Różowe skrzyneczki to inicjatywa, która zaczęła się kilka lat temu w szkołach, restauracjach i instytucjach publicznych siłą organizacji społecznych. Problem dostępności artykułów higienicznych został dostrzeżony przez nowy rząd i Ministerstwo Edukacji uruchomiło pilotaż, w ramach którego organizacje pozarządowe mogą się ubiegać o pieniądze na wyposażanie skrzyneczek w podpaski czy tampony, organizację spotkań czy edukację na temat wykluczenia menstruacyjnego uczennic. I na szkole się skończyło, bo wiele ministerstw, choć problem widzi, to nie u siebie.
W Ministerstwie Finansów ścisłe kierownictwo resortu liczy dziewięć osób, z których tylko trzy to kobiety. Szef resortu to ekonomista z dydaktycznym i praktycznym doświadczeniem, współtwórca programu gospodarczego Platformy Obywatelskiej. Jego resort w odpowiedzi na pytanie, dlaczego w ministerstwie toalet nie wyposażono w artykuły higieniczne dla kobiet w trakcie menstruacji, wskazuje, że „pracownicy, jak i goście przebywający w gmachu ministerstwa mają dostęp do kiosku oferującego artykuły higieniczne”. Najbardziej frapująca jest jednak druga część wyjaśnienia. Otóż zdaniem resortu problemu nie ma, bo… „pracownicy mogą jednak korzystać z dodatkowej infrastruktury, w tym ogólnodostępnych pryszniców”.
W jakich ministerstwach nie ma różowych skrzyneczek?
Skrzyneczek nie ma też w resortach: kultury, spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i administracji, a także w resorcie infrastruktury. Z wyjątkiem Ministerstwa Kultury szefami tych resortów są sami mężczyźni. W MSZ na dziewięć osób w kierownictwie dwie to kobiety, MSWiA ma siedem osób w kierownictwie – siedmiu mężczyzn. W infrastrukturze jest podobnie i skrzyneczek też nie ma w toaletach, chociaż większość pracowników to kobiety – nawet 60 proc.
Jak słyszymy, w projekt nie planuje się włączyć także Ministerstwo Obrony Narodowej, w którym szefem resortu jest Władysław Kosiniak-Kamysz z PSL, a pozostały skład kierownictwa to mężczyźni. Kobiety na czele ministerstw Zdrowia oraz Przemysłu – Izabela Leszczyna (PO) i Marzena Czarnecka – w ogóle nie odpowiedziały na pytania o skrzyneczki mimo kilkukrotnych próśb.
Ministerstwo Rozwoju i Technologii analizuje możliwość wprowadzenia rozwiązań stosowanych w ramach projektu. Na działania „podnoszące komfort pracowników” otwarte jest też Ministerstwo Sportu i Turystyki. Nie wyklucza ono dołączenia do inicjatywy w przyszłości, jak informuje biuro prasowe. Na czym polegają analizy w sprawie zainstalowania skrzyneczki w damskiej toalecie? Nie wiadomo.
Gdzie znajdują się różowe skrzyneczki?
Skrzyneczki są za to w: resorcie cyfryzacji Krzysztofa Gawkowskiego z Lewicy, resorcie sprawiedliwości kierowanym przez Adama Bodnara, Ministerstwie Pracy Agnieszki Dziemianowicz-Bąk z Lewicy, u Agnieszki Buczyńskiej odpowiedzialnej za sprawy obywatelskie, u Marzeny Okły-Drewnowicz w resorcie polityki senioralnej, u Adama Szłapki z Nowoczesnej, który kieruje sprawami unijnymi, u Jakuba Jaworskiego z Ministerstwa Aktywów Państwowych, u Pauliny Hennig-Kloski z Polski 2050, która stoi na czele Ministerstwa Klimatu, czy u Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz z Ministerstwa Funduszy, także związanej z partią Szymona Hołowni.
Czy instalowanie różowych skrzyneczek w instytucjach publicznych jest potrzebne? – Bardzo. I to z dwóch powodów. Pierwszy? Z oczywistych względów – kwestie praktyczne. Drugi: budowanie świadomości społecznej – mówi DGP minister ds. równości Katarzyna Kotula z Lewicy.
Czy różowe skrzyneczki w ministerstwach są potrzebne?
Zdaniem polityk wszystkie resorty powinny się włączyć w akcję. – To nie są duże wydatki. A przecież w resortach pracuje wiele kobiet. Nawet w tych, w których w większości panowie są wiceministrami, panie zajmują stanowiska dyrektorskie czy pracują w służbie cywilnej. Siedziby resortów odwiedzają też gościnie, które również powinny mieć dostęp do różowych skrzyneczek. Ja bardzo się cieszę, że są one obecne w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów – dodaje.
W podobnym tonie sprawę komentuje była minister rolnictwa, posłanka PiS, Anna Gembicka. – Obecność lub brak różowych skrzyneczek nie powinny być przedmiotem sporu politycznego – mówi DGP.
Zupełnie inne zdanie ma Ewa Zajączkowska-Hernik z Konfederacji. – Nie sądzę, żeby jakakolwiek kobieta w dzisiejszych czasach miała problem z dostępem do środków higienicznych czy zapominała o nich podczas najbardziej newralgicznych momentów swojego funkcjonowania – przekonuje.
– Co nie zmienia tego, że takie skrzyneczki czasami po prostu są przydatne i dobrze jest mieć je pod ręką. Ale nie powiedziałabym, że są one konieczne. Jeśli już, to panie mogłyby się zrzucać na artykuły higieniczne z własnej kieszeni, żeby nie były one opłacane z budżetu państwa, ponieważ nie jest to wydatek wybitnie istotny – komentuje europosłanka.
Politolog i socjolog, prof. Renata Mieńkowska-Norkiene podkreśla, że obecność lub brak skrzyneczek w poszczególnych resortach ma związek z tym, że koalicja rządząca jest bardzo różnorodna. – I wyraźnie widać, że w kwestiach światopoglądowych brakuje w niej jednomyślności – podkreśla.
Ekspertka zwraca uwagę, że ministerstwa w sprawie różowych skrzyneczek podzieliły się na podstawie pewnego klucza partyjnego. – I ten podział przekłada się także na decyzje dotyczące podwładnych kierownictwa resortów. Oni również zostali podzieleni według klucza partyjnego. To, przedstawiciel której partii jest ministrem, ma wpływ na całą agendę ministerstwa, na to, jak szefostwo będzie zarządzało m.in. pod względem technicznym i organizacyjnym. Kwestia skrzyneczek jest więc bardzo istotna w kontekście pewnego manifestowania przywiązania do praw kobiet i wrażliwości na pewne problemy społeczne, – dodaje. ©℗