– Szlam i woda. Są wszędzie. Na wszystkim i we wszystkim. W ścianach, stropach i pod podłogą – pisze pochodzący z Barda Tomasz Karamon. Mieszkańcy miasta na Dolnym Śląsku, które bardzo ucierpiało podczas powodzi, opowiadają swoje historie.
– Jest wielka narracja podawana w mediach: padają kolejne tamy, kolejne miasta są zalewane, jednak to perspektywa generała, który na wielkiej mapie sztabowej przesuwa dywizję. Nie widziałem do tej pory relacji od spodu, ludzi tam na miejscu, więc zacząłem to opisywać, by pokazać historię tego konkretnego człowieka, który potrzebuje wsparcia – mówi Tomasz Karamon.
Pani Jasia, pielęgniarka
Igła do strzykawki ma 70 milimetrów długości. Opatrunek 4 metry. Termometr pod pachę 15 centymetrów. Gdyby przeliczyć odległość domu pani Jasi do rzeki, wyszłoby 6,5 opatrunków, 173 termometry albo 372 igły, jak kto woli. To 26 metrów.
Gdyby z kolei przeliczyć długość opatrunków, które w trakcie swojej pracy zawodowej Pani Jasia założyła mieszkańcom Barda, wyszłoby jak stąd na Marsa. Bo pani Jasia jest pielęgniarką w przychodni w Bardzie. Mimo że od 6 lat jest na emeryturze, nadal pracuje. Pracuje tu od 1981 roku. To 43 lata! Sam doskonale pamiętam z młodości niejeden zastrzyk, który od niej dostałem. Nie bolało!
Zarówno przychodnię, jak i dom pani Jasi na Grunwaldzkiej zalało. Totalnie, dokumentnie i skrupulatnie, co do centymetra. Parter i pierwsze piętro. Powtarzam: dom położony 6,5 opatrunków, 173 termometry albo 372 igły od rzeki. Jakby tego było mało, niedawno straciła męża...
Po latach niesienia pomocy mieszkańcom Barda, teraz sama potrzebuje naszego wsparcia. Każda, nawet najmniejsza wpłata, przybliży ją do odbudowy domu i powrotu do normalności. Dajmy pani Jasi zastrzyk czystego dobra. Link do zbiórki znajduje się TUTAJ.
Rzeźbiarz Jan
Jan siedzi na powalonej przez wodę kapliczce. Obok leży jego pies. Zawsze mnie obszczekiwał na powitanie, ale dziś jest inaczej, tuli się do mnie. Woda przewaliła się przez dom bardzkiego rzeźbiarza, a następnie zmiotła z powierzchni ziemi jego pracownię. To, co z niej zostało, grozi w każdej chwili zawaleniem.
Tam, gdzie wcześniej była galeria pełna przegenialnych, kolorowych rzeźb, gdzie stały kubki z pędzelkami, noże snycerskie i dłuta, których rękojeści były wyślizgane jak tafla szkła, niedopita kawa i paczka papierosów, teraz nie ma już nic. Została tylko rodzina, pies i ludzie, na których może liczyć.
W Bardzie był zawsze ktoś, kto dłubał w drewnie. Johann Georg Kornauer, Johann Franz Kommerthor, Johann Heinrich Hartmann, Ludwig Andreas Jäschke, Gottfried Kommerthor, Franz Michäel Peltz, Joseph Strauss, Ignatz Thör. Żaden z nich nie przeżył jednak tego, co Jan Giejson. A koszty odbudowy domu i pracowni są tak cholernie duże, że nie poradzi sobie z nimi sam. Dlatego zwracam się do Was z prośbą o wsparcie finansowe, które zbiera Mateusz, jego syn. Każda, nawet najmniejsza kwota, przybliży nas do celu i pozwoli Janowi wrócić do tego, co kocha najbardziej. Link do zbiórki znajdziecie TUTAJ.
Szlam i woda. Są wszędzie…
Na wszystkim i we wszystkim. W ścianach, stropach i pod podłogą. Wczoraj Janowi z Barda, naszemu rzeźbiarzowi, pomagał Michał i Robert. Dziś od rana mamy Andrzeja. Ogarnęliśmy z grubsza śmieci. Musimy zacząć szybko prace rozbiórkowe. Rozebrać pracownię, panele, skuć nasiąknięte wodą tynki...
Wojtek
Z Wojtkiem znamy się od lat. Jakbym wam opowiedział, jaką akcję kiedyś zrobiliśmy dla Barda, to byście nie uwierzyli. I wiecie co zrobił Wojtek? Samodzielnie przebudował parter swojego domu na Grunwaldzkiej w Bardzie. Na parterze zrobił dwa epickie pokoje dla turystów i udostępnił im obłędnie wielki ogród. Na stronie internetowej o tym ogrodzie napisał tak „Rzeka Nysa Kłodzka, która wije się przez całe miasto, znajduje się zaraz za tajemniczą bramką na końcu naszego ogrodu”.
A potem nazwał swoje pokoje RIVER HOUSE BARDO. Tak, RIVER i HOUSE. Parę dni temu house Wojtka odwiedziła river. Ugościła się aż pod sam sufit, a Wojtek został z niczym…
Na zdjęciu Wojtek nie wygląda na załamanego. Bardziej na zmotywowanego. Podobnie jak wszyscy powodzianie w Bardzie. Ludzie swoje już wypłakali, a teraz muszą działać.TUTAJ możecie pomóc Wojtkowi w odbudowie.
Możecie też do niego zadzwonić, wesprzeć go, a nawet zarezerwować pobyt w Bardzie. Bo jak go znam, to te pokoje będą jeszcze piękniejsze, niż były…
Bożena
To sąsiadka Jana Giejsona. Wiecznie uśmiechnięta. Mimo że woda zalała jej pół domu, a na podwórzu wyżłobiła lej jak po wybuchu bomby.
– A co, mam płakać? Ja już swoje wypłakałam. Poza tym jak mam się smucić kiedy wokół mnie są sami cudowni ludzie – powiedziała. To prawda. Siłą Barda są ludzie. I gęś.
Po tym jak woda ustąpiła, Bożena usłyszała na podwórzu rozpaczliwe gęganie. To była gęś, która wzywała pomocy uwięziona w zwałach śmieci naniesionych przez wodę. Balbina, bo takie imię otrzymała od Bożeny, nie odstępuje jej teraz na krok. Stoi na hałdzie ziemi wymytej przez wodę i obserwuje ludzi sprzątających ten nieludzki bałagan.
Jeszcze tydzień temu u Bożeny moglibyście spędzić weekend w Apartamenty Czary Mary albo zjeść coś smacznego w Kuchnia Domowa Babci Czesi. A teraz… ehhh. Więc jeśli możecie, pomóżcie proszę Bożenie. Link do zbiórki jest dostępny TUTAJ.