- Jestem zadowolony z prac sejmowej komisji śledczej. Teraz rolą prokuratury jest wyjaśnienie, kto kłamał w kwestii spotkania w willi premiera, a kto mówił prawdę - mówi Bartosz Romowicz, wiceprzewodniczący klubu Polska 2050, wiceszef sejmowej komisji śledczej ds. wyborów kopertowych.
Sejmowa komisja śledcza zakończyła badanie sprawy wyborów kopertowych. W piątek Sejm wysłuchał sprawozdania w tej kwestii. Jest pan zadowolony z prac?

Patrząc całościowo – tak. Niemal wszystkie zadania, które mieliśmy zaplanowane, udało się zrealizować. Przesłuchaliśmy większość świadków. Nie udało nam się jedynie dokończyć przesłuchania byłego wice ministra aktywów państwowych Artura Sobonia, który nie odpowiadał na nasze pytania. Nie zrobiliśmy także konfrontacji pomiędzy prokuratorami – Edytą Dudzińską i Ewą Wrzosek – gdyż warszawska prokuratura nie udostępniła nam akt. To, co zgromadziliśmy przez te 10 miesięcy, wystarczyło nam jednak, aby pokazać aspekt polityczny i decyzyjny związany z wyborami z 10 maja 2020 r. Poruszyliśmy również temat ochrony danych osobowych, zwróciliśmy uwagę na odpowiedzialność menedżerską w Poczcie Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Jestem więc usatysfakcjonowany.

Pomimo początkowej popularności posiedzenia komisji szybko straciły jednak zainteresowanie opinii publicznej.

Nie dziwi mnie to. Nasza komisja śledcza jako pierwsza zaczęła pracę w tej kadencji Sejmu. Największym zainteresowaniem cieszyły się posiedzenia, na których przesłuchiwaliśmy Jarosława Gowina, Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. To głośne nazwiska. Trudno oczekiwać, aby podobne emocje w opinii publicznej wzbudzały zeznania byłego prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych czy byłego ministra cyfryzacji.

Zwracam na to uwagę nie bez powodu. Odnoszę wrażenie, że z czasem nawet politycy Koalicji 15 października stracili zainteresowanie pracami w tej komisji. Przewodniczący zmieniali się co kilka miesięcy – na początku był nim Dariusz Joński, potem Jacek Karnowski, a następnie Magdalena Filiks. Co więcej, rotacja objęła także prezydium komisji – jest pan jedyną osobą, która zasiada w nim od początku.

Po części ma pan zapewne rację, choć nie doszukiwałbym się w tym złej woli. Mam taki charakter, że gdy do czegoś się zabiorę, to chcę to dokończyć. Natomiast w przypadku Dariusza Jońskiego czy chociażby Waldemara Budy, który zasiadał w prezydium komisji, odejście wiązało się z objęciem mandatów w Parlamencie Europejskim. Z kolei Jacek Karnowski został wiceministrem funduszy, więc to również nie była dobrowolna rezygnacja. Nie mam żalu, to naturalna kolej rzeczy.

Przejdźmy do kwestii stricte merytorycznych. Jednym z pojawiających się zarzutów jest kwestia wydatków – praca komisji śledczej kosztowała kilka milionów złotych. Ma pan poczucie, że w całej sprawie udało się ustalić coś nowego? O tym, że Mateusz Morawiecki mógł bezprawnie wydać polecenia podjęcia czynności związanych ze zorganizowaniem i z przeprowadzeniem wyborów, wiedzieliśmy już w 2020 r. Mieliśmy również orzeczenia wojewódzkiego sądu administracyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego w tej sprawie.

To fakt, to nie była informacja nowa. Ustaliliśmy jednak wiele kwestii z tła politycznego. Doprowadziliśmy również do sytuacji, w której świadkowie pod przysięgą zeznawali w różny sposób co do tych samych faktów. Myślę tutaj chociażby o słynnym spotkaniu w willi premiera przy ul. Parkowej, na którym wiosną 2020 r. miano wywierać naciski na polityków Porozumienia Jarosława Gowina. Rozbieżne zeznania w tej kwestii złożyli Mariusz Kamiński, Mateusz Morawiecki i Michał Wypij. Myślę, że to jeden z ważniejszych aspektów dla prokuratury, która powinna wyjaśnić, kto w tej sprawie kłamał, a kto mówił prawdę.

Inną sprawą, którą udało się udokumentować, jest kwestia największego w historii Polski udostępnienia danych osobowych z rejestru PESEL bez podstawy prawnej. Doszło do tego, że w siedzibie Poczty Polskiej ktoś maszerował po korytarzach z danymi wszystkich Polek i Polaków na nośnikach zewnętrznych. Za taką bazę danych wiele obcych wywiadów zapłaciłoby majątek. I za to odpowiedzialność muszą ponieść były minister cyfryzacji Marek Zagórski i były prezes UODO Jan Nowak.

Politycy PiS podczas przesłuchań często podkreślali, że z uwagi na pandemię COVID-19 działali w sytuacji ekstraordynaryjnej, dlatego musieli podejmować niecodzienne decyzje. Komisja śledcza w sprawozdaniu zwróciła uwagę, że rozwiązanie było jedno: wiosną 2020 r. należało wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych, np. stan klęski żywiołowej. To rozwiązałoby problem?

Takie działanie jak najbardziej mieściłoby się w granicach prawa, a także dałoby podstawę prawną do przesunięcia wyborów zaplanowanych na 10 maja 2020 r. Ale nic nie stało na przeszkodzie, aby dodatkowo – biorąc pod uwagę nadzwyczajne okoliczności – podjąć próbę wypracowania rozwiązania ponadpartyjnego. Zaprosić do rozmowy przedstawicieli całej klasy politycznej, a także prezydenta RP, i ustalić, jak postąpić w kwestii wyborów. Jestem przekonany, że gdyby takie porozumienie wówczas zawarto, to dziś nie byłoby komisji śledczej i pociągania polityków PiS do odpowiedzialności. Zamiast tego zdecydowano się jednak, aby przepychać ustawy przez 24 godziny i na rympał przeprowadzać głosowanie korespondencyjne. Górę wzięły bardziej korzystne sondaże dla Andrzeja Dudy, a nie chęć znalezienia kompromisu.

Łącznie komisja skierowała 10 zawiadomień o możliwości popełnienia łącznie 25 przestępstw przez 19 osób. Wśród nich znajdują się m.in.: prezes PiS Jarosław Kaczyński, były premier Mateusz Morawiecki, była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, były szef MSWiA Mariusz Kamiński czy były minister aktywów państwowych Jacek Sasin. Czego oczekuje pan od prokuratury?

W przypadku Mateusza Morawieckiego wyegzekwowania konsekwencji karnych w związku z czerwcowym wyrokiem NSA, o którym rozmawialiśmy wcześniej. Oczekuję również rzetelnego zapoznania się z aktami naszej komisji, a także szybkich wniosków o uchylenie immunitetów i postawienia zarzutów. Nie chciałbym, aby sprawa utknęła teraz w prokuraturze na trzy lata, a potem na kolejne kilka lat w sądach. Polki i Polacy chcieli rozliczeń, stąd był też wniosek o utworzenie komisji śledczej. Ale rozliczenia nie kończą się na raporcie komisji, tylko na wyrokach karnych dla osób łamiących prawo.

Nie będzie wniosków o postawienie kogokolwiek przed Trybunałem Stanu?

Patrzę na tę sprawę racjonalnie. Za takim wnioskiem musiałoby zagłosować co najmniej trzy piąte posłów. Dziś nie ma takiej większości. ©℗

Rozmawiał Marek Mikołajczyk