Po pierwsze – i powtarzała to jak mantrę wcześniejsza opozycja, a dzisiejsza koalicja rządząca – nie ma powodu, by zlewnia jednej rzeki w Polsce miała swoją specustawę, skoro niemal 100 proc polskich rzek jest w złym stanie i wszyscy o tym wiedzą. Mimo że zastąpienie niektórych projektów hydrotechnicznych działaniami renaturyzacyjnymi może się przyczynić do poprawy stanu ekologicznego fragmentów Odry, przecież w ten sposób nie da się wyeliminować podstawowego problemu, jakim jest jej zasolenie. I dodam, że nie jest to kłopot tylko Odry, lecz także Wisły, do której tak samo trafiają zrzuty solanki z kopalni Górnego Śląska, a o której specustawa brawurowo milczy, bo – nie wiedzieć czemu – dotyczy tylko jednej rzeki.

Po drugie – i to też powtarzała dawna opozycja, czyli dzisiejszy rząd – nie ma powodu, żeby katalog inwestycji na rzece był wprowadzany specustawą. Dla aktualności tego argumentu nie ma znaczenia, że hydrotechnika została zastąpiona renaturyzacją. Rzeki w Polsce – i wcześniej, i teraz potrzebują sensownego i długofalowego planu poprawy ich stanu ekologicznego. I nie może być tak, że odpowiada za nie 10 różnych instytucji i ministerstw, których priorytety się wzajemnie wykluczają. Na dodatek wprowadzanie rozwiązań systemowych (wcześniej było to zwiększenie opłat za zrzuty, teraz przeglądy pozwoleń wodnoprawnych) do specustawy, której zakres przedmiotowy dotyczy zlewni jednej (choć dużej i pięknej) rzeki, tylko ten chaos pogłębia.

Po trzecie – o tym, że specustawa musi zostać zmieniona i co w niej jest nie tak, wiadomo w zasadzie od momentu jej uchwalenia. Przypomnę tylko, że pomysłem na radzenie sobie z zasoleniem było wprowadzenie systemu retencyjno-dozującego, który miałby zatrzymywać zrzuty na mniej więcej pięciu dni. Niżówka w roku, w którym została zatruta Odra, trwała tych dni ok. 80. To tyle w kwestii rozmiaru łaty w stosunku do dziury. Dodam tylko dla porządku, że miałby to być system dobrowolny.

Opłaty za zrzuty solanki są śmiesznie niskie dla przedsiębiorstw, które ich dokonują, i tego nie zmieniła specustawa ani nie zamierza tego zrobić nowelizacja. Od ograniczeń związanych z parametrami zrzutów taśmowo są stosowane odstępstwa w pozwoleniach wodnoprawnych, które podlegają jedynie iluzorycznej weryfikacji. Żadnej z tych kwestii specustawa ani jej nowelizacja – ani dla Wisły, ani dla Odry, ani dla innych polskich rzek – nie rozwiązują. Dlaczego? Bo wymagają uzgodnień międzyresortowych. Za monitoring środowiskowy odpowiada Ministerstwo Klimatu, za spółki, które dokonują zrzutów – Ministerstwo Aktywów Państwowych, a pewnie i Ministerstwo Przemysłu, za rzeki zaś Ministerstwo Infrastruktury. Oprócz tego mamy w grze Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska i te regionalne, Generalną Inspekcję Ochrony Środowiska i te wojewódzkie, Wody Polskie, w których stworzono nawet inspekcję wodną, czyli coś na kształt policji, a w sprawę wyjaśniania zatrucia Odry, jak dobrze pamiętamy, była zaangażowana także prokuratura. Jeśli wziąć to wszystko pod uwagę, to to, że monitoring Odry trafił do Instytutu Rybactwa Śródlądowego, którym zajmuje się Ministerstwo Rolnictwa, było logiczne.

Po dwóch latach od śmiertelnego zatrucia drugiej największej rzeki w Polsce zmieniły się rząd, parlament i polityka środowiskowa. Zmienia się także specustawa. Niezmienne okazały się tylko bałagan i stan ekologiczny rzek. ©℗