Najważniejszy obszar polskiej polityki – bezpieczeństwo – w minionym roku był w dużej mierze kontynuacją tego, co zapoczątkowała Zjednoczona Prawica. Zarówno modernizacja armii, ochrona granicy z Białorusią, jak i relacje z Ukrainą nie podlegały rewizji. Nie zerwano znaczących kontraktów na uzbrojenie. Kierunek południowokoreański jest kontynuowany.
Na granicy nie wprowadzono humanistycznej wizji posła Franciszka Sterczewskiego. Mur jest rozbudowywany. W Ministerstwie Obrony Narodowej jest nawet rozważane wypowiedzenie konwencji z Ottawy o zakazie stosowania min przeciwpiechotnych, co może być konieczne przy instalacji Tarczy Wschód, która ma zwiększyć ochronę przed ewentualnym atakiem Rosji. Nie zmieniono stosunku do tzw. Rzeszawaru, czyli bazy w Jasionce pod Rzeszowem, przez którą płynie wsparcie dla Ukrainy.
Rząd Donalda Tuska prowadzi co prawda wizerunkową ofensywę w poszukiwaniu rosyjskich szpiegów w szeregach partii Jarosława Kaczyńskiego. Nie należy tego jednak traktować inaczej niż jak rewanż za próbę powołania nadzwyczajnej i działającej wbrew demokratycznym regułom komisji, która przed wyborami miała pogrążyć obecnego premiera, a wówczas lidera opozycji. Mocne tezy o umownym „zdrajcy Tusku” i „zdrajcy Macierewiczu” oraz ich akolitach należy skonfrontować z liczbą postawionych zarzutów. Wynosi ona równe zero. Wcześniej komisja Sławomira Cenckiewicza, a obecnie ta szefa SKW gen. Jarosława Stróżyka po prostu uprawiają niezbyt wyrafinowaną publicystykę.
Jeśli próbować mierzyć poziom bezpieczeństwa państwa, to rok po przejęciu władzy jest on znacznie niższy. Nie wynika to jednak z porażek ekipy Tuska. Obiektywnie pogorszyła się sytuacja związana z bezpieczeństwem na świecie. Rosja wprowadziła do wojny Koreę Północną i sama sphenianizowała swoją doktrynę atomową, udając nieprzewidywalną w straszeniu odpaleniem głowicy nuklearnej. Rozmieściła na Białorusi broń atomową i zapowiada ulokowanie orieszników – relatywnie nowego systemu jej przenoszenia. Na Bliskim Wschodzie załamał się właśnie reżim rodziny Asadów, który od 50 lat rządził państwem. Niezależnie od tego, czy Syria podąży drogą Afganistanu – i zbuduje nieprzestrzegającą norm cywilizowanego świata, ale w miarę stabilną teokrację – czy Libii – i pogrąży się w wojnie domowej – Rosjanie ją najpewniej, przynajmniej czasowo, opuszczą. O „uwolnieniu dodatkowych zasobów” po wycofaniu z Syrii mówił w poniedziałek w Tok FM szef BBN Jacek Siewiera. Co to oznacza? Dwie korwety typu Admirał Gorszkow i jedna typu Admirał Grigorowicz obsługujące hipersoniczne systemy Cyrkon, Kalibr i Oniks trafią z syryjskiego portu Tartus na Bałtyk, bo cieśniny tureckie są zamknięte dla marynarki wojennej, nie można zatem zaangażować okrętów do wojny przeciw Ukrainie. To samo będzie dotyczyło jednego okrętu podwodnego klasy Kilo (oddana do użytku przed kilkoma laty Ufa), który opuścił Syrię. Sprzęt z bazy lotniczej w Humajmim ma trafić do państw afrykańskich, w których są zaangażowane rosyjskie prywatne firmy wojskowe. Między innymi do Mali, gdzie Rosjanie zaliczają kolejne porażki w starciach z islamistami i Tuaregami.
Kluczowym punktem w układance bezpieczeństwa jest jednak nowe otwarcie w USA i wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa. Rozmówcy z otoczenia premiera Tuska przekonują w rozmowie z DGP, że między nim a prezydentem elektem zupełnie nie ma chemii. Co można datować jeszcze na czas, gdy Tusk był szefem Rady Europejskiej. W planach jest podjęcie próby ocieplenia tych stosunków podczas polskiej prezydencji w UE. Jak wynika z informacji DGP, mimo konfliktów istnieje porozumienie między Andrzejem Dudą a rządem w sprawie odegrania przez głowę państwa roli dobrego policjanta i zdyskontowania jego wpływu na Trumpa (w książce Boba Woodwarda „War” czytamy, że to właśnie Duda nakłonił Trumpa do poparcia przez republikanów pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy wartej ponad 60 mld. dol.). W budowaniu relacji ma pomóc lansowanie odnowy relacji między Europą i USA. Według nieoficjalnych informacji DGP po inauguracji polskiej prezydencji do Stanów mają udać się zarówno Duda, jak i Tusk. Najprawdopodobniej razem, nawiązując do formuły, która została wprowadzona w życie przez Joego Bidena. Obaj politycy chcą doprowadzić do minimalizacji zagrożenia, jakim byłoby spakietowanie przez Trumpa kwestii bezpieczeństwa z handlem. Ostatnio groził on bowiem wyjściem z NATO, jeśli UE nie zdecyduje się na ustępstwa wobec USA w kwestiach gospodarczych.
Paradoksalnie po roku rządów Tuska większość wyzwań w kwestii bezpieczeństwa ma obecnie źródła za oceanem. Dotyczy to np. tego, czy i w jakim stylu Trump doprowadzi do zamrożenia konfliktu na Ukrainie. Jakie będą temu towarzyszyły koszty? Czy Rosja wyjdzie z tej fazy wojny z poczuciem, że są one niskie i można atakować ponownie? I w końcu, czy dojdzie do powołania strefy zdemilitaryzowanej, do której Trump chce wysłać wojska europejskie. W tym najpewniej polskie. ©℗