– Jako jedyny otwarty gej w rządzie jestem szczery w sprawie tego, kim jestem. Jeśli ktoś jest tak bardzo konserwatywny, to zachęcam, żeby np. się nie rozwodził – mówi DGP wiceszef Nowej Lewicy Krzysztof Śmiszek.
Krzysztof Śmiszek: Jeśli we władzach partii zapadnie decyzja, że moje nazwisko może pomóc w uzyskaniu lepszego wyniku, to nie mówię „nie”.
Chciałbym. Ale decyzja jeszcze nie zapadła. Niezależnie od tego – mam co robić, czy to w ministerstwie, czy w Sejmie.
To nie my układaliśmy kalendarz wyborczy. Gdyby to ode mnie zależało, to ułożyłbym go inaczej. Ale każdego kandydata ocenią wyborcy. To od nich zależy, czy będą chcieli mieć takiego reprezentanta w Brukseli, czy też nie.
Nie będę czarował rzeczywistości, że to był świetny wynik. Udało się utrzymać rządzone przez Lewicę Świdnicę, Głogów, Będzin czy Częstochowę. Zdobyliśmy także prezydentury w nowych miastach: we Włocławku czy w Świnoujściu. Ale rzeczywiście w wyborach do sejmiku nie poszło nam już tak dobrze. W czerwcu liczymy na zdecydowanie lepszy wynik. Wybory europejskie są dla Lewicy nieco przychylniejsze. Głosowanie jest prostsze, do urn idą przede wszystkim ci wyborcy, dla których Unia Europejska jest ważna. Z naszych obliczeń wynika, że jesteśmy w stanie zdobyć około pięciu mandatów.
Dyskusja, którą prowadzimy dziś na temat związków partnerskich, i tak jest o wiele bardziej cywilizowana niż jeszcze kilkanaście lat temu. Pamiętam ohydną debatę na ten temat w 2014 r., gdy Krystyna Pawłowicz (wówczas posłanka PiS, obecnie sędzia TK – red.) i inni przedstawiciele PiS wypowiadali haniebne słowa, na które nie ma miejsca nie tylko w parlamencie, ale w ogóle w debacie publicznej.
Cieszę się więc, że obecna dyskusja jest merytoryczna i spokojna. Chciałbym jednak zaapelować do kolegów i koleżanek, szczególnie z PSL: ustawa o związkach partnerskich nikomu nie zaszkodzi, a może tylko pomóc. I to wielu osobom. Można oczywiście zachowywać się jak trzy chińskie małpki– zamknąć oczy, uszy i usta i nie widzieć faktów. Nie zmienia to jednak sytuacji, że tęczowe rodziny jednak w Polsce istnieją. Według badań Polskiej Akademii Nauk w Polsce wychowuje się w nich ponad 50 tys. dzieci. To rodziny osób tej samej płci, w których jeden z partnerów jest biologicznym rodzicem dziecka.
Chciałbym zapytać o nie Władysława Kosiniaka-Kamysza, który – owszem – w sposób kulturalny i godny – ale próbuje polemizować z rzeczywistością. Pytam, co jest ważniejsze – uprzedzenia i stereotypy czy bezpieczeństwo tych dzieci? Wyobraźmy sobie, że w wypadku ginie np. biologiczna matka dziecka, a ono – kilku-, kilkunastoletnie, od lat zżyte z rodzicem społecznym, nagle zostaje instytucjonalnie wyrwane ze swojego bezpiecznego otoczenia.
Bardzo często jest tak, że ojciec nie istnieje w sensie prawnym, bo kobieta ma np. dziecko dzięki metodzie in vitro. Poza tym dlaczego mielibyśmy wyrywać to dziecko z rodzinnego ciepła i bezpieczeństwa, które stwarza mu drugi rodzic? W tej sprawie nie chodzi o czyjąś fanaberię, ale o dobro dzieci.
Głęboko wierzę w to, że jest szansa na to, by projekt ustawy o związkach partnerskich, był projektem rządowym, choć nie jestem zwolennikiem pośpiesznego procedowania tej ustawy. Chcemy dyskutować spokojnie. Będziemy tak długo edukować opornych, pokazywać im konkretne osoby i rodziny, aż serca zatwardziałych konserwatystów zmiękną.
Panu Kosiniakowi-Kamyszowi chciałbym też przypomnieć jeszcze jedną rzecz – w innych państwach ustawy, nie tylko o związkach partnerskich, lecz także o równości małżeńskiej, wprowadzały rządy konserwatywne, bo rodzina jest konceptem konserwatywnym. Proponuję popatrzeć na to, co się wydarzyło w Niemczech za rządów chadeczki Angeli Merkel czy w Wielkiej Brytanii za czasów konserwatysty Davida Camerona. A co kilkanaście tygodni temu zrobiła centroprawica w prawosławnej Grecji? Tam również wprowadzono jednopłciowe małżeństwa.
Jeśli ktoś jest tak bardzo konserwatywny, to zachęcam, żeby np. się nie rozwodził. Konserwatyści podobno się nie rozwodzą, bo mają zakaz religijny.
Bardzo nie lubię hipokryzji w polityce. Jako jedyny otwarty gej w rządzie Donalda Tuska funkcjonuję na własnych zasadach, jestem szczery w sprawie tego, kim jestem, z kim jestem i co robię. Chciałbym więc, żeby ci, którzy nie do końca żyją w zgodzie z zasadami, narzuconymi im przez ich wartości religijne, przywiązywali większą wagę do tego, co robią i mówią. Wtedy byliby bardziej wiarygodni.
W większości państw Zachodu funkcjonuje równość małżeńska. Ba! Pierwsze kraje postsowieckie przyjmują takie rozwiązania. Na przykład Estonia. Rozmawia się o niej w Czechach czy Azji Południowo-Wschodniej. Nie chciałbym więc, żebyśmy w Polsce rozmawiali o jakimś ogryzku legislacyjnym, który we Francji wprowadzono dwadzieścia kilka lat temu. Tam był pakt solidarności, w ramach którego związek partnerski można było rozwiązać przed urzędnikiem pocztowym, a zakres praw i obowiązków partnerów był bardzo wąski.
Projekt jest elementem umowy koalicyjnej, nie budzi sprzeciwu. Jest gotowy, kończy się etap konsultacji międzyresortowych i społecznych. Ma bardzo dobrą opinię rzecznika praw obywatelskich. Myślę, że na posiedzenie Rady Ministrów trafi w maju. (…)
Bez nienawiści da się żyć, więc jeśli ktoś „musi, bo się udusi” i obraża, to powinien mieć świadomość, że jego czyn może zostać uznany za przestępstwo ścigane z urzędu.
Przede wszystkim na kwestiach istotnych dla młodych. To ta grupa była zdemobilizowana w wyborach samorządowych, ich głosu zabrakło przy urnach. Myślę tu o regulacjach związanych z np. europejskim rynkiem pracy. Chciałbym, aby Unia Europejska na poziomie dyrektywy wprowadziła zakaz darmowych staży dla absolwentów. (…)
Oprócz tego chcemy postawić na mocniejszą integrację w kontekście poszczególnych polityk europejskich.
Oczywiście. Lewica zawsze była propatriotyczna i proobronna. Mówiliśmy o tym już pięć lat temu, choć nie znalazło to takiego wielkiego oddźwięku. Zawsze będziemy popierać kwestie, które jednoczą Europę i przyśpieszają integrację.
I jest to temat, o którym należy rozmawiać. Przyjęcie euro jest naszym traktatowym zobowiązaniem. Natomiast dziś nie widzę warunków gospodarczych i klimatu społecznego, aby na taki ruch się zdecydować. Poczekajmy na lepsze, bardziej stabilne czasy gospodarcze.
Lewica zawsze będzie stała na straży praw człowieka i godności ludzkiej. Wstrzymaliśmy się jednak od głosu, bo pakt migracyjny jest niedopracowany i mocno niesprawiedliwy. Jeśli porównany sobie, ilu Polska przyjęła Ukraińców, z liczbami migrantów, którzy trafiają do Włoch, Grecji i Hiszpanii, to zobaczymy, że nasz kraj mocno zaangażował się w pomoc uchodźcom. Nie powinniśmy być obciążani dodatkowymi obowiązkami, bo już teraz mierzymy się z dużym wyzwaniem. Niestety poprzedni rząd machał szabelką, ale nie przekonał nikogo do naszych racji i nie wywalczył żadnej pomocy. Mam nadzieję, że po wyborach europejskich uda nam się wrócić do debaty w tej kwestii i wypracowane zostaną sprawiedliwe kryteria polityki migracyjnej.
Trzeba je wyeliminować. I w tej kwestii wierzę w zapewnienia premiera, że można pogodzić bezpieczeństwo i człowieczeństwo. Musimy uszczelnić naszą granicę, wyposażyć mur w specjalne czujniki i reagować na wszystkie nielegalne próby przekroczenia granicy. Ale postawić również na współpracę z Unią Europejską, aby zwalczać nie tylko skutek, lecz także przyczynę. Tutaj otwiera się ogromne pole do pracy na poziomie europejskim. Jeszcze większe zaangażowanie informacyjne w krajach, skąd przyjeżdżają migranci, o tym, jak wygląda pułapka zastawiona na nich przez reżim Łukaszenki. Jeszcze skuteczniejsze zwalczanie przemytu ludzi, z którego czerpie się zyski. To jest rola UE. ©℗