktów i to w cenie nominalnej. Dziś wracamy do sytuacji, w której umawiamy się z naszymi partnerami na konkretną wartość umowy, a naszym zadaniem jest sfinansowanie zrealizowanych w jej ramach świadczeń.
Nigdy wcześniej nie było tak dużo pieniędzy w funduszu zapasowym NFZ?
Aż takiej kwoty nie było nigdy.
Część świadczeniodawców przyzwyczaiła się jednak, że Fundusz płaci za wszystkie nadwykonania, również limitowane. I dochodzi do takich sytuacji jak ta w Żywcu, gdzie szpital, który liczył na terminową i całkowitą zapłatę nadwykonań, zamyka izbę przyjęć i kilka oddziałów, co pozbawia mieszkańców tamtych terenów dostępu do opieki. Część osób twierdzi, że NFZ nie chce zapłacić nadwykonań, bo to podmiot prywatny.
Dla NFZ nie ma znaczenia, czy podmiot medyczny, z którym zawieramy kontrakt, prowadzony jest przez spółkę komunalną czy prywatną, czy też jest to samodzielny publiczny zakład opieki zdrowotnej. W żadnym przepisie nie ma zróżnicowania, że kogoś powinniśmy traktować lepiej czy gorzej. Dla Funduszu albo ktoś realizuje świadczenia rzetelnie, w ramach podpisanego kontraktu, albo nie. Takie same prawa i mechanizmy rozliczeń funkcjonują w odniesieniu do placówek publicznych i prywatnych.
Argumenty Szpitala w Żywcu wydają się jednak mocne. To trudny teren, górzysty, a najbliższy szpital jest dość daleko, w Bielsku-Białej.
Podkreślę raz jeszcze, równo traktujemy podmioty, bez względu na ich formę prawną, czy organ założycielski. Natomiast sytuację dotyczącą działalności np. szpitali oceniamy indywidualnie. Co do zapłaty za nadwykonania, tu zasady się nie zmieniły i są one wiążące dla wszystkich placówek. Nadwykonania w świadczeniach nielimitowanych rozliczamy po zakończonym kwartale, zaś te w świadczeniach limitowanych po zakończeniu roku, i to z degresją. Oczywiście na bieżąco płacimy za zobowiązania wynikające z umów, dotyczy to również szpitala w Żywcu. Na marginesie oba miasta dzieli niewiele ponad 20 km.
Resort zdrowia twierdzi, że obecna sytuacja finansowa w ochronie zdrowia to pokłosie tego, co zrobiła poprzednia ekipa rządząca, czyli wyłączenie finansowania pewnego rodzaju świadczeń z budżetu państwa i przerzucenie tylko na NFZ. Czy zgadza się Pan z tą diagnozą i czy te świadczenia nie powinny wrócić do budżetu państwa?
Ratownictwo medyczne i bezpłatne leki dla dzieci i seniorów to ogromne obciążenie dla NFZ. Przypomnę jednak znowu, że jest to regulacja ustawowa i niezależnie od tego, czy nam się to podoba czy nie, musimy te zadania realizować. Mamy też ustawę zapewniającą mechanizm wzrostu nakładów na ochronę zdrowia. Zgodnie z nią w 2027 roku publiczne wydatki na ten cel powinny wynieść 7 proc. PKB. Nie mówimy tu jednak tylko o budżecie NFZ.
I ten mechanizm wystarcza?
Płacimy za wszystkie świadczenia realizowane w ramach podpisanych kontraktów. Za każdym razem, gdy rozmawiamy ze świadczeniodawcami, wyraźnie to podkreślamy. Nie ma więc gwarancji, że zapłacimy za nadwykonania w świadczeniach limitowanych. Na pewno nie można przyjąć takiego modelu prowadzenia przedsiębiorstwa, jakim jest szpital, przychodnia, czy inna placówka medyczna, w którym narodowy płatnik będzie płacił bez ograniczenia w cenach nominalnych za wszystkie świadczenia, które są wykonywane powyżej wartości umowy. Jak zawsze za świadczenia limitowane będziemy płacić w miarę naszych możliwości po zakończeniu roku i to prawdopodobnie stawką degresywną, dlatego że koszty stałe funkcjonowania placówki zostały pokryte w ramach kontraktu. Warto natomiast zastanowić się nad zakresem świadczeń nielimitowanych.
Czy to oznacza jakieś ograniczenia?
Czy całkowite zniesienie limitów na niektóre procedury przyniosło zakładany efekt? Są świadczenia nielimitowane, które rzeczywiście nie mogą czekać na finansowanie, takie jak poród czy zawał. Ale są takie, jak np. operacje zaćmy, gdzie zlikwidowano limity, żeby skrócić czas oczekiwania na nie. A przecież nie jest to zabieg ratujący życie. Spójrzmy na nielimitowane świadczenia ambulatoryjne. Minister zdrowia chciał, aby tych pacjentów przyjmować jak najwięcej i odciążyć system szpitalny. Niestety, zakładane efekty nie zostały osiągnięte. Czas oczekiwania pacjentów pierwszorazowych do AOS niewiele się skrócił albo nie skrócił się wcale. Pamiętajmy, że kolejki mierzone są dostępem pierwszorazowych pacjentów, czyli tych, którzy jeszcze u specjalisty nie byli. Tymczasem płacimy w sposób nielimitowany również za pacjenta, który dostał się do specjalisty i potem wracał do niego wielokrotnie w ciągu dwóch lat.
Myślicie państwo o odwróceniu tego trendu?
Nie mówię absolutnie o powrocie do limitowania, ale jednocześnie uważam, że warto zastanowić się nad sposobem finansowania placówek medycznych, które mają duży udział pacjentów pierwszorazowych, czyli skracają kolejkę do świadczeń. To kryterium, które należy wziąć pod uwagę przy wprowadzaniu nowych zasad. Drugim byłaby degresja. Jeżeli specjalista często spotyka się z pacjentem, który powinien już być pacjentem podstawowej opieki zdrowotnej, i np. przepisuje mu tylko zalecone leki, a generuje tym samym kolejne wizyty i nadwykonania, to powinien być rozliczany stawką degresywną. To jest mój pogląd na tę sprawę, a ostateczne rozwiązania będą z pewnością konsultowane.
A co z terminowym płaceniem za świadczenia? W przestrzeni publicznej dużo mówi się o opóźnieniach, nawet wielomiesięcznych.
Trudno w czwartym kwartale tego roku płacić za nadwykonania, jeśli on się jeszcze nie skończył.
Ale mowa o wcześniejszych kwartałach, o tym, że nie zapłacono np. za programy lekowe w raku piersi.
Sytuacja w województwach może być różna. W jednym zapłacono 100 procent za wykonane świadczenia, w innym np. w 70 procentach. Sytuacja poszczególnych oddziałów jest nieco inna i inna jest polityka przyjęta przez dyrektorów, w zależności od potrzeb danego regionu i środków, które regiony mają do dyspozycji. Są województwa, jak opolskie i lubuskie, które zapłaciły za wszystkie świadczenia nielimitowane, są takie, które w zasadzie zapłaciły za wszystkie świadczenia nielimitowane dziecięce. Wszystkie województwa zapłaciły natomiast za nadwykonania w świadczeniach nielimitowanych w pierwszym półroczu. W grudniu rozliczymy się z placówkami medycznymi w zakresie nadwykonań w świadczeniach nielimitowanych za III kwartał tego roku.
Ale trwa dyskusja, że fundusz nie płaci za świadczenia opieki koordynowanej w POZ.
Część lekarzy POZ przyjęła środki z budżetu powierzonego, a nie realizowała żadnych zadań. Obecnie analizujemy kwestię związaną z rozliczeniami i z pewnością wszyscy lekarze POZ, którzy z tego budżetu korzystali i zadania realizowali, otrzymają albo już otrzymali należne środki finansowe.
Część psychiatrów graniem pacjentem nazywa protest przeciwko sposobowi finansowania centrów zdrowia psychicznego (CZP). Czy NFZ jest za powrotem zapłaty za usługę, fee-for-service, w miejsce ryczałtu na populację?
Pilotaż CZP na podstawie rozporządzenia Ministra Zdrowia realizowany jest już od sześciu lat. Zadaniem pilotażu jest przetestowanie określonych rozwiązań. NFZ zaś ma za zadanie sprawdzić, czy jest to finansowo racjonalne, efektywne i jaka jest zgłaszalność oraz struktura pacjentów. Z naszej analizy wynika, że z niektórych CZP korzysta 2 proc. populacji, a w innych 6 proc. Ta dysproporcja jest duża i warto się zastanowić nad tym, skąd się wzięła. Czy w danym województwie, czy na danym obszarze mieszkają sami zdrowi ludzie, czy może przyczyna leży gdzie indziej. A może placówka wybiera tylko takich pacjentów, którzy generują mniejsze koszty. Na jednej z konferencji środowiska psychiatrycznego, która odbyła się w październiku, przedstawiliśmy kilka wstępnych propozycji modyfikacji docelowego sposobu finansowania centrów.
Jakie to modyfikacje?
Ta, na której najbardziej skupiła się opinia publiczna, opiera się na finansowaniu populacji, która korzysta z placówki medycznej. Wiemy też, że ta metoda jest adekwatna do epidemiologii. Wiemy, że samo płacenie ryczałtowe bez oceny funkcjonowania takiego systemu się nie sprawdza. Jaki będzie ostateczny kształt CZP, jako świadczenia gwarantowanego? Nad tym pracuje specjalny zespół, powołany na początku grudnia przez minister zdrowia, we współpracy z przedstawicielami ministerstwa zdrowia, NFZ i środowiska.
Zgodnie z raportem Ogólnopolskiego Stowarzyszenia CZP, na terenach działania centrów hospitalizacja psychiatryczna uległa skróceniu o 4 dni, co pozwala NFZ zaoszczędzić nawet 1,6 tys. zł na pacjenta.
Nie znam tego raportu, trudno więc mi się do niego odnieść. Jako płatnik chcemy wiedzieć, czy jeśli za coś płacimy więcej, to pacjent faktycznie ma lepszą opiekę i lepszą do niej dostępność. Samo płacenie wyższej stawki nie jest wielkim osiągnięciem, jeśli nie idzie za tym lepsza jakość dla pacjenta.
Uważam, że w psychiatrii udało się nam się osiągnąć zamierzony efekt, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci, czyli wprowadzić środowiskowe placówki blisko domu pacjenta oraz fakt, że pierwszym kontaktem nie jest lekarz psychiatra, ale psycholog.
Podkreślam, że nie kwestionujemy faktu, że co do idei - centra są pożądanym rozwiązaniem, jednak naszym zadaniem jest taka organizacja ich finansowania, żeby zachęcało to do wspierania pacjentów z problemami zdrowia psychicznego. Chodzi również o aktywne ich wyszukiwanie, bo pacjent rzadko kiedy sam z siebie chce korzystać z ich pomocy. NFZ zarzuca się, że chce odwrócić filozofię funkcjonowania centrum. To jest oczywiście nieprawda. Nikt nie chce zmienić opieki środowiskowej na inną. To byłby anachronizm w czystej postaci.